
Ten lot pasażerowie linii lotniczych S7 Airlines, znanych też jako Siberia Airlines, zapamiętają na długo. Awaria systemu klimatyzacji na pokładzie skończyła się dramatycznym skokiem temperatury, do poziomu 45-50 stopni C. Mimo protestów pasażerów piloci uznali, że samolot dotrze do portu docelowego. Tak też się stało.
REKLAMA
„Lotem z piekła” nazwały ten rejs media. Gdy pasażerowie wsiadali do maszyny na lotnisku w Nowosybirsku, temperatura na zewnątrz spadła do minus 25 stopni. W maszynie również było „rześko”, prawdopodobnie około kilkunastu stopni na plusie. Załoga postanowiła zatem włączyć grzanie.
Jeszcze przed startem okazało się, że system klimatyzacji nagrzewa się i wydziela niepokojący zapach. Wkrótce później zaczęło się robić gorąco. – Przyłożyłem rękę do miejsca, skąd leciało powietrze i uczucie było takie, jakby powietrze się gotowało – relacjonował Władimir Szachrin, piosenkarz, który wykupił ten lot. – To było dobre 45-50 stopni – dodawał.
Prośby o lądowanie
Pasażerowie zaczęli narzekać na duszności, co najmniej dwie osoby wymagały interwencji załogi i kompresu wyziębiającego. Mimo nalegań, żeby zawrócono lub wylądowano po drodze do docelowego portu w Jekaterynburgu, załoga uznała, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa lotu. W efekcie pasażerowie spędzili około dwóch godzin w spowodowanym awarią klimatyzacji ukropie.
Pasażerowie zaczęli narzekać na duszności, co najmniej dwie osoby wymagały interwencji załogi i kompresu wyziębiającego. Mimo nalegań, żeby zawrócono lub wylądowano po drodze do docelowego portu w Jekaterynburgu, załoga uznała, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa lotu. W efekcie pasażerowie spędzili około dwóch godzin w spowodowanym awarią klimatyzacji ukropie.
Z relacji osób, które znalazły się na pokładzie samolotu, ma wynikać, że jedna ze stewardess przyznała, iż nie jest to pierwsza taka awaria na pokładzie tej maszyny (Embraer E-70). Nic zatem dziwnego, że specjalna komisja śledcza z Jekaterynburga ogłosiła wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.
