Mija właśnie 19 lat od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Są politycy, którzy chętnie wyprowadziliby nas z UE. Co mogłoby to oznaczać? Z grubsza cofnięcie całego kraju w rozwoju i odcięcie nas od miliardów euro dotacji, które co roku spływają do Polski. Gdybyśmy rozwijali się poza UE, dziś bylibyśmy na poziomie z 2014 roku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polska jest w Unii Europejskiej od 19 lat. Czy to nam się opłaciło?
Wszelkie informacje o tym, że dokładamy do bycia w UE to fake newsy.
Unia przyspieszyła rozwój Polski o jakąś dekadę i dołożyła nam ponad 700 mld zł na same inwestycje.
1 maja 2004 roku Polska stała się pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Odpowiednie dokumenty rok i dwa tygodnie wcześniej podpisali Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz i Danuta Hübner. Kilka tygodni po nich swój podpis złożył prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Jesteśmy 19 lat po dniu pełnym radości, łez wzruszenia i imprezowania. Trudno było uwierzyć, że jeszcze niewiele wcześniej byliśmy członkiem Układu Warszawskiego szykowanego do wojny z NATO, Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej – takiego socjalistycznego bloku gospodarczego. A żeby wyjechać do Czechosłowacji albo NRD trzeba było mieć paszport.
Wspomniane zmiany granic, polityki i mentalności to jedno. Wraz z wejściem do Unii napłynęła do nas rzeka pieniędzy, która zaczęła ostro przekształcać nasz krajobraz gospodarczy. I ten rzeczywisty, bo nowe inwestycje zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu.
W ostatnich latach część polityków zaczęła bagatelizować fakt naszego członkostwa w Unii, część zaś domagać się wyjścia Polski z UE. Sprawdźmy, czego nam nie mówią.
Bilans finansowy na plus
Kilka lat temu klubowy kolega Zbigniewa Ziobry, Patryk Jaki zaczął rozpowszechniać fake newsy, że Polska więcej wydała na bycie w UE, niż z UE dostała. W swojej prezentacji europoseł powoływał się na dane zebrane i zestawione przez prof. Zbigniewa Krysiaka (SGH, Instytut Myśli Schumana) i prof. Tomasza Grosse (Uniwersytet Warszawski) i przekonuje, że będąc członkiem Unii Europejskiej, więcej tracimy, niż zyskujemy. Była to oczywista bzdura. Ale rozbijmy ją na czynniki pierwsze.
Ile wpłacamy do budżetu UE, a ile z niego dostajemy?
Według danych Ministerstwa Finansów w 2023 roku Polska wpłaci na konto Brukseli ponad 30 mld zł. To o 8,9 proc. więcej niż przed rokiem. Wyjaśnijmy, że to... pozytywna wiadomość. Szybciej się rozwijamy, więc płacimy więcej. Co więcej, tempo naszego wzrostu jest podbijane przez członkostwo w Unii, więc de facto dzielimy się zyskiem.
Wróćmy jednak do kwot. Do tego trzeba doliczyć ok. 10 mld zł na rezerwę na realizację projektów współfinansowanych z udziałem pieniędzy z UE. Kolejne 2,1 mld zł to rezerwa na ewentualne uzupełnienie składki członkowskiej po jakiejś nowelizacji budżetowej. Sama składka członkowska stanowi 5,2 proc. budżetu kraju. To też 1,1 proc. polskiego PKB.
W tym roku Polska ma otrzymać z Unii Europejskiej ponad 103 mld zł. Pod odliczeniu składki jesteśmy 68 mld zł na plusie. Rok wcześniej, w 2022 dostaliśmy 56 mld zł netto. W 2021 r. było to 50,7 mld zł netto, a w 2020 r. - 57,7 mld zł.
No ale przecież Niemcy na nas zarabiają
W wypowiedziach niektórych polityków pojawia się taki wątek, że może i dostajemy pieniądze z UE, ale tak naprawdę pracują one dla Niemców, Francuzów etc. Ostatnio agencja dpa wyliczyła, że w 2021 roku Niemcy wniosły do wydatków wspólnotowych UE w 2021 roku ok. 25,1 mld euro netto. Jednocześnie jak informuje rząd w Berlinie, Niemcy czerpią najwięcej korzyści z jednolitego rynku UE, zyskując na nim ponad pięć razy więcej, bo aż 132 mld euro rocznie.
