INNPoland_avatar

Polska masakra turystyczna. Takich pustek w środku sezonu nie widziałem w całym życiu [FELIETON]

Konrad Bagiński

26 lipca 2023, 05:55 · 4 minuty czytania
Puste plaże, niemal wymarłe miejscowości turystyczne, ożywiające się tylko w soboty i niedziele. Na własne oczy przekonałem się, jak inflacja przeorała nasz sposób wypoczywania. Polacy dzielą się teraz na tych, których stać na wakacje i tych, którzy wyjeżdżają praktycznie tylko na weekendy.


Polska masakra turystyczna. Takich pustek w środku sezonu nie widziałem w całym życiu [FELIETON]

Konrad Bagiński
26 lipca 2023, 05:55 • 1 minuta czytania
Puste plaże, niemal wymarłe miejscowości turystyczne, ożywiające się tylko w soboty i niedziele. Na własne oczy przekonałem się, jak inflacja przeorała nasz sposób wypoczywania. Polacy dzielą się teraz na tych, których stać na wakacje i tych, którzy wyjeżdżają praktycznie tylko na weekendy.
Usteckie plaże są w tym sezonie aż zbyt wyludnione, szczególnie biorąc pod uwagę zdanie mojego synka. Konrad Bagiński / INNPoland.pl
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Niedawno wróciłem z urlopu. Spędzonego w Polsce, bo jakby nie patrzeć i tak jest taniej niż za granicą i nie trzeba nabijać tysięcy kilometrów. Wyraźnie widać, że obecny sezon jest dramatycznie inny od dotychczasowych. Miejscowości turystyczne zapełniają się pod korek w weekendy, w pozostałe dni tygodnia wręcz świecą pustkami.


Pierwszą część urlopu spędziliśmy w malowniczo położonej wsi na tzw. pojezierzu zachodnim. Zawsze latem było tu ciężko znaleźć nocleg, turystów było pełno. Teraz sytuacja się zmieniła. Kiedy przyjechaliśmy w niedzielę, po okolicy peregrynowały kolorowe tłumy, niekompletnie ubrane i niekoniecznie trzeźwe. Wieczorem miejscowość się wyludniła.

W poniedziałek rano obudziła nas cisza. Nad krystalicznie czystymi jeziorami były puste plaże, pensjonaty i hoteliki sprawiały wrażenie wymarłych. Setki (dosłownie) rowerów wodnych, kajaków i łódek do wynajęcia kiwały się na wodzie. Nie pływał na nich nikt. Wracając z plaży, widzieliśmy dwie smutne panie, które zamykały restaurację. Nie było jeszcze dziewiętnastej. I tak było przez cały czas od poniedziałku do piątku. W piątek wieczorem i sobotę rano znów zaczął się ruch.

Zobacz też: Mamy Chorwację w domu - polskie, lazurowe plaże na których poczujesz się jak nad Adriatykiem

Potem zawitaliśmy nad morze i sytuacja się powtórzyła. Ruch w weekend i puste plaże w ciągu tygodnia. Doszło do tego, że specjalnie szukałem... najbardziej zatłoczonych miejsc, żeby mój synek miał jakieś towarzystwo do zabawy. Bo wiecie, dla czterolatka kopanie dziur w piasku i zalewanie ich wodą jest czynnością społeczną i najlepiej udaje się we współpracy z innymi dziećmi. Ale i tak mieliśmy problem, by znaleźć mu miejsce z gwarantowaną obecnością juniorów w podobnym wieku.

Naprawdę śmiesznie zrobiło się, gdy słyszałem w radiu wypowiedź któregoś z nadmorskich burmistrzów, przekonującego, że plaże są pełne a sezon niezwykle udany. Mocno kontrastowało to z bezludnymi hektarami piasku, z których właśnie wracaliśmy. A może to ja widziałem jakąś anomalię? Chyba nie, bo polskie plaże można bez problemu podglądać na setkach internetowych kamer.

Właśnie odpaliłem sobie widok na plażę w mojej rodzinnej Ustce. Rodzinnej, więc możecie się domyślić, że widziałem wiele sezonów turystycznych nad morzem. Jest 25 lipca, środek sezonu, południe. Na kilkusetmetrowym odcinku plaży widzę mniej ludzi, niż siedzi w tej chwili w naszej redakcji. To jakieś 20 osób. Kiedy byłem dzieckiem, znalezienie wolnego miejsca na tym odcinku było dość trudne.

Skąd ten problem?

Naprawdę nie jestem przekonany, że polskie miejscowości turystyczne przegrały z zagraniczną konkurencją. Mimo wszystko dojazd nad morze czy jezioro, wynajęcie pokoju w pensjonacie, jedzenie są tańsze niż wyjazd czy wylot za granicę. W obu miejscowościach, które odwiedziliśmy, zawsze było sporo rodzin z dziećmi, wolącymi spędzić 3-4 godziny w samochodzie i być na miejscu, niż lecieć przez pół Europy.

