INNPoland_avatar

PiS kupi głosy 15. emeryturą i 700+? "Wyścig na populizm nabiera kosmicznego tempa"

Iga Kołacz

02 czerwca 2022, 16:54 · 5 minut czytania
Na sobotniej konwencji partia rządząca zaprezentuje plan działania przed wyborami. Nieoficjalnie wskazuje się, że PiS może zaproponować wyborcom takie świadczenia społeczne, jak 15 emerytura, program 700+ czy wydłużone urlopy. O skutki tego pytamy Sławomira Dudka, głównego ekonomistę Forum Rozwoju Obywatelskiego. - Pieniądze unijne nie mogą być przeznaczone na kiełbasę wyborczą - komentuje Dudek, podkreślając, że idziemy w kierunku scenariusza tureckiego.


PiS kupi głosy 15. emeryturą i 700+? "Wyścig na populizm nabiera kosmicznego tempa"

Iga Kołacz
02 czerwca 2022, 16:54 • 1 minuta czytania
Na sobotniej konwencji partia rządząca zaprezentuje plan działania przed wyborami. Nieoficjalnie wskazuje się, że PiS może zaproponować wyborcom takie świadczenia społeczne, jak 15 emerytura, program 700+ czy wydłużone urlopy. O skutki tego pytamy Sławomira Dudka, głównego ekonomistę Forum Rozwoju Obywatelskiego. - Pieniądze unijne nie mogą być przeznaczone na kiełbasę wyborczą - komentuje Dudek, podkreślając, że idziemy w kierunku scenariusza tureckiego.
W sobotę, 4 czerwca br. PiS zaprezentuje na konwencji nowy plan działania (fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER)
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Według nieoficjalnych informacji PiS zaoferuje wyborcom 15. emeryturę. Czym skutkowałoby to dla polskiej gospodarki, która ma rekordową inflację?


Wyścig na populizm nabiera kosmicznego tempa, a przecież kampania wyborcza jeszcze się nie rozpoczęła. Jeżeli to jest prawda, za chwilę pojawią się kontrpropozycje opozycji. I jak licytacja się rozkręci naprawdę może nas czekać dramatyczna sytuacja w finansach publicznych oraz eksplozja inflacji. Komisja Europejska prognozuje na rok 2023 w Polsce deficyt całego sektora finansów publicznych na kwotę około 150 mld zł, co oznacza 4,4 proc. PKB.

W tej prognozie jesteśmy jedynym krajem w calej Unii Europejskiej, gdzie deficyt rośnie oraz jedynym krajem, w którym inflacja będzie utrzymywać się na wysokim poziomie. Według tej prognozy w 2023 roku inflacja w Polsce będzie najwyższa w całej Unii - zostanie powyżej 7 proc. Dla porównania w Estonii, która teraz też ma wysoką inflację, spadnie ona poniżej 3 proc.

Co więcej, prognoza dotycząca Polski nie uwzględnia ostatnich danych, czyli między innymi 14 emerytury - a to jest koszt 12 mld zł. Nie uwzględnia też przedłużenia tarczy antyinflacyjnej, co daje kolejne kilkanaście mld zł. Nie mam wątpliwości, że rząd ją przedłuży, bo nie wyobrażam sobie, aby w roku wyborczym podwyższył podatki na prąd, gaz, paliwo. Cała tarcza antyinflacyjna w ujęciu rocznym wynosi 50-60 mld zł, bo tam są jeszcze dodatki osłonowe, rekompensaty.

Do tego być może trzeba będzie dołożyć 15. emeryturę.

Zakładam, że to będzie koszt w okolicach 14. emerytury, czyli dodatkowe 12 mld zł.

Na tym nie koniec polityki rozdawnictwa. Niewykluczone, że program 500+ zostanie zastąpiony 700+. Ile nas by to wyniosło?

Wprowadzenie 700+ kosztowałoby 16 mld zł. A to oznacza, że wtedy deficyt wzrośnie do ponad 200 miliardów zł, a to i tak przy założeniu, że rząd z tarczy antyinflacyjnej zostawia tylko obniżone podatki. Gdyby natomiast przedłużył całą tarczę antyinflacyjną, czyli wraz z rekompensatami dla firm, wtedy deficyt przebija 250 mld zł w 2023 roku. A to jest już 7 proc. PKB, czyli ogromny deficyt w roku, kiedy walczymy z inflacją. Jest to mocno ekspansywna polityka fiskalna, która spowoduje, że inflacja byłaby w przyszłym roku dwucyfrowa. Wymusiłoby to wzrost stóp procentowych do poziomu dwucyfrowego. Niektórzy członkowie Rady Polityki Polityki Pieniężnej już mówią o tym, że rząd przeszkadza w stłumieniu inflacji.

Jest to kierunek w jedną stronę.

Idziemy w kierunku scenariusza tureckiego. Widać, że PiS obrał strategię destrukcyjną, strategię va banque - aż do wyborów, czyli rozdajemy pieniądze elektoratowi. 15-ta emerytura trafia przecież tam, gdzie PiS ma najlepsze wyniki, a firmy i kredytobiorcy zapłacą za to wysokimi ratami. Rząd udaje, że pomaga, a tak naprawdę przeszkadza. Kredytobiorcom żadne kompensaty nie pomogą, one są iluzją, bo wakacje kredytowe powodują, że wysokie stopy procentowe, które przekładają się na wysokość rat, pozostaną z nami dłużej. Rząd chce przerzucić koszty na tę część społeczeństwa, która nie jest jego elektoratem. Czeka nas rozpasana polityka pompująca inflację.

PiS wygrywając kolejne wybory będzie miał państwo w rozsypce. Będzie to pyrrusowe zwycięstwo.

