Spółdzielnia w Golubiu-Dobrzyniu podniosła opłatę za ciepło o prawie 100 proc., a mieszkańcy Krosna płacą za ogrzewanie o 60 proc. więcej. To tylko niektóre dramaty polskich rodzin — dwa obszary Polski już powinny się przygotować na kolejne podwyżki. Kogo mamy winić za to, że koszty ogrzewania dla ciepłowni wzrosły trzy, a nawet czterokrotnie?
Podwyżki dotykają wszystkich — zarówno mieszkańców małych, jak i dużych gmin. O 20 proc. więcej za ciepło płacą osoby mieszkające Olsztynie (woj. warmińsko-mazurskie) i Rzeszowie (woj. podkarpackie). Z kolei w Łodzi (woj. łódzkie) ceny wzrosły w lipcu około 18 proc.
W Radomsku (woj. łódzkie) mieszkańcy płacą o 40 proc. więcej, a w Krośnie (woj. podkarpackie) - o 60 proc. więcej. Identyczna podwyżka dotyka mieszkańców Gorlic (woj. małopolskie). Z ogromnym wzrostem kosztów zmagają się lokatorzy Spółdzielni Mieszkaniowej im. Henryka Rogowskiego w Golubiu-Dobrzyniu (woj. kujawsko-pomorskie) — stawki wzrosły o 87-100 proc.
Niektóre gminy dopiero przygotowują się do podniesienia stawek — wszystko wskazuje na to, że już od 1 września 2022 r. mieszkańcy Mrągowa (woj. warmińsko-mazurskie) zapłacą za ciepło o 35 proc. więcej.
Niezbyt imponujące wzrosty? Nie dajmy się zwieść — to nie pierwsze podwyżki i z pewnością nie ostatnie. Najbardziej widoczny jest wzrost cen w mniejszych miejscowościach. Koszty ogrzewania w ciepłowni w Lublińcu (woj. śląskie) zwiększyły się z 3,5 zł do prawie 12,5 zł na 1 mkw. mieszkania. Podwyżka trzyipółkrotna to ogromny problem dla mieszkańców, którymi są głównie emeryci.
Tu opłaty mogą wystrzelić w górę
Dlaczego mieszkańcy muszą płacić więcej za ciepło? Ma to związek z faktem, że ciepłownie najczęściej ogrzewają się miałami węglowymi. - W marcu 2021 r. rynkowa cena miału wahała się między 200-350 zł netto, natomiast dzisiaj — między 1600 a 1900 zł netto. To jest skala wzrostu cen paliwa, które odpowiada za ponad połowę kosztów ciepłowni — tłumaczy w rozmowie z portalem INNPoland.pl Łukasz Horbacz, Prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW).
Podwyżki nie będą rozkładały się równomiernie. Ciepłownie w południowej i zachodniej części kraju najczęściej posiadały długoterminowe umowy na kupno miałów z polskimi producentami. Klauzule umowne blokują wzrosty cen miałów. Zdaniem prezesa IGSPW te ciepłownie prawdopodobnie zaobserwują najmniejsze wzrosty kosztów ogrzewania.
- Najbardziej dotknięte będą ciepłownie na ścianie wschodniej, które przed wojną i embargiem na rosyjski węgiel prawdopodobnie miały swobodny dostęp do tanich miałów w ogromnych ilościach dostępnych na terminalach granicznych, a teraz są odcięte od wschodniego paliwa — ocenia ekspert.
Równie pokrzywdzeni będą ciepłownicy, a co za tym idzie — odbiorcy, na północy Polski. - Wszystkie te ciepłownie są zmuszone kupować paliwo krajowe po wysokich cenach, jeśli im się uda. Alternatywę stanowią drogie miały z portów — wskazuje nasz rozmówca.
Czy koszty są niższe, jeśli ogrzewamy się na własną rękę? W sierpniu 2021 r. Kowalski kupował węgiel opałowy za 700-900 zł brutto. W IV kwartale ubiegłego roku, gdy pojawił się niedobór towaru na rynku, ceny podskoczyły do 1300-1800 zł. Z kolei teraz cena węgla opałowego na rynku detalicznym waha się między 2500 a 3500 zł. - Dla ciepłowni koszty wzrosły trzyipółkrotnie, a dla Kowalskiego — czterokrotnie. To podobny zakres — wskazuje Horbacz.
