Lepiej współdzielić niż posiadać", to współczesna wersja "lepiej dawać niż brać". Ekonomia współdzielenia z dnia na dzień zyskuje na popularności. Ludzie współdzielą mieszkania, samochody, hulajnogi, narzędzia, a w kolejce czekają kolejne pomysły. Czy chęć posiadania nie wygra z ekonomią współdzielenia?
Czym jest ekonomia współdzielenia?
Największym problemem tego obszaru w tym momencie jest to, że jest bardzo różne rozumienie tego czym jest tak naprawdę gospodarka współdzielenia – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Jan Zygmuntowski, prezes Fundacji Instrat.
Pojęcie "sharing economy" na początku służyło przede wszystkim do określania "underused assets", czyli dóbr, które nie są w pełni wykorzystywane przez właściciela, a ten nie ma nic przeciwko ich wypożyczaniu. – To jest taka międzyludzka współpraca pełnego wykorzystania tych dóbr – wskazuje Zygmuntowski.
Jak dodaje ma to wymiar nie tylko ekonomiczny, ale także ekologiczny, ponieważ dobro zostało wyprodukowane tylko raz, a przysługuje się wielu ludziom i dopiero teraz może zostać w pełni wykorzystane.
Sukces Ubera i Airbnb
Już w 2025 roku wartość usług współdzielonych ma osiągnąć ponad 330 mld dolarów. Dla porównania w zeszłym roku wynosiła ona 19,5 mld dolarów – podaje w raporcie portal Statista.
Trudno nie zauważyć popularności największych firm kojarzonych z ekonomią współdzielenia. Uber przed wejściem na giełdę w maju tego roku wyceniany był na 82,4 mld dol (choć sam debiut nie okazał się sukcesem). Liczba przejazdów z użyciem aplikacji przekroczyła już 10 miliardów. Uber działa obecnie w 63 krajach, ponad 700 metropoliach i ma blisko 4 miliony kierowców. Jak podają analitycy firmy F/X, w całym 2018 roku użytkownicy aplikacji wydali za jej pośrednictwem na przejazdy bez mała 50 miliardów dolarów USA.
Szalenie popularne jest też Airbnb, które pozwala na udostępnianie swojego mieszkaniu lub pokoju. Forbes w maju wycenił firmę na co najmniej 38 mld dol. A to tylko początek długiej listy firm, które chcą zarobić na nowym trendzie.
Wpływ ekonomii współdzielenia na tradycyjne firmy
W obecnym momencie istnieją ogromne platformy, które pozwalają na współdzielenie aut, hulajnóg czy mieszkań. – Sharing economy w dużym mieście się sprofesjonalizowało, tak naprawdę dzisiaj mówimy bardziej o platformach cyfrowych – uważa Zygmuntowski.
I ta profesjonalizacja doprowadziła do poważnych zmian. W przypadku Airbnb jest to spadek podaży mieszkań na długoterminowy wynajem czy też wzrost cen mieszkań w dużych miastach. Jeśli chodzi o transport samochodowy, Zygmuntowski wskazuje m.in. braki zabezpieczeń społecznych dla kierowców. – To się spotyka oczywiście z odpowiedzią regulatora – mówi ekspert i podaje przykłady różnych wyroków sądowych.
– Sądy brytyjskie mówią, że pracownicy Ubera są pracownikami, a nie żadnymi dostawcami i wobec tego Uber jest pracodawcą, a nie tylko platformą. Z innej strony widzimy chociażby zakazywanie takiej platformy jak Airbnb w niektórych miastach. Wygląda na to, że chwilowo musimy przemyśleć na poziomie regulacyjnym, jak chcemy podejść do tych platform.
Alternatywą dla korporacyjnego modelu, którą warto rozważyć, jest tzw. platformowy kooperatyzm. Polega na tworzeniu spółdzielni, w których nie tylko wnosimy jakieś dobro, ale też jesteśmy jej współwłaścicielami. Podejmujemy decyzje zarządcze, dzięki czemu ograniczamy też pośredników. Warto przyjrzeć się mniejszym od Ubera i Airbnb przedsięwzięciom.
