To, że sytuacja finansów państwa jest trudna i się pogarsza, nie jest tajemnicą. Ostatnia rządowa informacja o nowelizacji budżetu niewiele mówi o realnym jego stanie. Pytanie - czy i w jaki sposób można poprawić sytuację finansów kraju? Można, choć wydaje się, że temu rządowi może nie starczyć na to woli i odwagi.
Największym chyba problemem i niewiadomą jest to, że większość działań antykryzysowych realizowanych jest poza budżetem państwa i trudno oszacować, ile miliardów wypływa tą drogą.
Martwi też luka VAT, która gwałtownie rośnie, co potwierdzają najświeższe dane oraz pewien chaos, który zaburza realny obraz sytuacji. Mamy także niestety do czynienia z bezprecedensową dziurą w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego finansowane są emerytury i renty.
Jeśli oficjalny deficyt państwa wyniesie 109 mld zł, a dotacja FUS od państwa to 33 mld zł, to do emerytur i rent będziemy musieli dopłacić co najmniej 83 mld zł. Tzn. wszyscy pracujący, którzy wytwarzają PKB.
Mówi nam o tym Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego: - Do wypłat zasiłków, emerytur i rent dołożymy się wszyscy. Ale i to może okazać się niewystarczające i wymusi na władzach zaciąganie kolejnych długów. Te będą musiały spłacać kolejne pokolenia.
Kreatywna księgowość
Główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju ocenia, że kreatywna księgowość zaprezentowana w noweli budżetowej wskazuje na to, że rząd nie był i wciąż nie jest najlepiej przygotowany na ewentualną recesję czy kryzys gospodarczy.
Aleksander Łaszek mówi też, że o systemie emerytalnym należy myśleć w perspektywie wielu lat, a nie z dnia na dzień, jak to się dzieje w Polsce od lat. Tym bardziej, że postępuje starzenie się społeczeństwa, ubywa pracujących, a w systemie przybywa emerytów.
Wiadomo też, że brak strategii i pomysłu na przyszłość pokazuje słabość rządzących, niezależnie od tego, z jakiego są ugrupowania. To zmusza ich do zadłużania się, balansowania liczbami i tworzenia kreatywnej księgowości, jak dzieje się obecnie.
- Rząd wyrywkowo pokazuje te dane, które są im na rękę. W międzyczasie bowiem opublikowano pełen projekt budżetu, który pokazuje więcej, ale też nie wszystko - mówi nam Łaszek.
Na łapówki wyborcze
Zdaniem ekonomistów obecny rząd ma dość ograniczone pole działania. Bo polityka socjalna prowadzona w ciągu ostatnich lat (obniżenie wieku emerytalnego, programy socjalne z roku na rok zwiększane, jak np. 500+), spowodowała, że zwiększyła się wartość wydatków stałych więc o cięciu tych kosztów nie może być mowy.
Mówiąc krótko, wielkie pieniądze poszły na obietnice, czy też tzw. łapówki wyborcze. Wszystko się jakoś spinało, gdy była dobra koniunktura. Gdy zaczął się kryzys, pieniędzy zaczęło dramatycznie brakować. I nie bardzo wiadomo, skąd je teraz brać.
- Wprawdzie premier wspomina coś o redukcji zatrudnienia w administracji państwowej, ale sądzę, że pod wpływem związków zawodowych, bo nie wszystkie w nich mówią tym samym głosem co rząd, z tego się wycofa - ocenia Marcin Materna, Doradca Inwestycyjny i Dyrektor Departamentu Analiz DM Millenium.
I to nawet wydaje się logiczne, bo trudno pogodzić uruchamiane taśmowo tarcza za tarczą, która ma chronić zatrudnienie, z redukcją zatrudnienia u największego pracodawcy w kraju, jakim jest państwo.
- Nic nie mówi się o rezygnacji z nieekonomicznych, niepotrzebnych wydatków w warunkach, gdy inna infrastruktura, ważna społecznie jest poważnie niedoinwestowana - to szpitale czy domy opieki. A na drogie inwestycje typu przekop mierzei czy lotnisko CPK idą miliardy złotych - dodaje Materna.
Bardziej prawdopodobne wydaje się już ograniczenie wydatków na infrastrukturę drogową, w postaci jeszcze większego przycięcia programu budowy dróg szybkiego ruchu.
Nie ma też mowy o ograniczaniu przywilejów emerytalnych dla wybranych grup podczas gdy możliwości płatnicze mocno się kurczą.
Trudno odbudować bazę
Zdaniem ekonomisty finansowanie deficytu przez dodruk pieniądza czy chowanie deficytu do innych instytucji państwowych oraz dalsze ograniczanie wydatków na podstawowe "usługi" świadczone przez państwo (tj. wzrost niedofinansowania służby zdrowia, edukacji, wojska czy policji rozumianej jako brak koniecznych inwestycji w tych obszarach, a nie tylko wzrost pensji bez realnego wpływu na efektywność), zostanie z nami na dłużej.
- Trudno będzie po prostu odbudować bazę podatkową. Z dochodami w 2021 r. budżet cofnie się trwale, jak się wydaje o dwa lata (do 2019), a koszty najprawdopodobniej zostaną na poziomie który w naturalny sposób by się ukształtował i bez pandemii w 2021 roku. Tym samym ugruntowany zostanie deficyt - tłumaczy Marcin Materna.
I nie zmieni tego nawet spychanie wielu zadań na barki samorządów, bo to one się mocno zadłużą i de facto w przyszłości powiększą dług państwa (poprzez konieczność ich dofinansowania). Jak zatem widać na barkach obciążeń mamy coraz więcej i nie wiadomo, czy bez koniecznych reform, wszystkie je udźwigniemy.