Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Marek Kamieński, ekspert turystyki: Problem, o którym pan mówi, nie dotyczy tylko i wyłącznie wymienionego przez pana biura podróży, lecz tak naprawdę większości organizatorów wyjazdów turystycznych. Nikt w Europie, a zatem także i w Polsce, nie przewidział, że w tym roku będzie aż tak duży ruch wakacyjny.
Z końcem czerwca zaczyna się wielki ruch turystyczny w Europie. Wszyscy Europejczycy planują urlopy w tym okresie. Z wyjątkiem Niemców, którzy wyjeżdżają na swoje wakacje w sierpniu. W związku z tym z brakiem samolotów borykają się nie tylko Polacy, lecz wszyscy w Europie.
Problem, który dotknął biuro podróży, o którym pan wspomina, dotknął także kilku innych biur. Wynika to z tego, że w wyczarterowanym samolocie były także miejsca zarezerwowane dla klientów dwóch lub trzech innych organizatorów. W związku z tym sytuacja jest dla wszystkich jednakowa.
Z tego, co widziałem w mediach w miniony weekend, skarżą się tylko klienci Itaki. Dlaczego?
Nie moją rolą jest to oceniać. Nie broniąc Itaki, mówię jedynie o tym, że problem, który dotknął w weekend klientów tego biura podróży, dotyczy w równym stopniu wszystkich pozostałych organizatorów wyjazdów turystycznych. Jeden z dużych przewoźników czarterowych odmówił współpracy.
Do tego dochodzą opóźnienia w połączeniach lotniczych. A każde takie opóźnienie robi kolejne dziury w precyzyjnie utkanej siatce lotów. W dzisiejszych czasach każdy samolot, który porusza się po terenie Europy, na płycie lotniska spędza maksymalnie 45 minut. Jeżeli pojawia się jakaś sytuacja awaryjna, np. kapitan zasłabnie z powodu upału, harmonogram lotów tej konkretnej maszyny zostaje zaburzony.
Chodzi mi o to, że przy rozpatrywaniu problemu, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatni weekend, nie można mówić o jakiejkolwiek opieszałości organizatora wycieczek. W tym roku sytuacja na lotniskach jest po prostu nadzwyczajna.
Najgorszą rzeczą jest to, że dzisiaj w ruchu turystycznym nie ma personelu. Nie ma obsługi naziemnej, nie ma personelu na pokładach samolotów. Wszystko to dzieje się z prostej przyczyny – do tej pory tymi zawodami w okresie wakacyjnym w dużej mierze zajmowali się pracownicy tymczasowi. Pandemia koronawirusa zabrała im tę możliwość. W jej obliczu nie stanęli jednak w miejscu, żeby przeczekać trudny czas, lecz poszli dalej. Zmienili preferencje zawodowe. Zmienili branże.
Pewnie poszli też tam, gdzie płacą lepiej, a praca nie jest aż tak obciążająca fizycznie, jak np. przerzucanie walizek.
Oczywiście. Dlaczego ktoś taki ma dźwigać walizki, kiedy pójdzie gdziekolwiek do pracy i zarobi więcej. Proste.
W obliczu problemów, o których rozmawiamy, Polacy powinni drżeć o swoje wakacje w tym roku?
Absolutnie nie. W weekend rozmawiałem z większości prezesów biur podróży w Polsce oraz przedstawicielami linii lotniczych. Dowiedziałem się, że problem z odwołanymi lotami czarterowymi zostanie rozwiązany do końca tego tygodnia. Znaleziony został inny przewoźnik.
Na obecną chwilę największym problemem w Europie jest znalezienie wolnych samolotów. Graniczy to z cudem.
Z tego, co wiem, rozmowy kontrolerów z PAŻP idą w dobrym kierunku. Myślę, że do 10 lipca sprawa zostanie załatwiona pozytywnie.
To gdzie najbezpieczniej polecieć na wakacje, jeśli chodzi o pewność realizacji wyjazdu?
Jedynym precyzyjnie działającym mechanizmem w tym roku są wyjazdy do Turcji. Dlatego, że kraj ten wymaga w większości ruchu lotniczego swoimi liniami lotniczymi. Klienci latają tam z tureckimi przewoźnikami. W związku z tym ryzyko wystąpienia jakichś zawirowań jest mniejsze.
Poza tym Turcja kusi niskimi cenami. Potrzebują czymś przyciągnąć turystów z Europy, ponieważ w tym roku przyjedzie do nich o trzy miliony mniej podróżnych z Rosji. Turecki kierunek jest w tym roku najbezpieczniejszy.
Jest pan także biegłym sądowym w zakresie sportu i turystyki. Czy do sądów często trafiają pozwy wniesione przez niezadowolonych turystów?
Mówimy o dwóch rodzajach klientów. Pierwsi to ci, którzy kupują wycieczkę zorganizowaną w biurze podróży. To podlega pod ustawę o imprezach turystycznych z 2017 r. Ta ustawa mówi, że organizator jest odpowiedzialny za wakacje klienta od początku wyjazdu do końca. Jeżeli jednak nie może zrealizować tej imprezy turystycznej, to ma obowiązek oddania klientowi w ciągu 14 dni wszystkich pieniędzy, które ten zapłacił lub zaproponowania alternatywnej imprezy równoważnej.
Turysta, który poleciał na wakacje z biurem podróży, nie musi zatem martwić się tą kwestią. Może mieć jednak niezamierzenie wydłużony urlop, co dzieje się teraz w przypadku klientów Itaki. Biuro podróży w takim przypadku opłaca im ten pobyt. Ci, którzy jeszcze nie wylecieli na urlop, np. przez odwołane loty, zgodnie z ustawą dostaną zwrot pełnej kwoty lub możliwość zmiany miejsca, lub terminu wypoczynku.
Drugi rodzaj klientów to ci, którzy na własną rękę wykupili sobie loty i zarezerwowali hotel. Takie osoby niestety bardzo często tracą pieniądze.
Walka w sądzie zawsze jest możliwa.
A co z ludźmi, którzy utknęli w raju, a skończył się ich urlop w pracy? Nie będą mogli wrócić na czas do swoich zajęć.
W takich przypadkach biura podróży będą opierały się na sformułowaniu ustawowym o sytuacji nadzwyczajnej i nieuniknionej. Co za tym idzie, nie mogły przewidzieć, że wystąpią niedogodności, o których pan wspomina. W takim wypadku klient nie będzie mógł dochodzić swoich roszczeń dlatego, że nie wykonał na czas swoich obowiązków zawodowych.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl