Przepisy dyrektywy nazywanej ACTA2 są tak niejasne, że będzie nas czekać kolejna batalia o to, jak ostatecznie będą brzmieć w każdym państwie członkowskim - przestrzega w rozmowie z INNPoland.pl ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Jakub Bińkowski.
W tej chwili trudno powiedzieć, bo przepisy nowej dyrektywy są w dużym stopniu nieprecyzyjne. To samo mieliśmy z RODO: duża część źródłowej dyrektywy jest nieprecyzyjna, więc trudno jednoznacznie stwierdzić, jak zostanie transponowana do polskiego prawa.
Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika do rangi symbolu urósł potencjalny zakaz tworzenia memów...
W przegłosowanym tekście mamy przewidziane w art. 11 wyłączenie użytku prywatnego, niekomercyjnego. Jednocześnie, filtrowanie treści pod kątem ich zgodności z prawami autorskimi będzie dotyczyć również treści zamieszczanych przez regularnych użytkowników, nieprowadzących w tym zakresie działalności komercyjnej, ciężko jest zatem jednoznacznie stwierdzić jak przepisy będą działały w praktyce.
Blogerzy czy instagramerki to taka kategoria pośrodku: internauta, który jednak chciały, przynajmniej docelowo, na swoich treściach zarabiać. Oni będą musieli się dostosować?
Dużo zależy od tego, czy uznamy, że dana osoba prowadzi działalność czysto hobbystyczną, czy jednak zarobkową. Na marginesie: mikroprzedsiębiorcy zostali wyłączeni np. z obowiązku filtrowania publikowanych treści pod kątem zgodności praw autorskich – to regulacja, który w pewnym stopniu ogranicza wpływ nowych przepisów.
Jednocześnie jednak ogólny wpływ nowego prawa będzie niekorzystny. Regułą funkcjonowania internetu była do tej pory względna swoboda reprodukcji treści przez użytkowników, wyrażająca się choćby w publikowaniu fragmentów tekstów z odautorskim komentarzem.
Poruszamy się gdzieś pomiędzy pojęciami „inspiracji”, a więc impulsu do stworzenia nowego dzieła na bazie starego, a „plagiatem”, czyli skopiowaniem starego dzieła z kosmetycznymi modyfikacjami.
Owszem, pamiętajmy jednak, że plagiat jest już sankcjonowany. Jeżeli autor treści uznał, że został popełniony plagiat i osoba plagiatująca pobiera z tego jakieś korzyści majątkowe, to może dochodzić swoich praw w sądzie. Tę materię zawsze trudno było regulować sztywno, więc wszystko zależy od analizy danego, konkretnego przypadku.
Na tej zasadzie wypadałoby zapytać, po co cokolwiek zmieniać.
Bo detale można modyfikować. ZPP był wśród sygnatariuszy apelu o kompromisowe rozwiązania, np. w polskim stanowisku była propozycja, by nie rozszerzać praw pokrewnych autorów czy wydawców lecz przyznać im domniemanie nabycia tych praw. W efekcie osoba oskarżona o naruszenie praw autorskich musiałaby udowodnić, że to wydawcy prawa autorskie się nie należą.
Niestety, zdecydowano się na inne rozwiązanie. Za to zmieni się z pewnością wiele innych rzeczy. Wystarczy wspomnieć o przykładzie wklejania linków: niektórzy twierdzą, że nawet wklejenie linku z kilkoma słowami, jakie zwykle są w nim zawarte, to już naruszenie postanowień dyrektywy.
Mają rację?
To kwestia dyskusyjna, duże znaczenie będzie miał sposób implementacji dyrektywy.
Czyli to prawda, jak twierdzą niektórzy, że teraz będziemy cenzurować internet? Czy może rację mieli inni, dowodząc, że opór przeciwko ACTA2 to lobbing Facebooka czy Google?
Z pewnością wprowadzenie obowiązku prefiltrowania treści publikowanych przez użytkowników pod kątem ich zgodności z prawem autorskim jest krokiem w stronę większej cenzury w internecie.
Więksi gracze z grona wydawców, funkcjonujących głównie w ramach tradycyjnych modeli, niewątpliwie widzą problem w dynamicznie rozwijających się platformach cyfrowych, które oferują odbiorcom nowe sposoby prezentowania treści, niejednokrotnie korzystając z prawa cytatu czy autorskiego omówienia dostępnego materiału.
Ich obawy najwyraźniej przeważyły.
Z troski o ich kondycję finansową zdecydowano się zaproponować rozwiązania, o jakich jest mowa w dyrektywie. Nie ulega wątpliwości, że jej aktualna treść – w pewnej części gorsza niż tekst proponowany na początku – zdecydowanie jest niekorzystna.
„Gorsza niż tekst proponowany na początku?”
Tak, w niektórych aspektach. O ile krokiem w dobrym kierunku jest wyłączenie mikroprzedsiębiorców z obowiązku filtrowania treści, to należy wspomnieć o tym, że dodano wiele nowych, bardzo nieprecyzyjnych przepisów, choćby w zakresie art. 13, czy też nowego art. 13c, który mówi o tym, że państwa członkowskie muszą zagwarantować autorom „uczciwe i proporcjonalne” wynagrodzenie za wykorzystanie ich prac w rozumieniu dyrektywy.
Wiele zależy od tego, jak takie sformułowania zostaną implementowane do prawa. Możemy się przy tym spodziewać kolejnych batalii, już na poziomie krajowym, w czasie tego transponowania. Frazy z pozoru niegroźne mogą się okazać w procesie implementacji wielkim zagrożeniem. Pamiętajmy, ile obaw towarzyszyło implementacji RODO. Ostatecznie dużo będzie tu zatem zależeć od polskiego prawodawcy.