Fanaberie stacji benzynowej, 100 milionów za znaczek na ogonie wlokącego się z tyłu stawki bolidu – to przewijające się w internetowych dyskusjach argumenty przeciwko inwestycji Orlenu w karierę Roberta Kubicy na torach F1. Ale to tylko jedna strona medalu – bo będzie to najlepiej przepuszczone 100 milionów w historii polskiego sportu.
Powrót Kubicy do F1, dziś triumfalnie ogłoszony i na 100 proc. potwierdzony przez team Williamsa, już jest nazywany największym comebackiem w historii sportu. Coś w tym jest – osiem lat temu Robert cudem wywinął się śmierci. Zmasakrowana w wypadku ręka była wtedy najmniejszym problemem. Kubica miał mnóstwo złamań, zmiażdżoną klatkę piersiową, bark, nogę. Nie wiadomo jakim cudem jego prawa ręka trzymała się reszty ciała.
Gdy było jasne, że Kubica przeżyje, nastąpiła seria kolejnych operacji, zabiegi rehabilitacyjne i walka o powrót do samochodu. Osiem lat później Kubica podpisał kontrakt, dzięki któremu znowu będzie jeździł w F1. To jest historia, którą śledziły miliony kibiców na całym świecie – i nie ma w tym żadnej przesady.
To gotowy scenariusz na hollywoodzki hit, tym bardziej, że Kubica jest jednym z najbardziej charakterystycznych kierowców w stawce. Wysoki chudzielec z orlim nosem, zawsze z zagadkowym wyrazem twarzy, skupiony na swojej robocie.
Jeśli jakaś polska firma miałaby go sponsorować, to akurat jest na to świetny moment. Wcześniej trudno było przebić oferty sponsorów innych kierowców. Nikt też nie próbował tego zrobić.
Czy sponsoring Kubicy opłaci się Orlenowi? Finansowo pewnie nie, chociaż to akurat pytanie do Orlenu. Wiadomo, że koncern wyłożył na stół równowartość ok. 100 mln złotych, by na dwa lata stać się sponsorem brytyjskiego zespołu Formuły 1. Oczywiście warunkiem sine qua non jest to, że za kierownicą bolidu zasiądzie Polak.
W budżecie Orlenu nie jest to kwota wiele znacząca. Koncern w ostatnim raportowanym kwartale zanotował 2,4 miliarda złotych zysku (EBIDTA wg. Lifo, czyli zysk przed odsetkami, opodatkowaniem i amortyzacją). Ale to ciągle potężna kwota, której można byłoby znaleźć bardziej praktyczne zastosowanie. Szczególnie w Orlenie, traktowanym przez rząd PiS jako łup wojenny i miejsce zsyłki wiernych działaczy, na dodatek szykującym się do kosztownej fuzji z Lotosem.
Co Orlen dostanie w zamian? Na razie trudno powiedzieć, jak rozegra to marketingowo. Można założyć, że miliony fanów Kubicy nie będą unikały tankowania na stacjach tej sieci. Orlen wskakuje też do bardzo elitarnego klubu – bo sponsorami F1 zostają poważne koncerny. W tym gronie nie ma wielu polskich firm. W 2010 roku swoje napoje na bolidzie Kubicy (w barwach Renault) reklamował FoodCare. Dziś mało kto pamięta, że w 1978 roku na torze w Monaco znajdowały się reklamy wódki Wyborowa.
Faktem jest, że Orlen w porównaniu do innych sponsorów nie wydał zbyt dużo, więc nie może spodziewać się jakiejś znacznej ekspozycji swojego logotypu. Trudno jednak powiedzieć, czy na to liczył – bo nie jest koncernem globalnym i marka znana jest tylko w Polsce, trochę w Czechach, na Litwie i w Niemczech. Dość powiedzieć, że takie firmy jak Santander, Shell czy Rexona płacą za bycie sponsorem nawet kilka razy więcej i to za jeden sezon.
Reklamy Orlenu
Reklamy i sponsoring Orlenu będą więc widoczne raczej tylko dla Polaków. Oczywiście pozostaje jeszcze otwarta kwestia tego, jak koncern to rozegra. Bo jasne jest, że będzie jeszcze musiał wydać sporo pieniędzy na akcje promocyjne, nagrody dla kibiców, reklamy w mediach. Jest więc wątpliwe, że odbije sobie koszty tego sponsoringu.
Z pewnością Kubica będzie jednym z najczęściej pokazywanych podczas wyścigów kierowców. Bo to żywa legenda wyścigów tej serii, człowiek, który według wszelkiego prawdopodobieństwa powinien dostawać rentę z ZUS-u, tymczasem walczy na torze z najlepszymi na świecie kierowcami.
Morawiecki odzyskał twarz
Można bez przesady powiedzieć, że największą rolę w załatwieniu kontraktu dla Kubicy mieli kelnerzy-podsłuchiwacze. Jakimś dziwnym trafem tuż przed wizytą naszego kierowcy w siedzibie Orlenu, do mediów wyciekły podsłuchy z rozmów obecnego premiera Mateusza Morawieckiego, który jeszcze jako prezes banku cieszył się z wypadku Kubicy, bo inaczej musiałby wyłożyć pieniądze na jego sponsoring.
"No hard feelings" – napisał Kubica na Twitterze, ale ta sytuacja z pewnością pomogła kierowcy w uzyskaniu kontraktu.
Williams w F1
Z pewnością Williams. To słaby zespół, obecnie najgorszy w stawce. Dostaje zastrzyk gotówki i świetnego kierowcę za kółkiem. Nawet jeśli bolidy Williamsa nadal będą spisywać się słabo, to sama osobowość Kubicy pomoże im w budowaniu swojego wizerunku.
Trzeba pamiętać o tym, że Roberta kochają nie tylko polscy fani, jest niezwykle popularny również we Włoszech i na Wyspach Brytyjskich. Można zaryzykować twierdzenie, że tifosi znają dwóch Polaków – Jana Pawła II i Roberta Kubicę. O Morawieckim i Orlenie nawet nie słyszeli.