Czym jest Honeycomb?
To ciekawy diagram przedstawiający czym i w jakich dziedzinach życia się dzielimy. Zapoznanie się z nim może otworzyć oczy. Wszędzie tam, gdzie posiadamy jakieś zasoby, które są niewykorzystywane w stu procentach, a mogą być udostępniane innym, następuje takie współdzielenie. Wśród najważniejszych kategorii wymieniono: współdzielenie pojazdów, przestrzeni (biurowej i prywatnej), naukę, zdrowie (np. szpitale dzielą sprzęt medyczny), narzędzia, logistykę. W sumie zebrano tam 280 start-upów.
W Polsce oprócz dzielenia się samochodami, mieszkaniami czy hulajnogami możemy już skorzystać na przykład z opcji zbierania warzyw i owoców. Dzielą się nimi rolnicy i sadownicy, którzy wrzucają swoje ogłoszenia na portal myzbieramy.pl.
Podobnie działa usługa zdalny ogródek, którą udostępnili Sławek Szymaszek i Szymon Kowalke. Panowie wpadli na pomysł, by udostępniać działki ogrodowej mieszczuchom. Ci za pośrednictwem portalu mogą wybrać jakie warzywa zostaną zasadzone, a zajmować się nimi będzie ogrodnik z krwi i kości.
Można pożyczać w ten sposób pieniądze, a nawet „pożyczać ludzi”, a konkretniej ich ręce do pracy. Istnieją start-upy, w których chętni oferują swoją pomoc w wykonywaniu rutynowych obowiązków.
Istnieją też tak kuriozalne pomysły, jak przeprowadzanie eksperymentów naukowych w laboratorium (Science Exchange), pomoc w wybraniu choinki (Alpinely). Wypożyczanie rzeczy począwszy od butów (Luxury Shoe Club) przez kanapy (Furnishare) po odrzutowce (OpenAirplane).
W grę wchodzi też wypożyczanie zwierząt (Walkzee, DogVacay), ale na tym nie koniec. Najbardziej kontrowersyjna była chińska aplikacja Touch, umożliwiająca współdzielenie sex-lalek. Rząd Chin jednak zakazał jej funkcjonowania.
Chęć posiadania
– Koncepcja, że ludzie uważają, że "to jest moją własnością, nikt nie ma prawa tego ruszać", to są raczej ideologiczne przesłanki – uważa Zygmuntowski. Jego zdaniem ludzie nie mają nic przeciwko współdzieleniu, pod warunkiem, że będzie dobrze zarządzane.
Uważa, że potrzebna jest odpowiednia infrastruktura i system, który zapewni, że dany produkt jest gotowy do użytku. Problemem jest stworzenie takiego operatora, który przekona ludzi, że to jest łatwe. Rynki, na których udało się to osiągnąć pokazują, że duzi biznesowi pośrednicy korzystają z tego i zarabiają.
Jeżeli istnieje czynnik ekonomiczny to okazuje się, że znika duże przywiązanie do własności. – Nie muszę kupować wiertarki jak chcę dziurę w ścianie – Zygmuntowski podaje klasyczny przykład. Idąc dalej tym tropem można wskazać carsharing, który eliminuje konieczność posiadania auta.
– Ludzie potrzebują konkretnej usługi, strumienia wartości w danym czasie, a własności potrzebujemy najczęściej do najprostszych osobistych rzeczy, jak posiadanie dachu nad głową – tłumaczy Zygmuntowski. Jednak dodaje, że zmienia się to pokoleniowo.
Najmłodsze pokolenie, dotknięte niestałością zarobkową i brakiem zabezpieczeń społecznych, pokazuje że dla nich to częściowo jest wybór miedzy mozolnym odkładaniem i pozwoleniem sobie na niewielką ilość dóbr, a życiem na znacznie wyższym poziomie ale odcinkowo, korzystając tylko z tych współdzielonych rzeczy.