Drogi prąd to ogromny problem dla właścicieli sklepów. Fani chłodzonych napojów mogą mieć problem, niektóre sklepy zapowiadają wprowadzenie nowej opłaty – od napojów z lodówki.
Reklama.
Reklama.
Ceny energii elektrycznej w ostatnim roku drastycznie wzrosły. Jednymi z tych, którzy odczuwają je najbardziej, są właściciele sklepów, szczególnie tych małych
Stąd też u niektórych już pojawił się pomysł wprowadzenia nowej opłaty – od napojów chłodzonych w lodówkach
To głównie soki, woda, energetyki, napoje gazowane i piwo. Właściciele zdradzają, o ile napoje sięgane z lodówki mogłyby być droższe
Rachunki za prąd dla właścicieli małych sklepów wzrosły o nawet 300 procent. Stąd też w branży pojawił się pomysł wprowadzenia nowej opłaty. Jak podają wiadomoscihandlowe.pl, ma to być dodatkowa opłata za schłodzenie piwa, napojów bezalkoholowych czy wody butelkowanej na pokrycie – choćby częściowo – kosztów zasilania chłodziarek.
Choć za oknem wciąż zimno i jeszcze nie tęsknimy tak bardzo za schłodzonymi napojami czy wodą, latem się to zmieni, a wtedy sklepy wymiernie odczułyby korzyści finansowe z wprowadzenia takiej opłaty.
Obawa przed utratą klientów kontra ogromne koszty
Jest też jeden problem, nikt nie chce być tym pierwszym, bo może zrazić do siebie klientów i de facto – stracić zamiast zyskać. Mimo to temat coraz częściej powraca w branżowych rozmowach.
– Teraz jest zimno i w wielu sklepach chłodziarki są wyłączone. Dla klientów to żaden problem, gdy jednak zrobi się ciepło i konsumenci będą chcieli kupować napoje schłodzone, coś trzeba będzie z tym zrobić, bo koszty nas zjedzą. Jedynym wyjściem jest wprowadzenie dodatkowej opłaty za chłodzenie – powiedział w rozmowie z portalem jeden z właścicieli osiedlowego sklepu.
Jak wyliczył, w ostatnich miesiącach 2022 roku rachunki za energię elektryczną opiewały na kwoty rzędu 5 tys. zł. W styczniu taryfy wzrosły ponad czterokrotnie i obecnie właściciel sklepu musi płacić za prąd ponad 20 tys. zł.
To oznacza, że badzo trudno o zachowanie rentowności, a nikt do biznesu nie chce dokładać. Do tego rosną też inne koszty, nie tylko prądu, ale i choćby pracownicze – wraz ze wzrostem najniższej krajowej.
Jak podają wiadomoscihandlowe.pl, właścicielka małego sklepu typu "monopol" już podjęła decyzję, że z początkiem sezonu wiosenno-letniego będzie pobierała dodatkową opłatę za schłodzenie napojów.
– W moim przypadku piwo, napoje gazowane i woda to kluczowy asortyment. Razem z alkoholem mocnym w "małpkach" i "szczeniaczkach" to jakieś 70-75 proc. całego obrotu. Z drugiej strony, latem mniej więcej 60 proc. energii elektrycznej zużywają chłodziarki na napoje, resztę pobiera głównie klimatyzacja – tłumaczy portalowi właścicielka.
Dodaje, że koszt prądu wzrósł jej o 300 proc., więc musi jakoś zrekompensować te koszty, bo nie przetrwa. Zapewnia, że nie chce podnosić wszystkich cen, ale napoje schłodzone będzie sprzedawała drożej, bo nie ma innego wyjścia.
Duże sklepy mają łatwiej
Inaczej niż w małych sklepach osiedlowych sprawa wygląda w dyskontach czy marketach. Tam chłodziarki do napojów odpowiadają za znacznie mniejszą część zużycia energii elektrycznej. Stąd też dodatkowa opłata nie przełożyłaby się na większą rentowność.
– Mam duży regał z nabiałem, zamrażarki, piec do odpieku pieczywa, rożen na kurczaki, do tego oświetlenie sali o powierzchni prawie 400 mkw, zimą ogrzewanie, latem klimatyzacja. Chłodziarki mam tylko trzy. Taka opłata przyniosłaby mi niewiele korzyści, a mogłaby zniechęcić klientów – powiedział portalowi właściciel marketu.
Zwrócił też uwagę, że problemów byłoby znacznie więcej. Napoje – czy to schłodzone, czy nie, mają ten sam kod. Osoby z obsługi musiałyby sprawdzać to na dotyk.
Ten przedsiębiorca chce zaoszczędzić nieco podnosząc temperaturę w chłodziarkach i wyłaczając je całkowicie na noc. – Jeśli inni wprowadzą opłatę, to ja oczywiście też ją wprowadzę – przyznał jednak.
