Inflacja to nie słowo-wydmuszka. Za jej rosnącymi wskaźnikami idą realne straty w naszych portfelach. Dotkliwe skutki drożyzny, co prawda w różnym stopniu, lecz jednak odczuwamy wszyscy. I to dlatego łatwiej nam zrozumieć i "wybaczyć" wszechobecne komunikaty biznesu o podnoszeniu cen. A co, gdyby okazało się, że część dużych firm na inflacji wcale nie traci, tylko na niej zarabia?
Dramatyczny wzrost cen to problem nie tylko Polski. W styczniu inflacja CPI w Stanach Zjednoczonych sięgnęła 7 proc. i tym samym osiągnęła najwyższy poziom od niemal 40 lat. W największej gospodarce świata ceny szaleją już od roku. Podobnie jak w Polsce, problemem jest energia. Ceny elektryczności podniosły się o 6,3 proc. rdr, a gazu ziemnego o 24,1 proc. rdr. O niemal połowę więcej trzeba również płacić za benzynę. Do tego rosną też ceny m.in. żywności czy mieszkania.
To wszystko nie pozostaje bez wpływu na biznes. Kawowy gigant Starbucks zapowiedział na początku lutego kolejną podwyżkę cen. Jest ona tłumaczona zakłóceniami w łańcuchach dostaw i gwałtownym wzrostem kosztów pracy. Wcześniej firma podniosła ceny w październiku 2021 r. i ponownie w styczniu 2022 r.
– Mamy zaplanowane dodatkowe działania cenowe do końca tego roku, których zadaniem będzie łagodzenie presji kosztowej, w tym inflacji – tłumaczył Kevin Johnson, prezes i dyrektor generalny Starbucks.
Informacje o rosnących kosztach nie mają jednak pokrycia z wynikami finansowymi firmy – zwraca uwagę New York Times. Zysk Starbucksa za ostatni kwartał wzrósł o 31 procent, do 816 milionów dolarów. Przychody wzrosły do 8,1 miliarda dolarów, co stanowi 19-procentowy skok w porównaniu z tym samym kwartałem rok temu.
Sieć konieczność podwyżek, mimo silnego popytu i dobrych wyników, tłumaczy tym, że z powodu pandemii musiała zwiększyć wydatki na wynagrodzenia – w tym płatny czas wolny na szczepienia dla pracowników lub kwarantanny dla tych, którzy zarazili się wirusem. Ma również wydawać więcej na szkolenia związane ze zmianą warunków na rynku pracy.
Te wytłumaczenia nie trafiły jednak do internautów. "Firmy świetnie sobie radzą z zamienianiem swojej chciwości w inflację" – zwraca uwagę na Twitterze Dan Price, szef amerykańskiej firmy Gravity Payments zajmującej się obsługą kart kredytowych.
Przedsiębiorca, który zasłynął globalnie tym, że podniósł pracownikom pensje do co najmniej 70 tys. dolarów rocznie – przez co wielu wróżyło mu bankructwo, a co zakończyło się potrojeniem jego przychodów – w swoich kanałach social media wytyka inne przykłady pazerności wielkich korporacji. Na jego celowniku znalazł się m.in. Amazon.
Zarabianie na inflacji
– Takie działanie dużych firm, mimo że budzi sprzeciw, nie jest niczym nadzwyczajnym – komentuje Kamil Fejfer, współautor autor podcastu "Ekonomia i cała reszta". – Jeżeli firmy widzą możliwość zwiększenia zysku, to oczywiście będą taką możliwość wykorzystywać. Na tym polega kapitalizm.
– Pytanie, czy wykorzystywanie do tego inflacji jest etyczne – jeżeli oczywiście uznamy, że mówienie w ogóle o etyce w biznesie nie jest naiwnością. Gdy jednak założymy, że ekonomia nie kieruje się etyką, tylko zyskiem, powinniśmy mocniej naciskać na koncerny, by płaciły większe podatki, lub po prostu zaczęły płacić je w ogóle.
Jak przypomina, unikanie opodatkowania dotyczyło m.in. wspomnianego wcześniej Amazona, który w czasie pandemii osiągnął rekordowe zyski 44 mld euro. Mimo to spółka nie zapłaciła ani centa podatków, gdyż wykazała stratę w wysokości 1,2 mld euro w całym 2020 roku.
– To tyczy się też innych cyfrowych gigantów i wszystkich dużych firm, które, jak to się ładnie mówi, "optymalizują opodatkowanie". Wiemy, że podczas pandemii cyberkorporacje wygenerowały gigantyczne zyski. Ich wyceny wzrosły, tak samo jak wzrosły wyceny majątków ich właścicieli. Mają z czego płacić i powinni płacić – podkreśla ekspert.
"Zarabianie na inflacji" może być wśród gigantów równie powszechnym procederem. I nie tylko wśród nich. Przypomnijmy: przykłady tego typu działań można zaobserwować również w Polce. Chodzi m.in. o masowe podnoszenie cen przez sieci handlowe, tuż przed zapowiadaną przez rząd obniżką VAT. Na takiej praktyce przyłapana została m.in. Biedronka, podejrzane były również markety Dino.
– To może przypominać nieuczciwe praktyki przed Black Friday – podsumowuje ekspert.
Jednocześnie Kamil Fejfer zaznacza, że firmy mierzyły się w czasie pandemii z wieloma rzeczywistymi problemami. – Naprawdę doszło do zerwania łańcuchów dostaw i to było jedną z głównych przyczyn inflacji szalejącej przecież teraz na całym świecie – tłumaczy. Realnym wyzwaniem są też problemy na rynku energii.
– To są obiektywne czynniki. Jednak nieuczciwe firmy mogą je wykorzystywać do swojej gry. I dzięki temu zwiększają swoje marże znacznie ponad to, co wynikałoby z podniesienia cen energii lub wzrostu pensji – zaznacza ekspert.
Jak rozpoznać firmę, która jest w prawdziwym, pandemicznym kryzysie, od cynicznego giganta, który chce nas jeszcze "dodusić" w trudnej sytuacji dramatycznego wzrostu cen?
– Wzrost inflacji, zwłaszcza tzw. inflacji producenckiej potencjalnie silniej odczuwają przede wszystkim małe i średnie przedsiębiorstwa, które mają mniejszą siłę negocjacyjną na przykład z dostawcami towarów. I tu możemy mówić o realnym problemie i potencjalnie podwyższonego ryzyka bankructw. Działa to dokładnie tak jak w przypadku konsumentów - inaczej odczuwają inflację osoby bogate, a inaczej mniej majętne. Niestety, i tu sprawdza się powiedzenie że biednemu wiatr zawsze w oczy – podsumowuje Kamil Fejfer.
Amazon: jesteśmy zmuszeni podnieść członkostwo Prime o 20 USD rocznie z powodu “inflacji”.
Również Amazon: Fortuna Jeffa Bezosa wzrosła o 70 miliardów dolarów podczas pandemii. Miliarder demontuje historyczny holenderski most, by mógł przepłynąć pod nim jego wart 500 milionów dolarów superjacht.