Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz zdradziła, że w pierwszej połowie bieżącego roku jej resort zaprezentuje pakiet proinwestycyjny, w którym znajdzie się wsparcie dla start-upów w postaci specjalnego urlopu dla przedsiębiorców pracujących w korporacjach. Wolne trwałoby nawet pół roku i byłoby wzorowane na urlopie macierzyńskim. Choć na pierwszy rzut oka pomysł może wydawać się ekscytujący, w rzeczywistości budzi wiele wątpliwości.
Na ratunek innowacyjnym pomysłom
Wielu aspirujących przedsiębiorców, na co dzień tyrających na etacie w korporacjach, marzy o pracy na własny rachunek. Jednak by założyć swoją firmę potrzeba czasu i pieniędzy. O pierwszy czynnik trudno, gdy pretendent spędza w korporacji pół swojego życia. Jednak zrezygnować też niełatwo, gdyż brak pracy z jednej strony oznacza deficyt potrzebnych do rozkręcenia własnego biznesu środków, a także koniec ważnego dla wielu bezpieczeństwa zawodowego.
Mniej lub bardziej innowacyjny pomysł na start-up odkładany zostaje na półkę, by poczekać na „lepsze czasy”. Gdy w końcu pomysłodawca uciuła pieniądze na jego zrealizowanie, może minąć kawał czasu, podczas którego ktoś inny zdąży wypełnić lukę lub sama koncepcja ulegnie przeterminowaniu - jeśli nie technologicznemu, to w oczach jej autora.
Remedium na ten impas przedstawiło właśnie Ministerstwo Rozwoju. Zaproponowało, by osobom pracującym w firmach technologicznych, czyli m.in. programistom, informatykom czy inżynierom, podarować tzw. urlop od korporacji, działający na zasadzie urlopu macierzyńskiego.
– Chcielibyśmy przygotować rozwiązanie takie właśnie, jak urlop macierzyński, dla start-upu, który ułatwi przedsiębiorcom wypuszczenie takiego pracownika na chwilę spod swoich skrzydeł, po to żeby spróbował przetestować swój produkt – zdradziła szefowa resortu rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Przepisy gwarantowałyby pracownikowi otrzymanie płatnego urlopu na pół roku oraz bezpieczny powrót na miejsce pracy w przypadku niepowodzenia start-upu. Jak twierdzi resort, dzięki proponowanemu przez niego rozwiązaniu istnieje szansa, żeby w Polsce powstało więcej start-upów technologicznych.
Wizja piękna, skutki opłakane
Komu nie podobałaby się wizja płatnego, półrocznego urlopu, podczas którego można byłoby poeksperymentować z innowacyjnymi projektami, a w razie fiaska wrócić pod bezpieczne skrzydła pracodawcy? Choć pomysłowi przedstawionemu przez minister Emilewicz brakuje na razie szczegółów, wśród ekspertów już na tym etapie pojawia się szereg wątpliwości co do jego słuszności.
– Cały pomysł wydaje się być jeszcze w powijakach i trudno go na tym etapie komentować – zaznacza dr Szymon Wierciński, ekspert ds. strategii cyfrowej innowacji z Akademii Leona Koźmińskiego. Jak wskazuje, przede wszystkim trzeba się zastanowić nad sensem wdrożenia takiego rozwiązania.
– Dla osób indywidualnych jest to świetna opcja. Jednak warto pamiętać, że większość start-upów to eksperymenty, które upadają. Prawda jest taka, że znacząca część start-upów nie "wypala" za pierwszym razem i jednocześnie nie oznacza to niczego złego. Pojawia się natomiast pytanie, skąd wzięło się pół roku w propozycji resortu i czy sześć miesięcy wystarczy, by z informatyka zrobić wytrwałego start-upowca – zastanawia się ekspert.
Jednocześnie pomysł Ministerstwa Rozwoju niekoniecznie przypadnie do gustu pracodawcom. 6-miesięcy płatnego urlopu dla pracownika to dla pracodawcy olbrzymie koszty oraz dodatkowe ryzyko biznesowe, które mogą pociągnąć za sobą kłopoty z domknięciem projektów dla klientów lub obniżyć pensje pracownikom na rzeczonych urlopach. A sytuacja może przybrać jeszcze gorszy obrót.
– Wyobraźmy sobie negatywny scenariusz. Nasz pracownik wpada na innowacyjny pomysł związany z realizowanym przez nas projektem. Zamiast rozwijać go w strukturach naszej firmy, tworząc innowację lub tzw. wewnętrzny start-up, rozpoczyna coś swojego, namawiając do współpracy kolegów z zespołu. Nagle z naszego 50-osobowego zespołu programistów zostaje 30-stu, ponieważ reszta bierze płatne urlopy na pół roku, by rozwijać konkurencyjny dla naszego przedsiębiorstwa produkt – wieszczy naukowiec z ALK.
Program wsparcia nie dostarczy dodatkowych specjalistów na rynek, a co najwyżej stworzy wiele mikrofirm, które będą podbijały statystyki mówiące o liczbie spółek technologicznych w Polsce.
– Większa liczba tych przedsiębiorstw wymaga więcej rąk do pracy. Tych zaś nie weźmiemy z nieba, tylko z innych firm, w których obecnie pracują. W efekcie, choć będziemy mieć dwa razy więcej firm technologicznych, to programiści nagle się nie rozdwoją, jedynie większe firmy ulegną rozwodnieniu. Zamiast tego o wiele rozsądniej byłoby zwiększyć liczbę osób z kompetencjami technicznymi w tym obszarze w naszym regionie i dopiero całokształt ekosystemu przyjaznego innowacjom, rozumianych jako rozwiązania systemowe wspierające innowacyjną kulturę, system przywództwa oraz zarządzania, może dać oczekiwane efekty – kwituje dr Wierciński.