Donald Tusk kusi wyborców kredytami mieszkaniowymi na 0 proc., czyli właściwie darmowymi. Kto za to zapłaci? I dlaczego to nie najlepszy pomysł? To w rozmowie z INNPoland tłumaczy główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, Marcin Zieliński.
Reklama.
Reklama.
Donald Tusk rzuca kiełbasę wyborczą. Zapowiada kredyty mieszkaniowe na 0 proc.
Kredyty te dofinansować ma BGK, czyli de facto każda i każdy z nas solidarnie w podatkach
Główny ekonomista FOR Marcin Zieliński w rozmowie z INNPoland ocenia ten pomysł
– Skoro program kredyt 0 proc. miałby być finansowany przez Bank Gospodarstwa Krajowego, to mielibyśmy kopię proponowanego przez rząd programu Bezpieczny Kredyt 2 proc., tylko o jeszcze większym koszcie dla podatnika – mówi w rozmowie z INNPoland Marcin Zieliński, członek zarządu i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
Jak podkreśla ekonomista, jeśli program będzie finansował BGK, to musiałby on wyemitować obligacje. A te byłyby oprocentowane na poziomie ok. 7 proc. Zieliński jest zdania, że nie ma darmowych obiadów, a te odsetki od obligacji będą musieli spłacać wszyscy podatnicy .
– Dla biorących kredyty, zerowe oprocentowanie to oczywiście znakomity interes, zwłaszcza przy kilkunastoprocentowej inflacji, bo przecież wraz z cenami rosną też nominalne wynagrodzenia, nawet jeśli, jak to się działo w ubiegłym roku, wolniej, niż wynosi inflacja – wskazuje Zieliński.
Jak zaznacza, wyliczenia kredytów zaprezentowane przez Donalda Tuska są zachęcające, problem w tym, że ich koszty ponosi reszta społeczeństwa – w podatkach.
Co więcej, jego zdaniem, może wzrosnąć nierówność społeczna, bo jeśli ktoś kupi mieszkanie jeszcze przed tym programem, a później jego rówieśnik skorzysta z kredytu 0 proc., to ten pierwszy straci podwójnie. Po pierwsze dlatego, że nie miał preferencyjnego kredytu, a po drugie dlatego, że w podatkach będzie dokładał się do obsłużenia tego programu.
Walka z inflacją lepsza od rozdawnictwa
Zdaniem Marcina Zielińskiego z FOR, lepszym rozwiązaniem byłoby zaprezentowanie programu naprawczego do walki z wysoką inflacją, a nie rozdawanie darmowych kredytów.
– Problem wysokiej inflacji, a przez to wysokich stóp procentowych, polega na tym, że obciążenia z tytułu rat kredytów w stosunku do dochodów są bardzo nierównomiernie rozłożone w czasie. Na początku są bardzo wysokie, ale wraz ze wzrostem nominalnych wynagrodzeń w coraz mniejszym stopniu obciążają domowy budżet – dodaje.
Jak podkreśla ekonomista, dopóki inflacja nie będzie w ryzach, dopóty stopy procentowe będą wysokie, więc nie uda się też zmienić tej dysproporcji w wysokości rat.
– Jeśli teraz rata kredytu wynosi, powiedzmy, 4 tysiące złotych, to przy takim tempie inflacji i wzrostu wynagrodzeń, jak obecnie, za 5 lat będzie odpowiadało to dzisiejszym 2 tysiącom złotych, czyli ciężar będzie połowę mniejszy – wskazał ekonomista.
Według Zielińskiego najważniejszym obecnie jest utrzymywanie wzrostu cen na niskim i stabilnym poziomie, czyli inflacji bliskiej celu – 2,5 proc. Wtedy też ciężar rat jest równiej rozłożony w czasie i stanowi zmniejszenie obciążenie dla domowego budżetu na samym początku.
– Niska inflacja i niskie stopy procentowe to o wiele bardziej komfortowa sytuacja dla kredytobiorców niż programy proponowane przez rząd i opozycję – podkreśla Zieliński.