Winowajcy wysokich rachunków
Dlaczego opłaty wzrastają? Drożejący węgiel to niejedyny czynnik. O 50 proc. wzrosły także koszty emisji dwutlenku węgla. Jednak to nie system powinniśmy winić za coraz wyższe rachunki.
Zamieszanie, z którym mamy do czynienia, to efekt także embarga na rosyjski węgiel. Zasady wprowadzone na terenie Polski 16 kwietnia 2022 r. całkowicie odmieniły sytuację na rynku. Do tej pory węgiel trafiał do Polski przez porty (w mniejszym stopniu) i płynął szerokim strumieniem ścianą wschodnią (w 80 proc. z Rosji i w około 20 proc. z Kazachstanu). W IV kwartale 2021 r., czyli jeszcze przed wojną, na rynku już były zauważalne niedobory węgla. Embargo zamknęło główną ścieżkę dostaw praktycznie z dnia na dzień. Ściana wschodnia stała się martwa i zostały porty, które mają ograniczoną przepustowość.
- W mojej opinii embargo zostało wprowadzone pochopnie i bez niezbędnych kalkulacji i przygotowania. My, jako Izba, tuż po wejściu w życie embarga sygnalizowaliśmy, jakie będą tego skutki. Kraj był bezzapasów węgla, a odcięliśmy sobie główne źródło dostaw z importu — przekonuje prezes.
To właśnie przez brak odpowiedniego zabezpieczenia przed skutkami tak poważnej decyzji odbiorcy płacą i będą płacili więcej za ciepło. Rząd po prostu przegapił moment przygotowań — embargo było nakładane w bardzo emocjonalnych okolicznościach, ponieważ kilka dni wcześniej pojawiły się pierwsze zdjęcia z masakry w Buczy. - Każdy, kto wówczas przeciwstawiłby się embargu, byłby zapewne uznany za "agenta Putina". Ale musimy pamiętać, że rynek rządzi się własnymi prawami, a czas pokazał, że na embargo kraj był zupełnie nieprzygotowany — wskazuje Horbacz.
Przymiarki, które zachwiały rynkiem
Jednak nieprzygotowanie się do embarga to tylko jeden zarzutów wobec rządu i jego polityki energetycznej. Chaos wywołały także zapowiedzi dotyczące wprowadzenia cen maksymalnych węgla (996,60 zł za 1 tonę).
- Rządzący, mam nadzieję, że niechcący, swoimi słowami zaszkodzili bardziej, niż pomogli. Już dwa miesiące temu mówili, żeby nie kupować węgla, bo zaraz będzie powszechnie dostępny węgiel za tysiąc złotych. W rezultacie ludzie przestali kupować, sprzedaż spadła o 90 proc. z dnia na dzień — przyznaje Horbacz. Ten stan utrzymywał się do momentu, kiedy okazało się, że program cen maksymalnych zakończył się fiaskiem i będzie nowy program — dodatek węglowyrzędu 3 tys. zł dla gospodarstwa domowego.
Firmy handlujące węglem znalazły się pod ścianą — nie mogły zatowarować się węglem krajowym, bo jego ilości są niewystarczające, a w obliczu braku zainteresowania nie składały zamówień na drogi węgiel z portów. - Firmy bały się, że będą musiały konkurować z węglem dystrybuowanym po tysiąc złotych — tłumaczy ekspert. - Uciekły dwa miesiące, w których klienci nie kupowali. Popyt się kumulował, a podaż była mniejsza niż w normalnych warunkach, bo gdyby nie zapowiedzi cen maksymalnych to składy węgla złożyłyby zamówienia. A teraz składy są puste lub prawie puste i rośnie presja na cenę — przekonuje Horbacz.
Nieodpowiedzialna polityka w tak ważnym obszarze podważyła bezpieczeństwo gospodarstw domowych tuż przed szczytem sezonu grzewczego. Nie kwestionując moralnych pobudek dotyczących embarga, do tak ważnych decyzji trzeba się dobrze przygotować. Tak się jednak nie stało. Sama minister klimatu i środowiska Anna Moskwa w piśmie datowanym na 24 lutego 2022 r. alarmowała premiera, że węgla może zabraknąć. Brak reakcji wtedy, gdy był na to czas, sprawił, że zostały nam tylko bałagan i coraz wyższe opłaty, za które nie zapłacimy z budżetu państwowego, tylko z własnej kieszeni.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl