Dym z komina
Rząd chce skończyć z paleniem węglem w Polsce Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Od 2030 r. koniec z węglem w miastach, a od 2040 r. również na wsiach. Ten scenariusz dla Polski zaczyna być coraz bardziej realny – rząd miał zlecić przeprowadzenie analizy prawnej ogólnopolskiego zakazu palenia węglem.

REKLAMA

Ogólnopolski zakaz palenia węglem

Zgodnie z zapisami aktualizacji Krajowego Programu Ochrony Powietrza, analiza ma zostać przeprowadzona do 2025 r. W myśl założeń ogólnopolskiego zakazu palenia węglem, w miastach miałoby to nastąpić od 2030 r., a na wsiach – od 2040 r.

Jak przypomina Business Insider Polska, na razie walka z kopciuchami spoczywa na samorządach. Węglem, a nawet drewnem, zakazał palić m.in. Kraków. Rozmowy na ten temat mają być również prowadzone na Mazowszu i na Śląsku.  

Jednym z miast, w którym już od kilku lat trwają przygotowania do zaostrzenia przepisów, jest Wrocław.

– Od 1 lipca 2024 r. nie będzie wolno używać pieców bezklasowych, tzw. kopciuchów oraz klasy 1. i 2., a od lipca 2028 r. wejdzie w życie całkowity zakaz palenia węglem kamiennym oraz używania pieców klasy 3.–5. Obecnie nie można już palić węglem brunatnym i wilgotnym drewnem – mówił Marcin Obłoza z Urzędu Miejskiego Wrocławia.

Czytaj także:

Droga energia

W Polsce z węgla produkuje się ok. 70 proc. energii. Należy podkreślić, że jest to bardzo drogie źródło energii, cena "czarnego złota" ciągle rośnie i już raczej nie będzie spadać. Wydobycie i transport są coraz droższe. To powoduje, że coraz częściej importujemy tańszy prąd z krajów, które w większym stopniu niż Polska korzystają z bezemisyjnych źródeł energii. Obecnie już 10 proc. energii elektrycznej kupujemy za granicą.

A sam koszt produkcji energii to przecież nie to samo, co rachunek za prąd – tłumaczyliśmy w INNPoland. Cena prądu to tylko jedna ze składowych faktury od sprzedawcy. W rozliczeniu znajdziemy jeszcze opłatę abonamentową, opłatę sieciową stałą, sieciową zmienną, jakościową, opłatę OZE, przejściową, kogeneracyjną i mocową. Sam koszt energii to mniej niż połowa przeciętnego rachunku, resztę pochłaniają różne abonamenty i opłaty.

Uwagę warto zwrócić na np. opłatę mocową. Pod tym ładnie brzmiącym kryptonimem kryje się danina, która w całości trafia do elektrowni węglowych. Bez tych pieniędzy groziłoby im bankructwo.

A to tylko jedna ze składowych faktury za prąd, która nie idzie na rozwój energetyki, ale na zamrożenie obecnego status quo. Na górnictwo i spalanie węgla trafia o wiele więcej pieniędzy, w tym te, które teoretycznie wynikają z polityki klimatycznej UE. Opłaty – faktycznie stanowiące ok. 60 proc. kosztów produkcji prądu i ok. 30 proc. rachunku za energię - w całości trafiają do polskiego budżetu. Tylko w zeszłym roku budżet wzbogacił się na opłatach o ok. 25 miliardów złotych. Od początku istnienia systemu handlu emisjami państwo polskie zarobiło na tym 57,5 miliarda złotych.