Polska polityka była i jest bagnem, ale trudno, wszędzie jest tak samo. Tak można by podsumować opinie naszych rozmówców dopytywanych o to, czy podsłuchane rozmówki polityków – ujawniane w mediach w ostatnich latach – zmienią politykę. Co prawda politycy regularnie oskarżają się o paranoję, ale dopiero teraz paranoja może stać się rutyną.
PiS był od lat jedną z nielicznych w Polsce partii, które stosują nadzwyczajne środki bezpieczeństwa – ich członkowie spotykają się w zabezpieczonych przed podsłuchem pomieszczeniach czy zdają przed spotkaniami telefony komórkowe, żeby nikt nie mógł podsłuchać, o czym debatują politycy – z taką opinią zetknęliśmy się, jeszcze zanim „Gazeta Wyborcza” opublikowała nagrania z Jarosławem Kaczyńskim w roli głównej.
Dziś okazuje się, że nadzwyczajna ostrożność rządzącej dziś partii zapewne była czymś na kształt ubran legend – za to w niedalekiej przyszłości wszystkie ugrupowania polityczne w Polsce mogą zwariować na punkcie zabezpieczania się.
Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa
Zainteresowanie bezpieczeństwem i swobodą rozmawiania zaczęło się w Sejmie kilka lat temu, gdy w ramach rozbudowy kompleksu parlamentu zaplanowano m.in. salę do tajnych obrad, mogącą zmieścić około 60-70 osób.
Okazji do takich obrad nie było do tej pory zbyt wiele, ale w tym samym czasie, gdy ruszała rozbudowa budynków sejmowych, odbyła się też pamiętna debata poświęcona uchyleniu immunitetu Mariusza Kamińskiego, wtedy byłego szefa CBA. Debata była pamiętna ze względu na zabezpieczenia.
Najpierw z sali obrad i okalających ją korytarzy usunięto sprzęt należący do mediów. Potem w pokojach, które były do dyspozycji dziennikarzy, odcięto od zasilania urządzenia: od telefonów, przez komputery, po sprzęt RTV. Pomieszczenia były dodatkowo plombowane przez ABW. W całym budynku wyłączono internet bezprzewodowy. Przeczesano salę plenarną i uniemożliwiono jakąkolwiek rejestrację posiedzenia.
Posłom zafundowano niemalże lotniskową kontrolę bezpieczeństwa: oddawali swoje telefony, przechodzili przez bramki bezpieczeństwa, nie mogli wnieść na salę toreb czy teczek. Procedura miała się powtórzyć przy opuszczaniu sali.
– Panuje opinia, że dziś w Sejmie panuje atmosfera gorsza niż 20 czy nawet kilka lat temu. To nieprawda: byłem posłem od 1991 roku. Tu się nic nie zmieniło na gorsze, zawsze były awantury – mówi nam Marcin Libicki, niegdysiejszy poseł prawicowych partii, z PiS włącznie. – Ale też nie było nigdy jakiejś szczególnej obawy przed podsłuchami – kwituje.
Jedno wielkie bagno
– Nie zauważyłem w odniesieniu do PiS jakiejś szczególnej psychozy w sprawie podsłuchów, bo wiem, jak wygląda to w innych partiach – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl Marek Migalski, były polityk PiS, dziś politolog. – I wszędzie wygląda to tak samo: polityka zmieniła się od momentu, kiedy urządzeniem mogącym nagrywać, a więc zniszczyć polityka, stał się guzik czy kawałek okularów – ucina.
Nie dotyczy to zresztą tylko polityków. Radosław Markowski, komentator i znawca polskiej polityki, twierdzi, że odbija się to nawet na jego wykładach. – Zaczynam je prowadzić w surowy sposób, bez jaj i dowcipkowania. Wystarczy, że ktoś nagranie wyedytuje, wyrywając z kontekstu np. jakieś autoironiczne uwagi. Żyjemy w świecie, w którym możliwości zrobienia z kogoś np. kretyna, są wielkie. I wygląda na to, że politycy coraz mniej mówią – mówi nam ekspert.
– Polska polityka to jedno wielkie bagno – podsumowuje dla INNPoland.pl Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL. – Ale ja wychodzę z założenia, że dopóki nie kradniesz i nie kombinujesz, nie masz się czego obawiać. Byleby nie przesadzać z przekleństwami, bo niektórym wiele się potrafi wymsknąć. Zabezpieczają się zwykle ci, którzy mają niecne zamiary – ucina.
Większa dbałość o bezpieczeństwo rozmów polityków pojawiła się jakieś dwa lata temu, gdy publikowano kolejne nagrania z rozmowami polityków opozycji. W sklepach ze specjalistycznymi urządzeniami odnotowano wzrost zainteresowania aparatami szyfrującymi połączenia, skoczyła sprzedaż software chroniącego komputery czy szumideł, uniemożliwiających nagrywanie (co jednak nie sprawdziło się niedawno w KNF). Z tymi urządzeniami politycy muszą dziś być za pan brat.