„Tanie” linie lotnicze Ryanair skopiowały pomysł PLL LOT i od października chcą wysłać polski personel pokładowy na samozatrudnienie. Pomysł ma charakter propozycji „ulepszenia warunków umowy” – nie wiadomo, co stanie się z tymi, którzy go odrzucą. Przewoźnik dał Polakom dwa tygodnie czasu do namysłu.
Atmosfera w polskim oddziale Ryanaira nigdy nie była nazbyt radosna. Pracownicy skarżyli się na obłożenie dodatkowymi kosztami i obowiązkami, warunki pracy, reguły wyliczania prowizji ze sprzedaży na pokładzie. Czyli w gruncie rzeczy na to samo, co krytykują pracownicy tych linii w całej Europie – i co jest przyczyną zaplanowanego na 28 września strajku.
List, który otrzymali zapewne wszyscy pracownicy z Polski (jest ich około 300), nie jest jednoznaczny. Zatrudnieni w czarterowej firmie Ryanair Sun Polacy mają etaty – w liście z 13 września otrzymali jednak propozycję założenia własnej działalności gospodarczej, co miałoby oznaczać „ulepszenie warunków” kontraktu.
Ulepszenie warunków kontraktu
Ulepszenie oznacza 12-procentową podwyżkę płac, a jednocześnie – utratę praw do płatnych urlopów, zabezpieczenia socjalnego w przypadku urlopów rodzicielskich, a także możliwość rozwiązania kontraktu w przypadku długotrwałej choroby. O ironio, autorzy listu powołują się na PLL LOT, które od kilku lat zatrudniają nowych pracowników na zasadach samozatrudnienia.
Nic zatem dziwnego, że pracownikom linii nowe zasady nie przypadły do gustu. – Nie zgadzamy się na te zmiany – mówił „Gazecie Wyborczej” jeden z nich. – Czujemy się szantażowani i boimy się, że jeśli nie zrezygnujemy z etatu, to nas zwolnią – kwitował.
Znaczenie ma tu też kontekst: autorzy listu dają czas do namysłu do 30 września. Tymczasem 28 września ma się odbyć „największy strajk w historii Ryanair”, który obejmie prawdopodobnie większość krajów europejskich. Samozatrudnieni nie mają prawa do zrzeszania się w związkach, być może zatem linie chcą załatwić problem sporów o warunki pracy raz na zawsze.