Rząd w przedwyborczych obietnicach kreuje się na partię, która wspiera najsłabiej zarabiających. Jaskrawym przykładem tego kierunku wspomagania niezamożnych ma być ekstremalna podwyżka płacy minimalnej, która w 2021 roku sięgnie 3 tysięcy złotych brutto. Najbiedniejsi wydają się zatem największymi wygranymi obietnic PiS-u, zwłaszcza w przypadku budowania emerytalnego kapitału w postaci Pracowniczych Planów Kapitałowych. Eksperci wyjaśniają jednak, że jest zupełnie odwrotnie.
Najbiedniejsi największymi wygranymi?
„Członkostwo w PPK zacznie się opłacać osobom z minimalną pensją” – czytamy na stronie Bezprawnik.pl. „Zarabiając (…) 3120 złotych brutto, wkład pracownika na rzecz PPK wyniesie zaledwie... 15,6 złotych miesięcznie. To w praktyce mniej niż duże latte w sieciowej kawiarni” – dowodzi autorka.
Opinii wtórują internauci i inne media. Jednak powielający ją autorzy wydają się nie mieć świadomości, że „duże latte w sieciowej kawiarni” dla wielu osób z minimalną pensją netto w wysokości ok. 1540 złotych (przy dzisiejszym minimalnym wynagrodzeniu) czy ok. 1770 złotych (przy założeniu przyszłorocznym) nie jest codziennym wydatkiem, a swego rodzaju luksusem. Nie mówiąc już o płaceniu co miesiąc dodatkowych pieniędzy na nieobowiązkowy program emerytalny.
Co więcej, podniesienie pensji minimalnej proponowanej przez PiS na gromadzenie kapitału na PPK wpłynie w bardzo nieznaczącym stopniu. Specjalnie dla INNPoland.pl dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspertka Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, wyliczyła, ile potencjalnie zarobią najmniej zamożni.
Gwoli przypomnienia - z uwagi na małe dochody osoby z najniższymi płacami, zamiast przeznaczania na PPK 2-4 proc. pensji, mogą zdecydować poświęcać dodatkowi emerytalnemu zaledwie 0,5 proc. swojego wynagrodzenia.
Jeśli wybiorą tańszy wariant, przy pensjach minimalnych w 2020 roku, podniesionych do 2600 złotych brutto, będą musieli płacić 13 złotych miesięcznie na poczet PPK. W przypadku droższej opcji w wysokości 2 proc. pensji, miesięcznie będą musieli przeznaczyć na program emerytalny 52 złote. Wraz z opłatą składki ze strony pracodawcy w wysokości 1,5 proc., na konto pracownika w pierwszym przypadku trafi rocznie 624 złote, a w drugim - 1092 złote.
Mały zysk na podniesieniu pensji
Ile w perspektywie 40 lat pracy zyskają dodatkowo pracownicy na podniesieniu pensji minimalnej z 2250 złotych brutto na 2600 złotych brutto? Przy założeniu, że kapitał nie będzie waloryzowany, to - nominalnie według dzisiejszej wartości pieniądza - w pierwszym wariancie ich kapitał PPK powiększy się o 3360 złotych, zaś w drugim - o 5880 złote.
– Czy to jest majątek, jeśli chodzi o budowanie kapitału na emeryturę? Śmiem wątpić – kwituje dr Starczewska-Krzysztoszek.
Oczywiście pozostaje pytanie, czy słabo wynagradzany pracownik zdecyduje się w PPK w ogóle uczestniczyć. Jak zauważa ekonomistka, dla osób o najniższych dochodach decyzja o przystąpieniu do programu będzie bardzo trudna.
– 52 złote miesięcznie to ogromna kwota dla osób z minimalnymi zarobkami, z czego wielu lepiej zarabiających nie zdaje sobie sprawy. Ich sytuacja finansowa robi się jeszcze trudniejsza, jeśli nie są to osoby samotne, a rodziny z dziećmi. W związku z tym 0,5 proc. pensji brutto, czyli 13 złotych miesięcznie na PPK wydaje się lepszą opcją, jednak i tu pojawiają się wątpliwości – wskazuje ekspertka.
Wzrost kosztów
Jak zwraca uwagę, dużym problemem jest fakt, że wciąż niewiele osób wie, na czym dokładnie polegają Pracownicze Plany Kapitałowe. – Osobie z małymi oszczędnościami bardziej rozsądne może wydać się odkładanie pieniędzy do banku na niskooprocentowaną lokatę, niż na poczet tajemniczego PPK. Środki gromadzone na lokacie można przecież na bieżąco obserwować, przez co wydaje się bardziej rzeczywista – twierdzi ekonomistka.
Co więcej, przyszłoroczny wzrost pensji minimalnej o ponad 15 procent będzie ściśle powiązany ze wzrostem cen, a zwłaszcza dóbr podstawowych, takich jak żywność. Zaś osoby z minimalnym wynagrodzeniem na żywność przeznaczają znacznie większą część domowego budżetu, niż uśrednione przez GUS 25 proc.
– W gospodarstwach domowych, które zarabiają mało, a ich dochody rozporządzalne są niskie, udział wydatków na żywność jest znacznie większy niż 25 procent. Stanowi ok. 40-70 proc., zaś w rodzinach wielodzietnych na żywność można przeznaczać prawie cały dochód. Tymczasem ceny na dobra żywnościowe, które są w absolutnej większości dobrami podstawowymi, wzrosną w przyszłym roku ponad proporcjonalnie, ponieważ rosnące koszty w firmach będą przerzucane na konsumentów i gospodarstwa domowe – prognozuje dr Starczewska-Krzysztoszek.
Powrót do szarej strefy
Ekspertka wskazuje jeszcze jedną przyczynę, dla której najbiedniejsi wcale się nie wzbogacą, zwłaszcza w przypadku wysokości ich przyszłych emerytur – wielki powrót do szarej strefy.
– Choć pracownicy o najniższych dochodach dostaną podwyżkę i teoretycznie będą mogli płacić wyższe składki na poczet kapitału emerytalnego w ramach programu PPK, to ich pracodawcy mogą nie sprostać rosnącym kosztom. Niewykluczone, że w takiej sytuacji będą dogadywać się z pracownikami na zatrudnienie na część etatu i płacenie reszty pensji „pod stołem” – przewiduje.
Teoretycznie osoba otrzymująca najniższe wynagrodzenie nieznacznie zyska, lecz w praktyce dla części z nich składki będą niższe, niż gdyby płaca minimalna rosła w dotychczasowej formule w oparciu o ustawę, czyli o inflację i wzrost PKB. W najgorszym scenariuszu dodatkowych pieniędzy z tytułu wzrostu płacy minimalnej może nie być wcale.
Aby wyliczyć, jaką dokładnie emeryturę otrzymamy po uczestnictwie w programie Pracowniczych Planów Kapitałowych, można skorzystać ze specjalnego kalkulatora PPK.