Z kolei te największe sklepy, głównie sieciowe, to duże firmy, które mają większe możliwości negocjowania cen energii z dostawcami. Stać ich też na zamontowanie bardziej oszczędnych chłodziarek czy przechodzić na odnawialne źródła energii.
To z kolei może prowadzić do jeszcze większej przewagi konkurencyjnej, na której małe sklepy stracą i jeszcze trudniej będzie im utrzymać się na powierzchni.
Nowa opłata, czyli ile?
Rozmówcy portalu stwierdzili, że taka dodatkowa opłata powinna sięgać od 10 do 30 groszy na napoju. Twierdzą, że w grę wchodzi nałożenie różnej opłaty, w zależności od pojemności, a także od rodzaju napoju.
Inny problem, natury technicznej, to kwestia rozwiązania sposobu naliczania takiej opłaty. Najłatwiej mają te małe sklepy, w których wciąż stosuje się kasy fiskalne, w których cenę wpisuje się ręcznie – na klawiaturze. Tu problemu nie ma, wystarczy doliczyć odpowiednią kwotę.
Gorzej jednak, a to już właściwie norma, gdy dysponuje się systemami kasowymi ze skanerami kodów. Niektóre systemy dają możliwość ręcznego wpisania ceny, ale nie wszystkie.
Jak czytamy, najprostsze byłoby skopiowanie rozwiązania stosowanego w przypadku odpłatnych torebek jednorazowych, które często nie mają kodu kreskowego. Tu sprzedawcy drukują wcześniej wygenerowany kod i skanują go przy sprzedaży reklamówki.
W ten sposób możnaby wprowadzić do systemu opłatę za schłodzenie napoju, również z ewentualnym rozróżnieniem jego rodzaju, wygenerować odpowiedni kod i skanować go w momencie sprzedaży.
Inna kwestia to wyższe przychody. O tym sprzedawcy też muszą pamiętać, że podniesienie opłaty w ten sposób nie będzie wolne od podatku, więc w kieszeni realnie zostanie im mniej.
– Zakładam, że z tym dolarem to nie będzie tak źle, z dzisiejszego punktu widzenia. Patrząc po wypowiedziach amerykańskiego Fedu i Europejskiego Banku Centralnego, Fed może trochę spuścić z tonu, a EBC dalej podwyższać stopyprocentowe, dość szybko – po 50 punktów bazowych – powiedział w rozmowie z INNPoland Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
Jak dodał, jeśli ta nierównowaga się utrzyma, to euro dostanie mocne wsparcie. Co przełoży się na to, że po korekcyjnym spadku eurodolara, zacznie się znowu ruch do góry.
– Jeżeli eurodolar drożeje, to zawsze pomaga złotemu w stosunku do dolara. Gaz wyceniany jest w euro. Im złoty jest mocniejszy do euro, tym lepiej – podkreślił Kuczyński.
Walka o gaz
Jego zdaniem, o ceny gazu na razie specjalnie się nie musimy martwić, ale to nie potrwa wiecznie, bo kluczowa będzie połowa roku.
– Wtedy firmy będą zawierać długoterminowe kontrakty na kolejne lata, a w tym roku wiele kontraktów wygasa. W związku z tym Narodowa Agencja Energii mówi, że właśnie wiosną i latem należy sięspodziewać walki o gaz i dużych wzrostów cen tego surowca – powiedział analityk.
Jak dodał, trudne jest jednak do przewidzenia, po ile będzie gaz. Na dziś, polskie magazyny wypełnione są drogim gazem, dlatego płacimy za niego więcej niż gdyby był kupowany po obecnych cenach rynkowych.
"Czas potwornej niepewności"
Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, ważnym aspektem, który może negatywnie wpływać na inflację są m.in. Chiny.
– Ostatnie dane PMI pokazują, że tam gospodarka ponownie rusza z kopyta. A jak tak, to wrócimy do tego, co było przed pandamią. Czyli pompa ssąca, jeżeli chodzi o surowce, Chiny skupowały je z całego świata i to zużywały potworne ilości. To będzie szkodziło cenom gazu i ropy, i będzie wpływało na inflację – powiedział analityk.
Chiny to nie jedyny problem. Jest też dużo poważniejszy w wymiarze ludzkim i nie tylko –ewentualne zaostrzenie sytuacji na naszym wschodzie, czyli na wojnie w Ukrainie. Jeżeli Rosja ostro wzmoże ataki to też odbije się na cenach surowców, siłą rzeczy.
– Ta wojna sama w sobie jest okropna, ale na obecnym poziomie nie powinna wpływać na ceny surowców. Niemniej, pierwszy raz w życiu powiem, że się czegoś boję. Boję się, że może zadziać się coś bardzo nieciekawego. Inaczej mówiąc, weszliśmy w okres potwornej niepewności – podkreślił analityk Piotr Kuczyński.