Rząd i opozycja ramię w ramię
Problemem dla Polek i Polaków w walce z inflacją w 2023 roku są wyboryparlamentarne i fakt, że politycy zaczynają już wyścig na pomysły w myśl zasady "kto da więcej?".
– Gdy w 2015 roku inflacja była bardzo niska, nawet mieliśmy lekką deflację, NBP obniżył stopę referencyjną do 1,5 proc. Wtedy nikt nie mówił o rządowych programach tanichkredytów i dopłat z kasy państwa, bo kredyty były nisko oprocentowane – dodaje ekonomista.
Jak zaznacza, właśnie w tę stronę powinna wrócić opozycja, szczególnie ci jej reprezentanci, którzy wtedy rządzili. Mogą przypomnieć obywatelom, jak było w czasach, gdy inflacja nie wymykała się z rąk i jak wtedy kształtowały się raty kredytów.
– Powróćmy do tych warunków po prostu. Działajmy tak, żeby dążyć do celu inflacyjnego i zrobić to jak najszybciej. To w sposób naturalny pozwoli na obniżenie rat kredytów – podkreśla Marcin Zieliński.
Jak dodaje, w dużej mierze obecny stan to przecież efektpolityki monetarnej i fiskalnej, czyli kwestie wewnętrzne, za które odpowiedzialna jest obecna ekipa rządząca. Jest to też wynik czynników zewnętrznych, ale już w mniejszym stopniu.
– Tak więc należy wskazywać, że jest to konsekwencja działań obecnej władzy. Niestety, w Polsce mamy sytuację, w której rząd i opozycja prześcigają się na kolejne obietnice wyborcze, za które – koniec końców – zapłacą podatnicy – mówi Zieliński.
Jego zdaniem musimy obecnie ustabilizować sytuację makroekonomiczną. Jak podkreśla, może być z początku nieco bolesne, ale jego zdaniem dzięki temu stworzymy warunki do stabilnego wzrostu gospodarczego w kolejnych latach. – To jest to, co w tych czasach powinni przedstawiać politycy opozycji – twierdzi ekonomista.
Zdaniem Zielińskiego w ten sposób można osiągnąć efekt względnie tanich kredytów, na które każdą i każdego będzie stać. Bez dopłat od państwa, na które zrzucamy się wszyscy – bogaci i biedni – bez wyjątku, w podatkach.
Najem zamiast kupna?
Donald Tusk podczas spotkania z młodzieżą w Łodzi powiedział też, że dobrze by było, gdyby młodzi ludzie w Polsce odwrócili nieco trend zapisany w naszej kulturze, dotyczący posiadania mieszania na własność i skłonili się ku najmowi długoterminowemu.
– Mamy pewien problem kulturowy. Otóż inaczej niż na przykład dzieje się w Holandii, Danii czy Niemczech, u nas ciągle obowiązuje model, i to jest głęboko zakorzenione w polskich emocjach, że ludzie myślą o własnym mieszkaniu, a najem traktują doraźnie. Docelowo każdy chce mieć własne mieszkanie – stwierdził szef PO.
– Ta potrzeba nie ułatwia budowania właśnie takiego modelu duńskiego czy niemieckiego, który polega na tym, że wiele osób nie obstaje przy własności, tylko korzysta z najmu państwowego, spółdzielczego czy gminnego, i to jest dla nich podstawową formą mieszkalnictwa – dodał.
– Mam taką nadzieję, że wasze pokolenie być może będzie miało do tego podejście bardziej typowe dla niektórych państw obywatelskich, że niekoniecznie własność, ale właśnie dostępność mieszkań na rynku pod wynajem i niskie ceny. A do tego pomoc państwa, jeśli chodzi o dopłaty do najmu – zwrócił się do młodych Donald Tusk.
Pomysł dopłat do najmu komentuje dla INNPolandMarcin Zieliński, członek zarządu i główny ekonomista FOR.
– Warto ten pomysł rozważyć, tym bardziej, że młodzi ludzie, na studiach i na początku kariery zawodowej, często dopiero szukają odpowiedniego dla siebie miejsca. A uwiązanie z konkretnym miejscem poprzez kredyt na mieszkanie zmniejsza ich mobilność. Dlatego najem to dla nich często dobra alternatywa – komentuje.
