W poniedziałek 31 lipca informowałem naszych czytelników, że premier Mateusz Morawiecki podpisał rozporządzenie o waloryzacji rent i emerytur. W 2024 roku mają wzrosnąć tyle, ile wyniesie inflacja. To minimum, do jakiego zobowiązany jest rząd. Do tego z każdej emerytury w podatkach i składkach do kasy państwa trafi jeszcze więcej pieniędzy niż obecnie, bo tak działa ten system.
W artykule wskazałem, że w ramach Polskiego Ładu rząd wprowadził 9-procentową składkę zdrowotną, naliczaną na sztywno od każdej pensji, ale i każdej emerytury. To ona sprawia, że najniższa emerytura, wypłacana w kwocie 1588,44 zł brutto, to netto, czyli na rękę 1445,48 zł.
Po tym tekście jeden z czytelników – pracownik Ministerstwa Finansów – w przesłanej do mnie wiadomości na służbową skrzynkę zarzucił mi kłamstwo w sprawie składki zdrowotnej.
"Szczególnie zdziwił mnie ten fragment o tym, że 9 proc. NFZ od emerytury płaci się dopiero od 2022 w wyniku Polskiego Ładu. Nie wiem, kto Panu to powiedział, ale jest to nieprawda" – czytam w mailu (pisownia oryginalna).
Problem w tym, że nigdzie w artykule nie wspomniałem, że składki zdrowotnej przed 2022 rokiem nie było. Nie wskazałem też, że nominalnie emerytury były wyższe przed Polskim Ładem. Jak zwykle jednak bywa, diabeł tkwi w szczegółach.
Po pierwsze – zarówno w pierwszym tekście, jak i teraz zaznaczam, że kluczowy w nim jest zwrot "na sztywno", a dalej precyzuję, że piszę tu o nieodliczalnej od podatku składce zdrowotnej.
Ponadto emeryckie "trzynastki" i "czternastki" nie są zwolnione od podatku dochodowego. Dodatkowe świadczenia na konta emerytów wpływają pomniejszone o składkę zdrowotną oraz należny podatek dochodowy.
Tak, przed Polskim Ładem składka ta również wynosiła 9 proc. z tym, że – na co wskazał sam czytelnik w dołączonym do maila dokumencie – aż 7,75 proc. było zaciągane z podatku dochodowego, a tylko 1,25 proc. szło bezpośrednio z kieszeni emeryta. A dokładniej, składka zdrowotna wynosiła 9 proc. od kwoty brutto, ale podatek dochodowy był obniżany o 7,75 proc. tejże składki.
Ten dokument to wyliczenia Biura Emerytalnego Służby Więziennej:
Po drugie – to, że emeryci nie tracą na Polskim Ładzie jest wynikiem wprowadzenia w lipcu 2022 roku Polskiego Ładu 2.0. Ten obniżył pierwszy próg podatkowy do 12 proc. Pozostawiając nieodliczalną składkę zdrowotną na poziomie 9 proc.
Prosta matematyka jest taka, że w pierwszym progu podatkowym płaci się 21 proc. podatku ze składką, gdy jeszcze w 2021 r. było to 18,25 proc. (ponad kwotę wolną).
Zastosowano jednak wyższą kwotę wolną od podatku, całe szczęście. Wzrosła ona z poziomu ok. 8 tys. do 30 tys. zł brutto rocznie, co przekłada się na 2500 zł brutto miesięcznie. W ten sposób 21 proc. odliczamy od każdej kwoty ponad 2500 zł brutto emerytury w skali miesiąca.
W dołączonym do maila dokumencie pojawiła się symulacja dla emerytury w kwocie 4900 zł brutto z Polskim Ładem 1.0 i bez niego. Ile skorzystałby emeryt na Polskim Ładzie przed zmianami? 1 zł miesięcznie... jeden złoty, czyli w skali roku 12 zł. Przy wyższych kwotach już by dopłacał.
Dlatego też w trakcie roku podatkowego, po wielu interwencjach ekspertów, doradców podatkowych i ekonomistów, w lipcu 2022 r. wprowadzono nowelizację Polskiego Ładu. Taka zmiana dotąd była niespotykana, bo z reguły nie wprowadza się zmian podatkowych w trakcie roku.
Zmniejszono stawkę w pierwszym progu podatkowym, bo przy nieodliczalnej 9-procentowej składce zdrowotnej i 17 proc. podatku dochodowego było tak dużo osób, które dopłacają, że utrzymanie władzy przez PiS mogłoby być trudne (mam tu na myśli głównie pracujących, a nie emerytów).
Stąd wzięły się też gigantyczne zwrotu podatku PIT w 2023 r., które spowodowały ogromną wyrwę w finansach publicznych, o czym pisaliśmy w INNPoland.
Jednak nie o to w tym wszystkim chodzi. Weźmy dla przykładu emeryta otrzymującego 4900 zł brutto emerytury w 2021 r. Po waloryzacji w 2022 r. otrzymywał 5243 zł brutto miesięcznie. Z kolei po waloryzacji w 2023 r. już 6019 zł brutto.