Jest to strategia makiaweliczna, którą poznaliśmy kilka lat temu dzięki nagraniom w restauracji Sowa i Przyjaciele. Dzisiejszy premier Morawiecki opisywał wtedy jak trzeba zarządzać oczekiwaniami ludzi. Moim zdaniem realizowany jest właśnie tamten scenariusz, czyli najpierw trzeba rozbudzić oczekiwania społeczeństwa, rozdawać, a kiedy już dojdziemy do granicy, której przekroczenie oznaczałoby bankructwo, wtedy trzeba tłumić te oczekiwania, mówić, że trzeba zaciskać pasa. A jak to zrobić? Według Morawieckiego tym, co zmienia perspektywę jest wojna, w ten sposób można zarządzać oczekiwaniami.

I premier ma już swoją wojnę, szuka wrogów, czyli rozpowszechnia kłamliwe stwierdzenie putinflacja oraz zarzuca Norwegii, że żeruje na wysokich cenach gazu. To taki ruch wyprzedzający, bo Polska będzie teraz importować właśnie gaz z Norwegii. Rząd z jednej strony mówi o zaciskaniu pasa, a z drugiej proponuje 14-kę i być może 15-kę. Widać już robienie gruntu pod narrację zaciskania pasa, co czeka nas po wyborach. Igrają z ogniem, tylko że próg bólu społeczeństwa może zostać przekroczony. Patrząc z perspektywy makroekonomii to musi się skończyć bardzo źle.

Czym dokładnie?

Społeczeństwo zapłaci za to mocnym zubożeniem. Scenariusze są dwa: PiS zostawi opozycji totalny bałagan do posprzątania albo będą próbowali realizować scenariusz tłumienia oczekiwań, czyli zrzucą winę na Putina i przeznaczą miliony zł na propagandę, która wskaże kolejnych winnych tej sytuacji.

W grę wchodzi przesilenie fiskalne i doprowadzenie do momentu, w którym Polska nie będzie mogła sprzedać swoich obligacji albo będą one bardzo drogie. Kiedy Grecja miała trudność z finansowaniem wydatków, nastąpiła głęboka recesja, ubóstwo wzrosło dwukrotnie. To Grecy wymyślili 13-kę i 14-kę. Są to skrajnie populistyczne, nierozwojowe wydatki. W Grecji słusznie wiek emerytalny został już podniesiony do 67 lat w celu ratowania gospodarki.

Według prognoz KE łączna inflacja od początku jej trwania do końca przyszłego roku wyniesie około 30 proc. Czyli 1/3 siły nabywczej złotówki zniknęła. A Polacy trzymają dużo oszczędności w postaci gotówki, bo nie inwestują na giełdzie ani w inne instrumenty finansowe chroniące przed inflacją. Oni stracą jedną trzecią oszczędności, a to jest jeszcze ostrożny scenariusz.

Wprowadzenie 700+ jest realne?

Jest realne, bo zmiany podatkowe nie sprzedały się za dobrze - była to całkowita kompromitacja, nikt tego nie rozumiał. A takie świadczenia jak 14. emerytura co roku czy 700+ marketingowo bardzo dobrze się sprzedają.

PiS kupując głosy emerytów, w rzeczywistości obniży emerytury kolejnym pokoleniom. Jak dużo za to zapłacimy?

13-ta czy 14-ta emerytura nie tylko pompują wydatki, ale też są bardzo szkodliwe dla samego systemu emerytalnego. Rząd z jednej strony wprowadza instrumenty, które mają zachęcać do dłuższej aktywności zawodowej, ale z drugiej strony inwestuje dziesiątki miliardów złotych, aby do tego zniechęcić. Jest to sprzeczne z rozwojem długookresowym i spowoduje, że społeczeństwo będzie krócej pracować i otrzyma niższe emerytury.

Jest to też sprzeczne z założeniami KPO, które mają w celach aktywizację na rynku pracy. Jest to ewidentnie szkodliwe rozwiązanie. To oznacza więcej dopłat w przyszłości do emerytur minimalnych, wolniejszy wzrost gospodarczy.

Na przeciwległym biegunie jest budżetówka, dla której podwyżek chce z kolei PO. PiS może sobie pozwolić, aby zignorować te grupy zawodowe? Bardziej opłaca mu się stawiać na rodziny wielodzietne i emerytów?

Politycznie PiS-owi będzie trudno w ogóle nie podwyższyć pensji budżetówce. A tych podwyżek też nie ma w prognozach Komisji Europejskiej. To oznacza kolejne wydatki, a przecież nie można mieć wszystkiego. Rząd chce wyższych wydatków na armię do 3 proc., na ochronę zdrowia 6 proc., kontynuacji tarczy antyinflacyjnej i do tego doszłyby podwyżki pensji.

Jeszcze mogą wydłużyć urlop o 7 dni. Takie pomysły też zaczynają się pojawiać.

To jest z kolei uderzenie w przedsiębiorców. Ostatecznie my za to zapłacimy, bo jak przedsiębiorcom wzrosną koszty, zredukują wynagrodzenia lub przerzucą je na ceny. Poza tym akcjonariusze tych przedsiębiorstw stracą w postaci mniejszych dywidend czy zysków kapitałowych.

Z czego to sfinansują? Z pieniędzy unijnych, czyli z KPO?

KPO nie można wydać na kiełbasę wyborczą, ale może zrobić pewną przestrzeń w finansach publicznych, bo środki unijne są neutralne dla deficytu. Na razie podpisaliśmy dokument, uzgodniliśmy treści kamieni milowych. Na pieniądze trzeba poczekać. Rząd na pewno na to liczy, ale to i tak nie skompensuje ogromnego wzrostu wydatków, jakich oczekuje rząd. Pieniądze unijne nie mogą być przeznaczone na kiełbasę wyborczą.