Przypomnijmy, inflacja w Polsce w grudniu wyniosła 16,6 proc. – podał GUS w połowie stycznia. W całym 2022 roku inflacja wyniosła 14,4 proc. Choć najnowsze badanie UCE Reaserch wskazuje, że codzienne zakupy realnie wzrosły o 19,1 proc. Co dalej? Znaków zapytania jest więcej niż odpowiedzi.
Na ceny wpływ ma wiele czynników, to m.in. ceny energii i gazu, kondycja złotego, koszty produkcji i koszty pracy oraz poziom stóp procentowych.
– Zakładam, że z tym dolarem to nie będzie tak źle, z dzisiejszego punktu widzenia. Patrząc po wypowiedziach amerykańskiego Fedu i Europejskiego Banku Centralnego, Fed może trochę spuścić z tonu, a EBC dalej podwyższać stopy procentowe, dość szybko – po 50 punktów bazowych – powiedział w rozmowie z INNPoland Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
Jak dodał, jeśli ta nierównowaga się utrzyma, to euro dostanie mocne wsparcie. Co przełoży się na to, że po korekcyjnym spadku eurodolara, zacznie się znowu ruch do góry.
– Jeżeli eurodolar drożeje, to zawsze pomaga złotemu w stosunku do dolara. Gaz wyceniany jest w euro. Im złoty jest mocniejszy do euro, tym lepiej – podkreślił Kuczyński.
Jego zdaniem, o ceny gazu na razie specjalnie się nie musimy martwić, ale to nie potrwa wiecznie, bo kluczowa będzie połowa roku.
– Wtedy firmy będą zawierać długoterminowe kontrakty na kolejne lata, a w tym roku wiele kontraktów wygasa. W związku z tym Narodowa Agencja Energii mówi, że właśnie wiosną i latem należy sięspodziewać walki o gaz i dużych wzrostów cen tego surowca – powiedział analityk.
Jak dodał, trudne jest jednak do przewidzenia, po ile będzie gaz. Na dziś, polskie magazyny wypełnione są drogim gazem, dlatego płacimy za niego więcej niż gdyby był kupowany po obecnych cenach rynkowych.
Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, ważnym aspektem, który może negatywnie wpływać na inflację są m.in. Chiny.
– Ostatnie dane PMI pokazują, że tam gospodarka ponownie rusza z kopyta. A jak tak, to wrócimy do tego, co było przed pandamią. Czyli pompa ssąca, jeżeli chodzi o surowce, Chiny skupowały je z całego świata i to zużywały potworne ilości. To będzie szkodziło cenom gazu i ropy, i będzie wpływało na inflację – powiedział analityk.
Chiny to nie jedyny problem. Jest też dużo poważniejszy w wymiarze ludzkim i nie tylko –ewentualne zaostrzenie sytuacji na naszym wschodzie, czyli na wojnie w Ukrainie. Jeżeli Rosja ostro wzmoże ataki to też odbije się na cenach surowców, siłą rzeczy.
Ta wojna sama w sobie jest okropna, ale na obecnym poziomie nie powinna wpływać na ceny surowców. Niemniej, pierwszy raz w życiu powiem, że się czegoś boję. Boję się, że może zadziać się coś bardzo nieciekawego. Inaczej mówiąc, weszliśmy w okres potwornej niepewności.
Na ceny na sklepowych półkach wpływają również ceny surowców rolnych i przemysłowych. Patrząc na nie – pospadały już o kilkadziesiąt procent od swojego szczytu (okolice sierpnia 2022 roku), więc i inflacja powinna zacząć spadać.
– Patrząc na dane z Europy, w wielu krajach już spada dość znacznie. Jeśli ten trend się utrzyma, to jest nadzieja na opanowanie inflacji i ja ciągle taką nadzieję mam, choć znaki zapytania są liczne – powiedział Kuczyński w rozmowie z INNPoland.
Jego prognozy wskazują na inflację średnioroczną w 2023 roku na poziomie poniżej 10 proc. Choć problematyczne będą dwa pierwsze miesiące – styczeń i luty.
– Problem w tym, że jeśli w styczniu i lutym inflacja będzie w okolicy 18-19 proc. to trudno będzie średnioroczną wyrobić poniżej 10 proc. Dlatego 10-miesięczna, od marca do końca grudnia, według mnie, będzie poniżej 10 proc. Przy założeniu, że nie będzie żadnych nagłych zdarzeń – podkreślił analityk.
Co do cen produktów rolnych, bardzo dużo zależy od tego, jakie są koszty produkcji rolnej, czyli ceny nawozu.
– Tu znowu w grę wchodzi gaz, więc nawozy będą bardzo drogie, w związku z czym produkcja też będzie droga. To też zależy od urodzaju, ale tego już w ogóle nie przewidzimy – podsumował Piotr Kuczński.
