Rekordowy wzrost płacy minimalnej w 2020 roku - dla przeciętnego obywatela hojna propozycja rządu PiS może brzmieć dobrze. W końcu podnoszenie wynagrodzenia tych najmniej zarabiających wydaje się prawidłowe, prawda? W rzeczywistości pański gest włodarzy jest decyzją polityczną - po pierwsze skrojoną pod wyborców, po drugie wygodną dla państwowego budżetu. Tymczasem może skończyć się katastrofalnie dla polskiej gospodarki.
Hojna podwyżka od rządu
Rząd zamierza potrząsnąć kiesą przed wyborami i sypnąć pieniędzmi na wzrost płacy minimalnej – donosił ostatnio „Dziennik Gazeta Prawna”. Osoby z rządowych kuluarów nieoficjalnie zdradziły, że w roku wyborczym oferta PiS ma być wyjątkowo szczodra. Aby zadowolić wyborców, spodziewana podwyżka minimalnej pensji może wynieść od 2450 zł do nawet 2500 zł.
Rewelacje wydaje się potwierdzać niedawna, bo sprzed tygodnia, propozycja byłej już minister rodziny i pracy Elżbiety Rafalskiej. Ówczesna szefowa resortu zapowiedziała podwyżkę płacy minimalnej o 200 zł brutto w stosunku do aktualnie obowiązującego najniższego limitu miesięcznego wynagrodzenia.
Obecna wysokość płacy minimalnej w Polsce wynosi 2250 zł brutto, co oznacza, że pracownik zarabiający najniższą krajową otrzymuje „do ręki” ok. 1634 zł netto. Z kolei osoby zatrudnione na umowie zleceniu obecnie zarabiają co najmniej 14,7 zł brutto za godzinę pracy.
Wzrost płacy minimalnej
Niezależnie od kwoty, jaka ostatecznie padnie ze strony Rady Ministrów, płaca minimalna wzrośnie tak czy siak - gwarantują to przepisy. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, gdyby przyjąć opcję podwyżki o tylko tyle, ile zapewnia prawo, płaca minimalna w nadchodzącym roku wynosiłaby 2345,59 zł brutto. Wówczas relacja płacy minimalnej do średniego wynagrodzenia wynosiłaby 44,9 proc., a nie 47 proc., za czym optowała eksminister Rafalska.
Poza tym warto pamiętać, że krańcową wysokość minimalnej krajowej określa nie tylko rząd, ale również reprezentatywne związki zawodowe oraz organizacje pracodawców.
Dwa pierwsze podmioty przedstawiły już swoje oferty – związki zawodowe domagają się płacy minimalnej w 2020 r. na poziomie 2520 zł brutto (podwyżka o 270 zł), środowiska pracodawców optują za wynagrodzeniem rzędu 2387 zł brutto (podwyżka o 137 zł). Rząd ma czas ze swoją ostateczną propozycją do 15 czerwca.
Jednak doniesienia medialne sugerują, że będzie to propozycja nadzwyczaj hojna. Jest to, jak zauważają eksperci, bardzo włodarzom na rękę. Z jednej strony za wyższe pensje zapłacą pracodawcy, a z tytułu składek do budżetu państwa wpłyną niemałe kwoty, z drugiej zaś jest to prawdziwa gratka do koszyka obietnic wyborczych.
Nadzwyczajna hojność, nadzwyczajna krótkowzroczność
Jednak ponad wszelką wątpliwość ekspertów nadzwyczajny wzrost płacy minimalnej jest również nadzwyczajnie nierozsądny, a jego bolesnych skutków najprawdopodobniej doświadczymy w przyszłości.
– Jestem wielkim zwolennikiem instrumentu takiego jak płaca minimalna, czyli podnoszenia siły przetargowej tych, którzy na rynku pracy mają najmniej do powiedzenia. Jednak choć jest to ważny instrument, należy używać go rozsądnie, uważnie i z umiarem – ostrzega w rozmowie z INNPoland.pl prof. Jacek Tomkiewicz, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego.
Jak zauważa ekspert, płacę minimalną należy podnosić, jednak musi być ona podnoszona stopniowo i związana z wydajnością pracy, czyli dynamiką PKB, która w przypadku Polski wynosi ok. 4,5 proc.
– Obecnie podnosimy płacę minimalną wyżej niż wydajność pracy i to zaczyna być niebezpieczne, gdyż zwiększamy płace tych, których wydajność rośnie wolno. W konsekwencji może dojść do impulsu inflacyjnego, zaś jak inflacja się rozkręci, to wszyscy zaczniemy mieć problemy.
