Premier Morawiecki ogłosił dziś program pomocy dla kredytobiorców przytłoczonych rosnącymi ratami. Za rok z umów ma zniknąć kontrowersyjny WIBOR, wcześniej mają ruszyć wakacje kredytowe a nawet dopłaty dla najbardziej obciążonych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił dziś szereg zmian dotyczących kredytobiorców. Jest to oczywiście propozycja a nie obowiązujące prawo. Z zapowiedzi wynika jednak, że może to być wsparcie dla dwóch milionów polskich rodzin posiadających kredyty hipoteczne w złotówkach.
Morawiecki zapowiedział pomoc dla osób spłacających hipoteki podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Wsparcie dla kredytobiorców ma się opierać na trzech filarach. Pierwszy to 3 miesiące tzw. "wakacji kredytowych”, czyli możliwość czasowego zawieszenia spłat. Drugi to bezpośrednie dopłaty dla osób, które nie są w stanie samodzielnie spłacać rosnących rat - będą mogły otrzymać do 2 tys. zł miesięcznie na 3 lata.
W przyszłym roku z umów kredytowych ma zniknąć kontrowersyjny wskaźnik WIBOR. WIBOR wpływa na wysokość raty, którą musi zapłacić kredytobiorca przez cały okres zobowiązania.
- Od 1 stycznia 2023 r. narzucimy obowiązek posługiwania się inną stawką niż WIBOR, która jest znacząco korzystniejsza dla kredytobiorców - mówił szef rządu w Katowicach.
WIBOR jest bezpośrednio powiązany z wysokością stóp procentowych ustalanych przez Radę Polityki Pieniężnej Narodowego Banku Polskiego. Podniesienie stóp zaowocuje automatyczną podwyżką WIBOR. Obniżanie ich sprawi, że WIBOR także pozostanie niski.
O likwidacji wskaźników LIBOR i WIBOR mówi się już od kilku lat – są one bowiem podatne na manipulacje ze strony banków. Od słów do czynów przeszła Wielka Brytania, przestała wyliczać i publikować wskaźniki z rodziny LIBOR.
Co więc pokazuje dziś WIBOR? Obecnie opiera się on jedynie na deklaracjach pożyczek. Czyli bank A deklaruje, że gdyby bank B chciał od niego pożyczyć pieniądze, to oprocentowanie tej pożyczki wyniesie X procent. Tylko dlaczego bank miałby płacić innemu bankowi ponad 5 proc. za pożyczenie kapitału, skoro może go pozyskać od swoich klientów za 1-2 proc.? Tu jest właśnie pies pogrzebany.