Był rok 2017, kiedy adwokatka Beata Bieniek-Wiera wzięła kredyt hipoteczny na budowę domu z okresem kredytowania wynoszącym 35 lat. Podpisując wówczas umowę z bankiem wiedziała, jakich rat może się spodziewać. Miała również świadomość, że zmienne oprocentowanie oznacza, iż deklarowana na tamten dzień rata może wzrosnąć. Ale nie przyszło jej na myśl, jak ogromna może to być podwyżka. Nie przypuszczała, że jeśli pożyczy w banku 700 tys. zł, na koniec będzie musiała spłacić nawet 1,4 mln zł - a na to się zapowiada (podana wysokość 700 tys. zł kredytu jest umowna, rozmówczyni nie ujawnia dokładnej kwoty).
Dzieje się tak, ponieważ na wysokość raty kredytu hipotecznego znaczący wpływ ma WIBOR (wskaźnik oznaczający stopę procentową, po jakiej banki udzielają pożyczek innym bankom), który jest zmienny. Jak wskazuje nasza rozmówczyni, na dzień zaciągania przez nią kredytu WIBOR wynosił 1,78 proc., a w połowie czerwca 2022 roku - kiedy rata kredytu wzrosła już podwójnie - wskaźnik ten wynosił ponad 5 proc. Chwilę później WIBOR podskoczył aż do 8 proc. Na dzień 15 lipca WIBOR 6M wynosił 7,3 proc. Mimo że wskaźnik ten zaczął spadać, wciąż jest on najwyższy od blisko dwóch dekad.
Co ważne, wskaźnik WIBOR nie jest dyktowany przez rynek czy rząd, lecz ustalają go banki wchodzące w skład tak zwanego panelu WIBOR (należą do niego Bank Gospodarstwa Krajowego, PKO Bank Polski, Bank Pekao, ING Bank Śląski, Santander Bank Polska, BNP Paribas, Bank Citi Handlowy, Bank Millennium, Deutsche Bank i mBank).
Na wysokość rat kredytu hipotecznego składa się nie tylko WIBOR, ale też marża banku, która urosła w czasie niskich rat kredytów. - Kiedy zawierałam umowę kredytu, bank tłumaczył mi, że marża jest wysoka, gdyż WIBOR jest niski. Efekt jest taki, że marża została tak samo wysoka, jak była na początku, natomiast WIBOR jest o wiele wyższy. Bank zarabia więc na moim kredycie bardzo dużo. Wysokość samych odsetek będzie wynosić co najmniej tyle, ile pożyczono mi kapitału - punktuje adwokatka.
Adwokatka nie zamierza przejść obok tej sprawy obojętnie. Nie godzi się, aby spłacać bankowi kwotę dwa razy wyższą, niż pożyczyła na budowę domu, lecz w zamian szykuje strategię powództwa. Za co pozwie bank?
Jedną z argumentacji, którą rozważa, jest pozwanie z art. 388 kodeksu cywilnego, który dotyczy wyzysku. Jak wskazuje, zgodnie z tym artykułem, jeśli jedna ze stron wyzyskując brak dostatecznego rozeznania drugiej strony co do przedmiotu umowy, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej świadczenia, wtedy można żądać zmniejszenia świadczenia albo unieważnienia umowy.
- Przeanalizowałam całą korespondencję z bankiem, z której wynika, że otrzymałam wyłącznie symulację na WIBOR zmienny, w ogóle nie otrzymałam oferty na WIBOR ze stałą stawką. Nie było o tym mowy. Co więcej, otrzymałam informację z banku, że jest to najkorzystniejsza oferta. Oczywiście była klauzula informująca, że WIBOR jest zmienny, natomiast kiedy pytałam wówczas doradcę kredytowego, ile może się to realnie zmienić, powiedział, że jakieś 3-4 proc. I na takie ryzyko się zgodziłam - mówi Beata Bieniek-Wiera.
W jej ocenie powinna dostać symulację WIBOR-u zmiennego, zarówno wstecz, czyli jak to wyglądało w ujęciu historycznym, jak i na przyszłość, również przy założeniu wysokiego wskaźnika WIBOR, wynoszącego nawet 10 proc. - Gdybym dostała takie symulacje historyczne, zastanowiłabym się dwa razy, czy brać taki kredyt, czy jednak nie wybudować mniejszego domu albo kupić mieszkania - komentuje Bieniek-Wiera.
