Wydaje ci się, że twój 2020 był straszny, bo każdą wolną chwilę musiałeś poświęcać na odrabianie lekcji ze swoimi pociechami? Nauczyciele mieli gorzej. Ubiegły rok prawie w większości wypełniony pracą zdalną, to dla nich godziny konsultacji, spotkań z rodzicami i przygotowań do lekcji online oraz poważne inwestycje w sprzęt, idące w tysiące złotych. I, co więcej, bez szans na podwyżki.
Co trzeci nauczyciel wydał na nauczanie zdalne z własnych środków ponad dwa tysiące złotych
Większość z nich na pracę online poświęca kilka dodatkowych godzin każdego dnia
W tegorocznym budżecie nie zabezpieczono środków na podwyżki dla nauczycieli. ZNP walczy o dodatkowe środki w Senacie
Sami płacą za sprzęt
– Na przygotowania do zajęć online i pracę z uczniami poświęcaliśmy w ubiegłym roku ogromne ilości czasu – mówi nam pani Barbara, nauczycielka klas I-III. – Każdego dnia po kilka dodatkowych godzin, żeby przygotować ciekawe zajęcia.
Pani Barbara jest nauczycielką z ponad 30 letnim stażem pracy. W swojej klasie zgromadziła przez ten czas mnóstwo plansz czy pomocy dydaktycznych, które pomagają w przeprowadzeniu atrakcyjnych lekcji. W 2020 wszystko trzeba było przygotowywać od nowa, przemyśleć każde zagadnienie, dostosować formę przekazu do spotkania na Teams’ie.
Do tego dochodziły kolejne godziny rozmów i konsultacji: z samymi maluchami, a później ich rodzicami.
– Kiedy jesteś w klasie i dzieci robią zadania, łatwo jest podejść i sprawdzić, czy wszystko jest jasne. Od razu widać, który z uczniów potrzebuje więcej uwagi. Podczas pracy zdalnej łączyłam się z każdym uczniem z osobna. Czasami kilka razy dziennie – wyjaśnia.
– Do tego rozmowy z rodzicami, którzy musieli później sami pilnować, czy maluchy wykonują zadania. Większość z nich po prostu uczestniczyła w lekcjach. To jakby mieć szefa, który nieustannie patrzy, jak wykonujesz swoją pracę. To też zwiększa stres – dodaje pani Barbara.
– Na samo ułożenie kartkówki schodziło mi około godziny – wyznaje Kamila, nauczycielka angielskiego w liceum. – Trzeba było to naprawdę dobrze przemyśleć, żeby uczniowie nie mogli ściągać odpowiedzi z internetu. A i tak wciąż zdarzają się osoby, które oddają test wypełniony na piątkę po minucie od jego rozpoczęcia.
Pani Kamila, chociaż młoda i przyzwyczajona do pracy z komputerem, również musiała włożyć sporo wysiłku, żeby przestawić się na tryb zdalny.
– Początki były bardzo ciężkie, nikt z nas nie wiedział, jak te zajęcia prowadzić. Teraz mam już sporo swoich ''patentów'' na fajną lekcję on-line. Na przykład kupuję testy w internecie, od blogerów czy studentów. Płacę 10 lub 20 złotych i w ten sposób mam zadania oryginalne, ciekawe i dostosowane do nowego medium.
Co z 500 złotych dla nauczycieli?
To nie jedyna inwestycja, jaką w związku z pracą zdalną ponosi pani Kamila.
– Jeszcze wiosną kupiłam mikrofon z kamerą. Za jakieś 100 złotych. Okazało się, że nie działają. Musiałam wymienić, dopłacić, kupić lepsze. Potem słuchawki, kolejna stówa. Dysk przenośny - 400 złotych – wylicza.
Rządowe 500 złotych na sprzęt dla nauczycieli tylko ją zdenerwowało. Co prawda można było w ramach tej kwoty zabiegać o zwrot środków za już poniesione zakupy, ale tylko od 1 września. I okazując dowody zakupu.
– Ja nie zbieram paragonów. I uważam, że całe to dofinansowanie jest po prostu uwłaczające. Postanowiłam, że mam te środki w nosie, nie będę kupować nic na siłę. Zbuntowałam się i powiedziałam, że ja z tego 500+ nie skorzystam. Teraz trochę żałuję, bo w 2 dni po zakończeniu terminu na składanie wniosków, zepsuł mi się CD-ROM – uśmiecha się ponuro.
Pani Barbara za nauczycielskie 500+ kupiła tablet graficzny. Akurat wystarczyło. Wcześniej wydała jednak 5 000 złotych na nowy komputer, który jest w stanie sprostać wymaganiom zdalnej pracy.