Jak dodaje Jakub Olipra, starszy ekonomista Credit Agricole Bank Polska (CABP), to, że ceny surowców rolnych spadają od kilku miesięcy jest dobrą informacją.
– Na tej podstawie można oczekiwać, że w najbliższych miesiącach dynamika wzrostu cen żywności wyraźnie spowolni, ale cały czas będzie dodatnia. Ceny żywności będą dalej rosły, tylko coraz wolniej – wyjaśnił w rozmowie z INNPoland ekonomista.
Olipra również podkreślił, że wyjątkiem będzie luty. – W lutym zeszłego roku został obniżony VAT na żywność. To nam tworzy efekt niskiej bazy, więc w lutym tego roku będziemy mieli skok dynamiki wzrostu cen żywności, ale wtedy osiągnie ona swoje maksimum – stwiedził.
– Później zaczniemy schodzić z tą dynamiką. Myślę, że na przełomie trzeciego i czwartego kwartału dynamika cen żywności i napojów bezalkoholowych obniży się do jednocyfrowego poziomu – prognozuje ekonomista w rozmowie z INNPoland.
Jego zdaniem, ten spadek dynamiki cen żywności będzie miał dość szeroki zakres i będzie zauważalny w większości kategorii.
– Wynika to też z tego, że większość surowców rolnych tanieje – zboża, rośliny oleiste, produkty mleczne i cukier. Pozostałe koszty w łańcuchu tworzenia wartości w sektorze rolno-spożywczym również spadają, czyli mamy niższe ceny energii i gazu. W porównaniu z sierpem one się wyraźnie obniżyły – dodał Olipra.
Wszystko, co powyżej, jest impulsem, który będzie sprzyjał szerokiemu spadkowi dynamiki cen żywności. Natomiast są też kategorie nieco bardziej niepokojące. To jest przede wszystkim drób i jaja.
– To wynika przede wszystkim z ptasiej grypy, która w Europie Zachodniej wyrządziła znaczące straty, więc naturalnie tego drobiu i jaj na rynku jest mniej. I to sprawia, że ich ceny dość silnie rosną. To może być kategoria, która spowolni spadek dynamiki wzrostu cen żywności – powiedział ekonomista.
Czy zatem można mówić, że nie jest aż tak źle? Ceny energii i gazu spadają, tanieją surowce rolne, złoty ma się mieć lepiej niż zakładano jeszcze w ubiegłym roku.
– Mamy wzrost cen żywności powyżej 20 proc., co z punktu widzenia konsumentów jest złe. Jest odczuwalne i zauważalne podczas zakupów. Niepokojące może być też to, że – w mojej ocenie – nie ma się co spodziewać spadku cen żywności. Mówimy jedynie o spadku dynamiki, czyli po prostu ta żywność będzie nadal drożeć, ale coraz wolniej – wyjaśnił Jakub Olipra.
Jak dodał, wzrosty cen są charakterystycznym zjawiskiem dla gospodarki, na przestrzeni lat sukcesywnie, z roku na rok rosną.
Tu po prostu mieliśmy do czynienia z nagłym i drastycznym uderzeniem. Ceny w jeden rok wzrosły tak mocno, jak w normalnych warunkach rosłyby przez kilka lat.
– Myślę, że powoli ta sytuacja się stabilizuje. Mieliśmy dwa bardzo silne szoki – szok energetyczny i na surowcach rolnych, które w dużym stopniu były efektem wojny. One już wygasają, co wiąże się z korzyścią dla obniżenia dynamiki cen, czyli spowolnienia wzrostu cen żywności – powiedział ekonomista CABP.
Dużo zależeć będzie jeszcze od tego, jak rząd będzie wycofywał się z tarczy antyinflacyjnej, jeżeli chodzi o żywność. W pewnym momencie trzeba będzie przywrócić stawkę VAT.
– W naszym scenariuszu bazowym zakładamy, że nastąpi to dopiero w 2024 roku, czyli po wyborach, i to będzie proces stopniowy – stwierdził ekonomista.
– Ktokolwiek będzie rządził, raczej nie będzie chciał doprowadzić do skokowego wzrostu cen żywności w reakcji na przywrócenie 5-procentowej stawki VAT na żywność i leki. Zakładamy, że to zostanie rozłożone na kilka miesięcy – podsumował rozmowę z INNPoland Jakub Olipra.
Najbliższe miesiące, przy założeniu, że nie wydarzy się nic nagłego, będą więc względnie spokojne. Niemniej, nadal upływały będą pod znakiem rosnących cen. I prognozy – zarówno optymistyczne, jak i pesymistyczne – wskazują, że rok 2023 wciąż będzie rokiem wysokiej inflacji.
Czytaj także: https://innpoland.pl/190208,projekt-czternastek-gotowy-media-rzad-obiecywal-polakom-co-innego