Ministerstwo Aktywów Państwowych chce wybrać doradcę, który zaproponuje „mapę drogową” dotyczącą możliwej separacji należących do firm energetycznych aktywów węglowych od ich pozostałych aktywów. Pytanie w jakim celu skoro problem znany jest od wielu lat, a jedyne czego brak to odwaga i chęć do zmiany i reformy górniczego skansenu.
Wiceminister Aktywów Państwowych Artur Soboń na Forum Ekonomicznym w Karpaczu powiedział, że spółki energetyczne rozpoczęły analizy dotyczące możliwej restrukturyzacji własnych aktywów.
- Chcemy wszystkie te dane i analizy, które mamy ze spółek, wykorzystać, ale w najbliższych tygodniach wybierzemy doradcę, który będzie pracował bezpośrednio dla Ministerstwa Aktywów Państwowych - cytuje Sobonia PAP.
Pytanie po co doradca ma wypracować szczegółową mapę drogową tych zmian i uzgadniać je z rządem, politykami i decydentami, jeśli sprawa ta wielokrotnie była już przedmiotem analiz i wszystko jest jasne poza odwagą i wolą reform, której ten rząd nie ma?
Bo to, czego można być pewnym, to to, że kolejny doradca skasuje tradycyjnie grube pieniądze za kopie poprzednich analiz, które niczego nowego do sprawy nie wniosą.
Historyk zwalnia z podatku
Artur Soboń ukończył historię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Podobnie jak jego szef Jacek Sasin jest więc historykiem.
Jeśli chodzi o karierę polityczną nowego pełnomocnika rządu, niektórzy mogą go pamiętać z czasów przedministerialnych: w 2017 r., jeszcze jako szeregowy poseł PiS, "załatwił" odchodzącym pracownikom Państwowych Zakładów Lotniczych Świdnik zwolnienie z połowy podatku od ogromnych odpraw.
A jako wiceminister Soboń zasłynął pomysłem, aby single płacili dodatkowy podatek. To jest nowa broń Sasina na górnictwo. Sam Sasin, minister aktywów państwowych zdradził ostatnio, że PGG ubiega się o "znaczącą kwotę" z Polskiego Funduszu Rozwoju, po to, by przedsiębiorstwo przetrwało do momentu, w którym będzie gotowy program naprawy górnictwa.
Bankrut szuka pieniędzy
PGG obecnie środków nie ma nawet na wypłatę pensji dla 41,6 tys członków załogi. Sam dyrektor Departamentu Górnictwa w Ministerstwie Aktywów Państwowych Jonasz Drabek podał ostatnio, że koszt planowanej likwidacji dwóch kopalń łącznie z osłonami socjalnymi ministerstwo ocenia na ok. 5 mld zł.
Kto ma za to zapłacić? Spółka potrzebuje na wypłaty ok. 330 mln zł miesięcznie. Cały sektor od lat żyje z pieniędzy podatnika, a dopłaty do nierentownych kopalń i całej otoczki sięgają już kwot astronomicznych.
Rafał Trzeciakowski, ekonomista FOR mówi, że podatnicy co roku dopłacają ponad 3 mld zł do emerytur i rent górników węgla kamiennego i brunatnego. I tylko w latach 2016-2017 państwowe firmy energetyczne (Energa, PGE, Enea i PGNiG Termika) dokapitalizowały Polską Grupę Górniczą kwotą 2,3 mld zł, a państwowy Tauron przejął nierentowną Kopalnię Brzeszcze.
W efekcie drastycznie spadła wartość "energetyków", a ich akcjonariusze załamują ręce.
Utopione miliardy
Ekonomiści i zwykli podatnicy pytają, ile jeszcze kolejnych miliardów z naszych portfeli pochłonie ten cały bałagan i jak jeszcze długo można to tolerować? W latach 2016-2018 pomoc publiczna dla górnictwa węgla kamiennego, głównie na wygaszanie kopalń i pokrycie roszczeń pracowniczych, sięgnęła ok. 4 mld zł.
- Od 2019 roku dalsze możliwości dopłat silnie ogranicza prawo unijne, więc prawdopodobne jest drenowanie zasobów kolejnych państwowych przedsiębiorstw na pomoc dla nierentownego górnictwa - ocenia Trzeciakowski.
Tym bardziej, że w dalszym ciągu brak wyraźnej poprawy w branży. Tylko za 2019 rok Polska Grupa Górnicza poniosła stratę w wysokości 427 mln zł. Mimo tego ogłosiła w lutym podwyżki, które mają kosztować w tym roku ok. 270 mln zł.
Brak reformy
Rafał Trzeciakowski przypomina, że państwowe kopalnie węgla kamiennego nie wykorzystały okresu wyjątkowo wysokich cen węgla na inwestycje w podnoszenie produktywności i zabezpieczenie na wypadek dekoniunktury, podnosząc zamiast tego wynagrodzenia.
Dodajmy, że tego błędu nie popełniła sprywatyzowana wcześniej kopalnia Bogdanka, która dzięki zwiększeniu inwestycji w okresie dobrej koniunktury na światowych rynkach węgla utrzymała zyski nawet po spadku cen węgla.
Ten spadek cen w latach 2015-2016 doprowadził do miliardowych strat w państwowym górnictwie. W odpowiedzi na straty rząd w latach 2016-2018 przekazał górnictwu węgla kamiennego bezpośrednią pomoc publiczną w wysokości ok. 4 mld zł, czyli prawie tyle samo, ile państwo dopłaciło do kopalni w poprzednich dziewięciu latach (4,3 mld zł w latach 2007-2015) - szacuje FOR.
Konserwacja skansenu
Jakie wnioski płyną z lat zaniedbań i bylejakości? Otóż w dalszym ciągu nic nie zwiastuje poprawy rentowności państwowego górnictwa, czego koszty w kolejnych latach w dalszym ciągu będą pokrywać podatnicy.
FOR przypomina, że tylko za 2019 rok Państwowa Polska Grupa Górnicza poniosła stratę w wysokości 427 mln zł. Mimo to ogłosiła w lutym 2020 roku podwyżki, które mają kosztować w tym roku ok. 270 mln zł.
Wszystko to wygląda na drogą konserwację skansenu, jaką od wielu w Polsce jest wydobycie węgla i kompletny brak pomysłu rządu na to, co zrobić by to zmienić i uwolnić podatnika od tego balastu. Bo brak mu na to pomysłu, woli, a przede wszystkim odwagi do reformy rzeczy trudnych.