UE nie neguje tych wyliczeń, ale jednocześnie wskazuje, że są one po prostu niepełne. Komisja Europejska przypomina, że skali korzyści z członkostwa w UE nie można wywnioskować tylko z danych budżetowych. Tłumaczy, że w ten sposób pomijane są choćby korzyści finansowe, które kraje eksportujące, takie jak Niemcy, odnoszą dzięki swobodnemu przepływowi towarów.
Co więcej, opublikowane w 2021 roku badanie wskazuje, że po 15 latach od akcesji PKB na mieszkańca było u nas od 31 do nawet 55 wyższe, niż gdybyśmy w UE nie byli. Słowem: pozostając poza Unią, bylibyśmy nawet o połowę biedniejsi.
Polska doskonale wyszła na członkostwie w Unii
Doskonale pokazują to wyliczenia Polskiego Instytutu Ekonomicznego z początku tego roku. Gdyby nie udział w jednolitym rynku, polskie PKB per capita byłoby niższe o 31 proc. i wynosiłoby 60 proc. średniej unijnej. W 2018 r. niemal jedna czwarta polskiego PKB zależała pośrednio lub bezpośrednio od Unii Europejskiej, a popyt odbiorców końcowych w samych Niemczech generował 1,15 mln miejsc pracy.
– Gdyby nie udział w jednolitym rynku PKB Polski per capita byłoby w 2021 r. na poziomie z 2014 r., zatem jego wzrost był dzięki członkostwu w UE o prawie 1,5 pkt. proc. rocznie szybszy. Jest to bardzo namacalny wskaźnik przekładający się na wysokość płac, dochody firm i dochody budżetu państwa, a w konsekwencji wyższy poziom dobrobytu Polaków w Unii. Tylko w okresie 2004-2018 udział popytu państw UE w tworzeniu polskiego PKB zwiększył się z 15,6 proc. do 21,2 proc. – mówi Jan Markiewicz z zespołu gospodarki światowej PIE.
Polska odnotowuje wysoką nadwyżkę w handlu towarowym z państwami członkowskimi UE. Jej wartość w 2021 r., w zależności od sposobu ujmowania importu, wyniosła 24 mld EUR (import według kraju wysyłki) lub 60 mld EUR (import według kraju pochodzenia). Oznacza to, że więcej sprzedajemy za granicę, niż kupujemy.
Eksport wzrastał szybciej niż import – w latach 2004-2021 zwiększył się on 4,5-krotnie, podczas gdy import według kraju wysyłki wzrósł 3,2-krotnie, a według kraju pochodzenia – 3,5-krotnie. Polski eksport towarów do UE, do której trafiło 75 proc. polskiego eksportu ogółem, wyniósł w 2021 r. 216 mld EUR.
– Bliska współpraca handlowa z UE umożliwiła sukces gospodarczy Polski i całego regionu Europy Środkowej. To właśnie eksport w głównej mierze przyczyniał się do wzrostu polskiego PKB po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Dwie trzecie wzrostu gospodarczego Polska zawdzięczała właśnie eksportowi. Dzięki zapotrzebowaniu na towary i usługi zawierające polską wartość dodaną w Polsce w 2018 r. istniało ponad 3,3 mln miejsc pracy. Obecnie już co piąte miejsce pracy w Polsce zależy od popytu kreowanego w państwach UE – mówi Łukasz Ambroziak, starszy doradca w zespole gospodarki światowej PIE.
Co mamy dzięki Unii?
Cały czas mówimy o dużych sumach. Ale te olbrzymie kwoty składają się na tysiące inwestycji i działań. Czasem drobnych w skali kraju, jak wodociąg w jakieś gminie, czasem znaczących dla całego państwa.
Kojarzycie zapewne gazoport w Świnoujściu? Ten, którym chwali się PiS, zapominając, że jego budowę zapoczątkowano za czasów rządów PO. Partyjne spory są niczym w stosunku do kosztów budowy, które w znacznej mierze pokryła Unia Europejska.
Pierwszy etap tej inwestycji kosztował ponad 3,6 mld zł, przy czym dofinansowanie z Funduszy Europejskich, m.in. z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko 2007-2014, wyniosło niemal 890 mln zł. Trwający właśnie drugi etap budowy to koszt prawie 2,3 mld zł, a unijne dofinansowanie z aktualnej edycji Programu (2014-2020) to 461 mln zł. W sumie daje to niemal 6 mld zł, z czego 1,35 mld pochodzi z dotacji UE.
Jak już jesteśmy w Świnoujściu: niedawno otwarto tam tunel pod Świną. Całość tego połączenia komunikacyjnego kosztowała ponad 915 milionów, z czego prawie 776 zapewniła nam Unia Europejska. A pogłębienie toru wodnego pochłonęło ponad 1,9 miliarda, Unia sfinansowała z tego ponad 1,2 miliarda.