Zieliński podkreśla jednak, że chodzi o to, by państwo stworzyło warunki pod działanie takich funduszy, ale to rynek powinien zdecydować, czy odniosą one sukces. – Fundusze są w stanie oferować usługi o zdecydowanie wyższym standardzie za niższą cenę niż indywidualni wynajmujący – zaznaczył ekonomista.
Jak twierdzi, problem jest taki, że było dużo zapowiedzi stworzenia polskich funduszy mieszkaniowych, ale nigdy nie powstało odpowiednie rozwiązanie systemowe.
Kredyt 0 proc.
We wtorek 28 lutego przewodniczący PO Donald Tusk spotkał się z młodzieżą w Łodzi. Odpowiadał m.in. na pytania dotyczącego jego wcześniejszej zapowiedzi o kredycie 0 proc. na pierwsze mieszkanie oraz dopłat do czynszów.
– Ten program mieszkaniowy, mam nadzieję, będzie takim mocnym wstępem do tego, że będziemy wszyscy przekonani, że Polska to jest miejsce, w którym warto żyć i warto pracować, marzyć. Spróbujmy razem to zrobić – stwierdził Donald Tusk.
– Uchylałbym te obawy niektórych ekspertów, że tego typu programy wsparcia, jak kredyt 0 proc. czy dopłata do najmu, muszą wpłynąć na wyraźny wzrost cen – zapewnił szef PO.
– Generalnie nie mamy za bardzo wpływu na ceny mieszkań. Na przykład obecnie ceny nieruchomości galopują, wzrost cen jest niebywały, a to przecież nie dlatego, że PiS zbudował za dużo mieszkań, albo że dołożył za dużo pieniędzy, bo ceny mieszkań nie wzrastały wtedy, kiedy myśmy zbudowali 250 tysięcy mieszkań w ramach naszych programów – stwierdził.
– My zakładamy, że tego typu interwencja państwa na rzecz przyszłych kredytobiorców powinna też zwiększyć dość wyraźnie podaż i w związku z tym może dojść do takiej naturalnej regulacji cen – zaznaczył Tusk.
PO idzie tropem PiS?
To ewidentna odpowiedź na program zaprezentowany przez rząd PiS, czyli Bezpieczny Kredyt 2 proc., o którym wcześniej pisaliśmy w INNPoland.
Rząd Zjednoczonej Prawicy na początku roku – ustami ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy – zaprezentował zarys programu Pierwsze Mieszkanie, a w jego ramach właśnie preferowany kredyt mieszkaniowy. W połowie lutego br. pojawił się projekt ustawy.
Program – jak u Donalda Tuska – miałby być finansowany z budżetu państwa poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego, czyli z kieszeni wszystkich podatników.
W programie PiS, kredyt będzie mogła uzyskać osoba do 45. roku życia, która nie ma i nie miała mieszkania, domu ani spółdzielczego prawa do lokalu lub domu.
W przypadku małżeństwa lub rodziców co najmniej jednego wspólnego dziecka, warunek wieku spełnić będzie musiało przynajmniej jedno z nich.
Ludzie czują mocny niepokój w związku z galopującą inflacją. Dlatego dla opozycji to bardzo dobry moment, by uzmysławiać ludziom, jak do inflacji przyczyniła się polityka monetarna i fiskalna ostatnich 8 lat. To właśnie ten czas, by wyjść i powiedzieć, że trzeba ustabilizować ceny, opanować inflację. Podkreślić, że w pierwszym momencie może to nieco zaboleć, ale to niska inflacja jest jednym z fundamentów wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie.
Marcin Zieliński
członek zarządu i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)
Jak najbardziej należy do tego namawiać młodych, ale trzeba też stworzyć do tego warunki, np. doprowadzić do powstania polskich funduszy mieszkań na wynajem. Myślę, że sporo osób chętnie by w takie fundusze zainwestowało.
Marcin Zieliński
członek zarządu i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)