Adwokatka doszukała się kilku argumentów, które mogą zadziałać na korzyść złotówkowiczów w starciu z bankami udzielającymi kredytów hipotecznych. Poza próbą dopatrzenia się w tych działaniach wyzysku, można też - idąc w ślad za frankowiczami - wytknąć bankom zamieszczanie niedozwolonych klauzul, podważyć sposób ustalania wysokości WIBOR i w ogóle podważyć sposób ustanowienia go w Polsce. "Sposób ustanowienia WIBOR w Polsce jest według mnie niezgodny z tak zwanym rozporządzeniem BMR i zamierzam to udowodnić przed sądem!" - napisała Bieniek-Wiera w mediach społecznościowych.
Kolejna argumentacja, jakiej chce użyć, dotyczy artykułu 3571 kodeksu cywilnego, czyli klauzuli rebus sic stantibus. Zgodnie z nią sąd może „oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy”, jeśli dopatrzy się, że „z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy”. Tylko czy naszą rozmówczynię satysfakcjonowałoby rozwiązanie umowy?
- Tak, ponieważ wówczas sąd może rozstrzygnąć o wzajemnych rozliczeniach stron, biorąc pod uwagę interesy obu stron czy też zasady współżycia społecznego. Sąd może również oznaczyć sposób wykonania zobowiązania oraz ustalić wysokość świadczenia - mówi adwokatka. A biorąc pod uwagę, że na początku kredytowania spłaca się głównie odsetki, równowartość kwoty, którą zapłaciła przez ostatnie pięć lat, mogłaby przecież pokryć znaczącą część pożyczki.
Złotówkowicze zaczynają dostrzegać, że nie są bez szans w walce z systemem bankowym. Pokazali to już kilka lat temu frankowicze - choć na początku nie dawano im szans w starciu z bankami, w wielu przypadkach zapadały korzystne dla nich wyroki sądów. Argumentacja przeciwko frankowiczom była wtedy podobna: kredytobiorcy wiedzieli, na co się decydują. Praktyka pokazuje jednak, że nie do końca tak jest, iż kredytobiorca jest świadomy wszystkich zagrożeń, na czym zarabiają banki. I tym chcą bronić się złotówkowicze.
- Gdyby banki odpowiednio informowały o konsekwencjach, pokazując również niekorzystne symulacje spłaty rat, w tym przede wszystkim symulacje historyczne, wielu kredytobiorców nie zdecydowałaby się na kredyt hipoteczny. O ile jeszcze ja jestem w stanie spłacić kredyt, to ludzie, którzy do mnie przychodzą, nie mają z czego żyć. To jest dramat - mówi Bieniek-Wiera.
Beata Bieniek-Wiera zapowiada, że złoży pozew wczesną jesienią, prawdopodobnie jeszcze we wrześniu. Będzie jej w tym pomagał wspólnik Leszek Paterek, który ma doświadczenie w kredytach frankowych. Nie są w tym działaniu osamotnieni, bo jak wskazuje adwokatka, wie już o kolejnych osobach, które chcą pozywać banki z tego samego powodu.
Jak ocenia swoje szanse na wygraną? - Zanim jeszcze poinformowałam na LinkedIn o zamiarze pozwania banku, oceniałam swoją szansę wygranej na 40 proc., a teraz myślę, że mam 50 proc. szans. W odpowiedzi na mój wpis otrzymałam wiele merytorycznych informacji dyskredytujących banki. Przy okazji dowiedziałam się, że obecnie ci, którzy starają się o zmianę kredytu na stały WIBOR, nie otrzymują takiej oferty, gdyż banki odpisują im, że nie mają zdolności kredytowej - mówi adwokatka.
I wskazuje na kuriozum tej sytuacji. W ocenie banków klienci nie mają zdolności kredytowej, aby wziąć kredyt ze stałym WIBOR-em, ale ci sami klienci mogą dostać kredyt ze zmiennym WIBOR-em, co może ich przecież więcej kosztować.