Na słynnym radomskim lotnisku rozpoczęła się właśnie budowa nowego terminala. Pojawił się premier Morawiecki z łopatą oraz złotymi myślami, którymi uzasadniał start tej kontrowersyjnej inwestycji. Niewygodne kwestie starannie ominął.
– Przełamujemy pewną klątwę, rzuconą przez komunistów na miasto Radom w słynnym 1976 roku. Wtedy, po protestach robotniczych, komuniści wydali niepisany wyrok na Radom. Zablokowane zostały inwestycje drogowe, lotnicze, gospodarcze. Wszystkie, które mogły się przyczynić do rozwoju tego pięknego miasta – powiedział Morawiecki podczas symbolicznego wbijania łopaty.
Czy to lotnisko ma sens?
Rząd i powiązani z nim menedżerowie nie bardzo wiadomo dlaczego uparli się, by Radom uszczęśliwić jeszcze większym lotniskiem. Już poprzednie okazało się potwornym niewypałem, nie chciały z niego latać żadne linie. Co jakiś czas pojawiały się tam jedynie małe prywatne maszyny.
Rząd ma jednak wielki cel – Centralny Port Komunikacyjny, czyli lotnisko w Baranowie. Regularnie podważa sens istnienia i rozbudowy Okęcia, czyli olbrzymiej zalety Warszawy. Dlatego Polskie Porty Lotnicze, czyli państwowa spółka, kupiły udziały w radomskim lotnisku i na siłę budują tu większy terminal i dłuższe pasy startowe.
Lotnisko pod Radomiem ma obsługiwać przede wszystkim loty czarterowe i niskokosztowe. Dotychczasowe lotnisko było za małe. W pierwszej fazie po rozbudowie radomskie lotnisko ma obsługiwać przynajmniej 70 połączeń dziennie i działać 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Koszty budowy to ok. 425 mln zł. Lotnisko ma zostać oddane do użytku w pod koniec 2020 roku.
I po co to wszystko?
Zarówno Okęcie, jak i CPK będą potrzebować zapasowego lotniska w okolicy a rząd nie chce inwestować w Modlinie. Bo to lotnisko jest zarządzane głównie przez samorządowców i nie pasuje do idei państwowej własności, nie da się nim sterować z poziomu ministerialnych gabinetów.
Oczywiście Modlin ma swoje wady, ale dojazd do lotniska jest stosunkowo łatwy i trwa krótko. Z centrum Warszawy da się tu dojechać w 40 minut. Do Radomia jedzie się w 1 godzinę i 40 minut. Dlatego miażdżąca większość przewoźników woli latać z Okęcia lub Modlina i broni się przed Radomiem. Na razie jedynie biuro podróży Itaka zadeklarowało, że od 2021 będzie chciało wysyłać swoich klientów w podróż właśnie z Radomia.
Premier Mateusz Morawiecki podkreślił, że inwestycja w radomski port ma m.in. uzasadnienie lokalizacyjne i biznesowe.
– To, co dzisiaj tutaj symbolicznie zaczynamy, tę inwestycję, którą inaugurujemy, jest kluczowym krokiem (...) tworzymy pierwsze kroki w kierunku rozbudowy lotniska do wielkości 3-milionów w pierwszej fazie. Czyli 3 miliony pasażerów rocznie – perorował podczas wbijania łopaty.
Tyle samo pasażerów lata obecnie z Modlina. To lotnisko (wedle zarządu) ma potencjał nawet na kilkanaście milionów pasażerów rocznie. Tymczasem ostatni rejsowy samolot odleciał z Radomia w październiku 2017 roku. I od tej pory żaden nie pojawił się na horyzoncie żaden, który chciałby tam wylądować. Wydaje się, że przełamanie klątwy nie pomoże. Z Warszawy do Radomia musiałoby być po prostu bliżej, ale nawet premier z łopatą nie skróci tej odległości.