– Postanowiłam kupić droższy sprzęt, za to teraz pracuje mi się bardzo komfortowo. Część moich koleżanek musiała też zmienić dostawcę internetu albo zwiększyć abonament, żeby mieć mocniejsze łącza – mówi pani Barbara.
Na to wszystko zwraca uwagę Związek Nauczycielstwa Polskiego. Z przeprowadzonej przez ZNP ankiety wynika, że nauczyciele w zdecydowanej większości, prowadząc nauczanie zdalne, pracują na własnym sprzęcie (86.7 proc.). Ponad połowa z nich jeszcze wiosną z własnych środków zakupiła sprzęt do prowadzenia zajęć w formie zdalnej.
– W większości sami kupiliśmy sobie sprzęt. Sami finansujemy tę edukację. Przecież do tego dochodzą koszty ponoszone za prąd, wodę, internet i tak dalej – mówi Sławomir Broniarz, szef ZNP.
– Organy prowadzące zaoszczędziły i to wcale niemałe pieniądze na edukacji, ale jednocześnie przerzuciły jej koszty bezpośrednio na budżety domowe nauczycieli. Co trzeci nauczyciel wydał na edukację zdalną ponad 2 tysiące złotych – grzmi Broniarz.
Koszty ponoszone przez nauczycieli to tylko wierzchołek góry lodowej. ZNP cały czas walczy o zwiększenie wynagrodzeń. Jak informuje przewodniczący związku, w budżecie państwa na 2021 r. rząd nie zabezpieczył żadnych pieniędzy na podwyżki. Przyjęty przez Sejm projekt trafił obecnie do Senatu. Związkowcy liczą zatem, że jest światełko w tunelu.
Co z podwyżkami dla nauczycieli?
Średnie wynagrodzenie nauczyciela jest wyliczane na podstawie kwoty bazowej, której wysokość jest określana co roku w ustawie budżetowej. 1 września 2020 roku kwota ta wzrosła do 3 537, 80 zł.
Wzrostu kwoty bazowej nie przewidziano natomiast w budżecie na, rozpoczynający się właśnie, 2021 rok. Nowa ustawa zakłada utrzymanie tej kwoty na obecnym poziomie, co oznacza, że minimalne wynagrodzenie nauczycieli (brutto) będzie wynosić: 2 949 zł dla nauczycieli stażystów, 3 034 zł dla nauczycieli kontraktowych, 3 445 dla nauczycieli mianowanych i 4 046 dla nauczycieli dyplomowanych.
– Mamy nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Podjęliśmy rozmowy z senatorami i zakładamy że Senat będzie miał możliwość wniesienia poprawki do ustawy budżetowej po to, żeby zwiększyć wysokość kwoty bazowej. Uważamy, że powinna wzrosnąć o 10 proc. – przekonuje prezes ZNP Sławomir Broniarz.
Co natomiast pewne już, to to, że nie będzie większych środków na doskonalenie zawodowe nauczycieli. Środki na ten cel - i na nagrody - reguluje ustawa okołobudżetowa, która została już podpisana przez prezydenta.
W myśl dokumentu, podstawą do naliczeń wysokości nagród dla nauczycieli za ich osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze ma być kwota bazowa z 1 stycznia 2018 roku. Średnie wynagrodzenia nauczyciela wzrosło od tamtej pory o około 15 proc. więc środków na nagrody będzie znacznie mniej.
Fatalna sytuacja finansowa nauczycieli
– Cały czas apelujemy o to, żeby poważnie potraktować dramatycznie słabą sytuację materialną nauczycieli – mówi prezes ZNP Sławomir Broniarz. Jak przekonuje, wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli w 2021 to nie jest kwestia wyłącznie ekonomiczna.
– Należy zadać sobie pytanie, ilu najlepszych, najbardziej aktywnych nauczycieli odejdzie z pracy, bo będą rozczarowanymi wysokością płac. Kto nowy w ogóle zdecyduje się przyjść do zawodu – zastanawia się związkowiec.
Jak podkreśla, 6 proc. podwyżki, które nauczyciele otrzymali w 2020 roku, nie wypełnia postulatów, z którym środowisko nauczycielskie szło do strajku.
– Wystarczy porównać przeciętne wynagrodzenie w kraju i przeciętne wynagrodzenie nauczycieli. Mamy coraz większą grupę nauczycieli, których zarobki są na poziomie płacy minimalnej, bądź też będą musieli mieć te zarobki pod płacę minimalną podciągnięte. Przy tak odpowiedzialnej i wymagającej pracy, jaką jest zawód nauczyciela, takie wypłaty to kpina – grzmi przewodniczący ZNP.
Ustawa budżetowa będzie głosowana przez Senat 11 stycznia.