Od pierwszego lockdownu gospodarki minął już ponad rok – a rządu wciąż nie zalała lawina pozwów, którą zapowiadali wściekli przedsiębiorcy. Wbrew pozorom, nie oznacza to jednak, że rządzący mogą spać spokojnie.
Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", kilkanaście miesięcy po wprowadzeniu pierwszych obostrzeń dla biznesu do rządu trafiło zaledwie sześć pozwów za lockdown, które opiewają łącznie na kwotę niespełna miliona złotych. Jeden złożyła branża gastronomiczna, drugi – właściciel galerii handlowej, a dwa kolejne – biznes fitness.
W dwóch pozostałych pozwach nie padają konkretne kwoty odszkodowań, których domagają się od Skarbu Państwa przedsiębiorcy
"DGP" zauważa jednak, że mała liczba pozwów nie uspokaja rządzących. Wystarczy bowiem, żeby sądy zaczęły wydawać korzystne dla biznesu wyroki, a fala pozwów może ruszyć – tak, jak stało się w przypadku frankowiczów.
Przez cały poprzedni rok rząd dwoił się i troił, aby uniknąć wprowadzenia w kraju stanu nadzwyczajnego. Gdyby na terenie Polski ogłoszono stan wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej, sprawa byłaby jasna: przedsiębiorcom, którzy z tego powodu nie mogliby prowadzić swojego biznesu, należałoby się odszkodowanie od Skarbu Państwa.
Zamiast tego, PiS postanowił wprowadzać ograniczenia w sposób, którego legalność wielu prawników kwestionuje od samego początku – dlatego właśnie od samego początku biznes groził pozwami.