Trasa ekspresowa z Elbląga do Gdańska (odcinek Koszwały - Elbląg) kosztowała prawie 3,5 miliarda. Prawie 2 miliardy zapewniła Unia. Drugi i trzeci etap budowy II linii warszawskiego metra pochłonął ponad 6,5 miliarda złotych. Prawie 3,8 miliarda zł z tego rachunku pokryła Unia.
Można tak długo wymieniać, aż dojdziemy do prawie 300 tysięcy (dokładnie jest to 298313) projektów dofinansowanych przez UE. Wartość tych projektów to 1,198 biliona złotych (1198 miliardów złotych). A udział środków UE w tych inwestycjach to 709 miliardów. Wszystko można sprawdzić na stronie mapadotacji.gov.pl.
Kto najlepiej wyszedł na dotacjach UE?
Rząd? Kierowcy? Samorządy? Owszem, Unia dała im mnóstwo pieniędzy. Ale jedną z grup, która najbardziej skorzystała na członkostwie w Unii, są rolnicy. Według danych na koniec 2021 roku saldo transferów pomiędzy Polską a Unią Europejską w latach 2004-2021 (do końca listopada 2021 r.) jest dla Polski dodatnie i wynosi prawie 141,8 mld euro.
Wg danych Ministerstwa Finansów na koniec listopada 2021 r. Polska wpłaciła od maja 2004 r. do budżetu UE ponad 68,6 mld EUR (uwzględniając zwroty oraz składkę). W tym samym okresie Polska pozyskała z unijnego budżetu prawie 210,4 mld euro. Do tamtego momentu Polska otrzymała z UE:
137,2 mld EUR w ramach polityki spójności (ok. 65,2 proc. całości wartości transferów);
około 66 mld EUR w ramach polityki rolnej UE (ok. 31,4 proc. całości wartości transferów);
na pozostałe kategorie transferów (m.in. środki przedakcesyjne, CEF, Fundusz Migracyjny, a także tzw. pozostałe transfery) przypada ok. 3,4 proc. całości wartości transferów.
W okresie styczeń-listopad 2021 roku saldo w rozliczeniach Polski z Unią Europejską jest dodatnie i wynosi 9,949 miliarda euro.
Rolnictwo ma kilka rodzajów dotacji. Pieniądze są rozdzielane w trzech programach. To Europejski Fundusz Rolniczy Gwarancji, Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich i Next Generation EU (czyli tzw. fundusz odbudowy).
W roku 2021 wysokość środków dla polskiego rolnictwa sięgnęła łącznie 4,9 miliarda euro, w 2022 - przekroczyła 5 miliardów. W 2023 będzie to 4,4 miliarda euro. Aż do roku 2027 rolnictwo będzie dotowane kwotami rzędu 4,4-4,5 mld euro rocznie. W ciągu 7 lat UE dołoży naszym rolnikom 32 miliardy euro, czyli (według obecnego kursu) prawie 148 miliardów złotych.
Zarabiamy nie tylko w Polsce
Od 2007 roku Polska jest uczestnikiem tzw. układu z Schengen. Ja przypomina PIE według badań z 2018 r. prawie co czwarty obywatel Polski (22 proc.) studiował, pracował lub szkolił się w innym kraju wspólnoty.
– Po otwarciu niemieckiego rynku pracy w 2011 roku, wiodącym krajem przyciągającym Polaków stały się Niemcy. Według danych brytyjskich w Zjednoczonym Królestwie przebywa obecnie ponad milion Polaków, kiedy w 2003 r. było ich niecałe 70 tys. Co więcej, w 2017 r. łącznie 2,1 mln naszych rodaków przebywało czasowo we wszystkich krajach Unii – wylicza Andrzej Kubisiak, ekspert ds. rynku pracy w PIE.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Reasumując: wzrost gospodarczy w Polsce wyraźnie przyspieszył po wejściu do UE. Polski PKB per capita był w 2018 r. o 81 proc. wyższy niż w 2003 r.
Jak wylicza PIE, nasza gospodarka jest jedną z najszybciej rozwijających się w Unii pod względem dynamiki wzrostu, a zarobki i poziom majątku Polaków powoli stają się porównywalne z bogatszymi krajami Europy.
W perspektywie kolejnych 15 lat możemy zostać jedną z 20 największych gospodarek świata. Przypomnijmy: poza Unią bylibyśmy dziś na poziomie roku 2014. Opłaciło się?