– To, co płacą za wiśnie, to skandal – grzmią sadownicy. A w regionach sadów wygrywał zwykle PiS – pisze Tomasz Molga w WP.pl. Wygląda więc na to, że kolejny "pożar" w branży podpali notowania partii rządzącej. O co chodzi tym razem?
Słowo "pożar" nie jest przypadkowe. Kilka dni temu minister rolnictwa Robert Telus wrzucił na swojego TikToka absurdalny film, na którym tańczy z odpaloną gaśnicą i woła "Tak właśnie gasimy pożary w polskim rolnictwie wywołane wojną na Ukrainie". Prawie niknie w chmurze środka gaśniczego. To, że Telus zmarnował zawartość gaśnicy, jest nikłym przewinieniem w stosunku do narastających problemów rolników i sadowników.
– Minister Telus mógłby przyjechać do Grójca. Niech weźmie gaśnicę, bo jest afera do ugaszenia. Skupy proponują 2,50 zł za kilogram wiśni do mrożenia i 1,40 zł za owoce przeznaczone do tłoczenia na sok i koncentrat. Powinno być powyżej 3 zł, abyśmy mieli z czego żyć – mówi Wirtualnej Polsce pan Andrzej, właściciel wiśniowego sadu pod Grójcem. Dodaje, że pracownikowi, który zrywa wiśnie, musi zapłacić co najmniej złotówkę za zerwanie kilograma.
Ile dla niego zostanie? Przy wiśniach na sok będzie to zaledwie 40 groszy za kilogram.
– Po uwzględnieniu kosztów paliwa i środków ochrony roślin zostaje mi najwyżej na papier toaletowy. Takie ceny w skupie dobre były kilka lat temu, nie przy inflacji, jaką rozpętał PiS i szef NBP Glapiński – mówi sadownik.
Jak przypomina portal, polskie wiśnie są słynne na cały świat. W ich produkcji wyprzedzają nas takie kraje, jak Rosja czy Turcja.
Jak już pisaliśmy w INNPoland.pl, na polu w Kiełczewicach Maryjskich (w gm. Strzyżewice w woj. lubelskim) pojawiło się dość niecodzienne ogłoszenie. "Można zbierać za darmo i bez pytania" - napisał na banerze rolnik Piotr Belcarz. Na swojej działce o powierzchni półtora hektara chciał zbierać czerwoną porzeczkę, ale ponura rzeczywistość zweryfikowała jego plany.
– Nie ma sensu zbierać, dokładać i jeszcze dźwigać skrzynki – przyznał plantator na antenie radia Lublin. W związku z tym postanowił zaprosić wszystkich chętnych do pomocy w zbiorach i nie pobiera za to żadnej opłaty. Chcąc dotrzeć do jak największej liczby osób, opublikował też post na Facebooku.
Z pomocą przyszli mu sąsiedzi, którzy nie chcą, aby porzeczki się zmarnowały, a rolnik dokładał do biznesu. "To znak tragedii polskiego rolnictwa" - skomentował jeden z użytkowników na Facebooku.
W plantatorów uderzają niskie ceny owoców w skupie. Belcarz przekonuje w komentarzu pod postem, że zaproponowano mu zaledwie 50 gr za kilogram porzeczek. Jego wyliczenia wskazują, że koszty zbiorów byłyby wyższe niż zebranych owoców. W związku z tym nie chce godzić się na marnie płatną pracę.
– Nie chcę powiększać strat. Cena jest taka, że gdybym zebrał porzeczki, to wystarczyłoby na opłacenie kombajnu – podkreśla plantator.
W ostatnich tygodniach najgłośniej, w kontekście cen, mówi się o malinach. Wówczas również poszło o niskie ceny w skupie – na początku lipca oscylowały one wokół 4–5 zł, a więc poniżej kosztów produkcji.
Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, w połowie lipca minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus podjął decyzję o "rozpoczęciu kontroli przez wszystkie państwowe inspekcje". Na ich celowniku znajdą się firmy skupujące i przetwarzające maliny. Rząd nie wyklucza, że doszło do "zmowy cenowej".
"UOKiK jest w trakcie kontroli. Kolejną decyzją było powiadomienie CBA. Dość oszukiwania!" – podkreślił szef resortu we wpisie na Twitterze.
We wtorek 25 lipca UOKiK opublikował wyniki swojej kontroli, którą przeprowadził w prawie 60 skupach i u pięciu największych przetwórców. "Brak jest podstaw do twierdzeń, że trudna sytuacja na rynku malin może być wynikiem zmowy cenowej skupów lub przetwórców" - czytamy w komunikacie UOKiK.