Nie ma wątpliwości, że podwyżki cen paliwa kierowców czekają. Pytanie tylko, jak duże. W nadchodzących tygodniach według optymistów trzeba będzie zapłacić „tylko” kilkanaście groszy więcej. Natomiast istnieje szansa, że czeka nas podwyżka nawet o 65 groszy.
Tak drogiej ropy nie było już od czterech lat, a jej cena i tak wciąż rośnie. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, zaledwie tydzień temu baryłka ropy Brent na brytyjskiej giełdzie kosztowała niecałe 82 dol. W ten wtorek jej cena dobiła już 85 dol.
Czemu paliwo drożeje
To, że zaledwie w ciągu roku baryłka ropy zdrożała o ponad 50 proc., ale również osłabienie złotego do dolara oraz polityka światowa (amerykańskie sankcje nałożone na irańską ropę) przekładają się na wzrastające ceny paliwa na rodzimych stacjach.
Jak przewidują eksperci, widmo, że za baryłkę ropy naftowej Brent trzeba będzie w końcu zapłacić 90-100 dol., jest coraz realniejsze. Jeśli do takich cen dojdzie, wtedy ceny benzyny i diesla mogą wzrosnąć nawet o 55-65 groszy na litrze.
W Polsce wciąż w miarę tanio
Mimo newralgicznej sytuacji na światowych rynkach, paliwo w Polsce na razie nie drożeje. Urszula Cieślak z Biura Maklerskiego Reflex, w rozmowie z portalem next.gazeta.pl sugeruje, że może to być spowodowane zbliżającymi się wyborami.
– Mamy czas wyborów samorządowych w Polsce i do amerykańskiego kongresu. Wzrost cen paliw w takich okresach jest zdecydowanie niepożądany dla rządzących. Czy fakt ten spowoduje, że sztucznie zostaną zahamowane podwyżki cen paliw na krajowych stacjach, nie wiem. Ale obecne ruchy cen na stacjach krajowych koncernów świadczą o mniejszej niż dotychczas skłonności do podwyżek – twierdzi.