W ciągu ostatnich 17 lat płaca minimalna rosła w średnim tempie 6,42 proc. rocznie. Proponowana na przyszły rok podwyżka (o 8,9 proc. rdr) jest jedną z najwyższych, jak zauważa serwis Bankier.pl.
Zastrzyk dla budżetu
Co więcej, należy pamiętać, że 200 złotych podwyżki płacy minimalnej, nie oznacza 200 zł, które trafią bezpośrednio do ręki pracownika. Na tak wysokim podniesieniu płacy minimalnej zyska głównie państwo dzięki oskładkowaniu pensji.
– Obecnie pracownik otrzymujący tzw. najniższą krajową (2 250 zł brutto) po potrąceniu podatków („składek na ZUS” i zaliczki na PIT) otrzymuje ok. 1 634 zł. Ale praca tego pracownika kosztuje pracodawcę 2 710,80 zł. Różnicę w kwocie 1 077 złotych do swojej kieszeni zgarnia państwo. Po podniesieniu płacy minimalnej do 2 450 zł rząd wzbogaci się o blisko 101 złotych miesięcznie za każdego pracownika. Sam pracownik dodatkowo otrzyma na „rękę” niespełna 140 zł miesięcznie – wylicza Krzysztof Kolany, analityk serwisu Bankier.pl.
Oznacza to, że podniesienie płacy minimalnej o 200 zł brutto przełoży się na wzrost ceny najtańszej pracy o 241 zł miesięcznie.
– Z punktu widzenia pracodawcy jest to zwiększenie kosztów – zauważa prof. Tomkiewicz. – Dla dużych, nowoczesnych korporacji nie jest to problem, gdyż mało kto zarabia w nich na takim poziomie. Natomiast ma znaczenie dla małych firm, gdzie koszty ogląda się z każdej strony. A 60 proc. zatrudnionych w Polsce jest w małych i średnich przedsiębiorstwach – pointuje.
Zaś, jak wskazuje, pracodawcy potrafią liczyć. Jeśli zatem wydajność wzrośnie wolniej niż płace to po prostu takie miejsce pracy nie powstanie lub zostanie ograniczone. I dopóki gospodarka nie zwalnia, wszystko jest w porządku. Jednak jej spowolnienie może spowodować zmianę rynku pracownika na rynek pracodawcy.
– Obecnie bezrobocie w Warszawie sięga 1,5 proc., więc nie ma problemu. Natomiast wyobraźmy sobie sytuację, w której gospodarka zwalnia, a my mamy wysoko podniesioną płacę minimalną. Wtedy zaczyna się problem, bo zaczyna szybko rosnąć bezrobocie – wyjaśnia ekspert.
Skutki odczujemy wszyscy
– Zwiększając płacę minimalną, automatycznie zwiększamy pewną część świadczeń społecznych. Mamy kolejny impuls inflacyjny dla gospodarki, bo wykładamy jakąś część pieniędzy. Oczywiście z drugiej strony powiemy, że płace są oskładowane i opodatkowane, więc część z tych wpływów trafi do budżetu z tytułu podatków i składek. Natomiast należy pamiętać, że jest to skomplikowana rzecz i podniesienie płacy minimalnej działa naprawdę na szereg obszarów gospodarki – zauważa prof. Tomkiewicz.
Gwałtowną i przerośniętą podwyżkę płacy minimalnej dotkliwie odczują nie tylko pracodawcy i gospodarka. Ostatecznie „oberwie się” również samym konsumentom.
– Wzrost kosztów pracy z pewnym opóźnieniem przekłada się na wyższe ceny dóbr konsumpcyjnych. Dotyczy to zwłaszcza usług, w przypadku których koszty pracownicze stanowią większość kosztów wytworzenia. Przy szybko rosnącej płacy minimalnej można więc spodziewać się wyższych stawek w restauracyjnych menu, droższych hoteli czy wyższych cen owoców. Finalnie tracą na tym konsumenci – dowodzi Kolany.
– Wszystko wskazuje na to, że jest to kiełbasa wyborcza – podsumowuje prof. Tomkiewicz. – Jestem ekonomistą, a nie politologiem, jednak domyślam się, że elektorat PiS może być zainteresowany takim instrumentem jak płaca minimalna, dlatego w tym przypadku chyba trzeba to potraktować z punktu widzenia cyklu wyborczego – kwituje.