Jednocześnie widziałem, że parkingi dużych i drogich hoteli są wypełnione samochodami. Znalezienie miejsca na kilka noclegów w sieciowych hotelach nad morzem jest możliwe, ale trudne. Mamy komplet – dowiedziałem się od pracowników jednego z nich. Więc ci, których stać, nie mają problemu z wyjazdem. Ani do Polski, ani za granicę.

Kłopoty mają ewidentnie te osoby, które do tej pory wybierały się na urlop gdzieś w Polsce i starały się nie przesadzić z wydatkami. Decydują dwa czynniki: wakacje zdrożały, a portfele wbrew zapewnieniom rządzących nie spuchły. Droższe są noclegi, wyższe są ceny jedzenia i atrakcji turystycznych. To nie jest kwestia jednego roku, ale dwóch, może nawet trzech.

Przez ten czas wiele składowych ceny wypoczynku zdrożało dwukrotnie. Nie wiem jak wy, ale ja nie zarabiam dwa razy więcej. Jeszcze 3 lata temu na pojedyncze zakupy w supermarkecie wydawałem około 100 złotych, teraz rzadko schodzę poniżej 200.

Jedziesz na cały tydzień? Jesteś w mniejszości

Wracając do wakacji: w nadmorskim ośrodku wypoczynkowym można zostawić 1500 złotych w przedłużony weekend – to cena dla trzyosobowej rodziny, zawiera noclegi i śniadania. I nie mówimy o pięciogwiazdkowym hotelu, ale o miejscu zdecydowanie niezbyt luksusowym i niepołożonym w centrum ani okolicy żadnego dużego miasta. Nie dziwię się więc, że wiele osób woli wydać takie (lub mniejsze) pieniądze i wyrwać się choćby na weekend, niż płacić 2-3 razy więcej za cały tydzień.

Tak, tydzień. Udało mi się porozmawiać z kilkoma właścicielami pensjonatów. Kiedyś normą było wykupowanie wczasów na dwa tygodnie. Teraz większość rezerwacji dokonuje się na 3-4 dni, najdłuższe pobyty trwają właśnie tydzień. Widać wyraźnie, że nawet osoby, które stać na wakacje, nie wypoczywają już tak długo, jak kilka lat temu. Po prostu ich nie stać.

Do tego dochodzi oszczędność w wydatkach. Właściciele punktów gastronomicznych w miejscowościach turystycznych nie od dziś narzekają, że turyści coraz rzadziej do nich zaglądają, że wolą kupić jedzenie w Biedronce i podgrzać w kwaterze. Oszczędzają na rozrywkach, gofrach, lodach.

Zobacz też: W tym terminie zaoszczędzisz nawet 30 proc. na wakacjach all inclusive

Sam zresztą niedawno pisałem, że na wakacjach warto choćby czasem wyjść do jakiejś restauracji czy baru i skosztować lokalnych przysmaków. Teraz wiem, że piekielnie trudno je znaleźć. W restauracjach otoczonych jeziorami ryb albo nie ma, albo są bardzo drogie. Nad morzem od dawna nie można zjeść polskiego dorsza, bo tych jest mało i wielkością przypominają śledzie. Śledzie i flądry jeszcze są.

Ale większość menu w polskich knajpach to te same pozycje przyrządzane z tych samych składników kupionych w hurtowni albo supermarkecie. Na szukanie prawdziwie lokalnych smaków trzeba mieć czas i pieniądze. A tego większości z nas brakuje.

PS. Gdy pisałem ten tekst, mój redakcyjny kolega Sebastian dostał od czytelnika maila. Oto jego treść (pisownia oryginalna):

Panie Sebastianie proszę nie pisz bzdur i rób fotki w południe a nie jak słońce wschodzi. Byłem od 8.07 do 22.07 w Kołobrzegu trudno było na plaży znaleźć miejsca. Dużo starszych osób, młodzieży i dzieci. Hotel na 600 miejsc przepełniony. Proszę nie siej propagandy i kłamstwa oraz polityka też tobie nie wychodzi Jak ty musisz nienawidzić. Pozdrawiampan Mieczysławczytelnik INNPoland.pl

My również pozdrawiamy, panie Mieczysławie, bez śladu nienawiści. Plaża w Kołobrzegu w większości jest dość wąska, więc wypełnić ją dość łatwo. A przy molo, gdzie jest szerzej? Rzućmy okiem na kamerę internetową... Cóż, wtorek, godzina 13. Jakoś nie widzę tłumów.