Nie ma co udawać – nominalnie jest więcej niż w 2021 roku, to wręcz skokowy wzrost, aż o 1119 zł brutto miesięcznie. Ale ile to na rękę i jak to się ma do skumulowanej inflacji?
Zgodnie z danymi NBP, średnioroczna inflacja w 2023 roku wyniesie 11,9 proc. Skumulowana inflacja z lat 2021/2022/2023 (opierając się na prognozie NBP na ten rok) to 34 proc.
4900 zł emerytury brutto w 2021 roku stanowiło 4050 zł na rękę. Reszta trafiała na podatek dochodowy i była płacona w składce zdrowotnej (nie wspominałem w poprzednim tekście, że było to więcej niż w Polskim Ładzie, a jedynie, że 7,75 proc. składki zdrowotnej było odliczane od podatku).
W 2022 roku z Polskim Ładem i po waloryzacji było to 5243 zł brutto, czyli 4471 zł netto (po odjęciu 472 zł składki zdrowotnej i 300 zł podatku dochodowego).
W 2023 roku jest to 6019 zł brutto, czyli 5055 zł na rękę (po odjęciu 542 zł składki zdrowotnej i 422 zł podatku dochodowego).
Nominalnie emerytura taka od 2021 do 2023 r. wzrosła o 1005 zł netto. To wzrost o 24,8 proc., przy czym skumulowana inflacja wyniosła 34 proc. Więc mimo nominalnego wzrostu, realnie można kupić za to mniej niż w 2021 roku. A tak duża waloryzacja, do 6019 zł brutto wynika wyłącznie z drożyzny!
I właśnie o to mi chodziło, by wykazać, że choć coś nominalnie rośnie, nie sprawia wcale, że ktoś staje się bogatszy.
Przykład dla 2500 zł brutto z 2021 roku. W 2022 było to już 2675 zł brutto, a w 2023 r. – 3071 zł brutto miesięcznie. W 2021 r. na rękę wychodziło 2087 zł, w 2023 r. taka emerytura uwzględniając kolejne waloryzacje i Polski Ład to 2726 zł na rękę (po odjęciu 276 zł składki zdrowotnej i 69 zł podatku dochodowego).
Kwota na rękę wzrosła o 30,6 proc., ale skumulowana inflacja zjadła w tym czasie 34 proc. Czyli znowu realnie mniej niż jeszcze w 2021 roku.
Oznacza to, że zysk między 2021 a 2023 r. został zjedzony, a to nie koniec wysokiej inflacji, głównie bazowej, czyli wynikających z czynników wewnętrznych, za które odpowiada rząd. Mimo że baner rozwieszony na budynku NBP głosi, iż wysoka inflacja to wina pandemii COVID-19 oraz wojny w Ukrainie.
Dla porównania, zgodnie z danymi Europejskiego Banku Centralnego – średnioroczna inflacja dla Strefy Euro, czyli krajów, w których obowiązuje wspólna waluta, w 2021 roku wyniosła 2,6 proc., w 2022 r. było to 8,4 proc., a prognoza na 2023 r. zakłada 5,1 proc. W zaokrągleniu daje to 17 proc. skumulowanej inflacji – dwa razy niższą niż w Polsce.
Przy czym w Strefie Euro wciąż podnoszone są stopy procentowe, z kolei w Polsce zapowiada się ich obniżkę. Zobaczmy na różnicę w podejściu do polityki monetarnej i odpowiedzmy sobie, czy na pewno w Polsce robi się wszystko, by zbić inflację i sprawić, że emerytury czy zarobki będą wreszcie godne, ale nie tylko nominalnie.
Warto powołać się na ekspertów, w tym Rzecznika Praw Obywatelskich, który jeszcze w lutym tego roku alarmował o niekonstytucyjności tych przepisów, po informacji od profesor Inetty Jędrasik-Jankowskiej, zajmującej się ubezpieczeniami społecznymi.
Jak czytamy na stronach RPO: "Chodzi o przepisy podatkowego Polskiego Ładu, które od 1 stycznia 2022 r. pozbawiły obywateli prawa do odliczenia od podatku 7,75 proc. z 9 proc. podstawy wymiaru składki na ubezpieczenie zdrowotne (czyli odliczenia 7,75 proc. z 9 proc. zapłaconej kwoty)".
"Składka zdrowotna zwiększyła podstawę opodatkowania, od której liczona jest wysokość podatku. A ponieważ w poprzednim stanie prawnym (obowiązującym do 31 grudnia 2021 r.) składka była obciążała w decydującej części budżet państwa, to też Rzecznik Praw Obywatelskich wystąpił do Ministerstwa Zdrowia z pytaniem, czy obciążenie obywateli obowiązkiem finansowana składki w całości, jest rozwiązaniem właściwie wpisującym się w ciążący na władzy publicznej konstytucyjny nakaz zapewnienia jednostkom ochrony zdrowia (art. 68 Konstytucji)" – czytamy.
Problem ujawniła prof. dr hab. Inetta Jędrasik-Jankowska z Katedry Prawa Ubezpieczeń Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Obawiała się, że takie przepisy mogą naruszać art. 68 Konstytucji.
Zaznaczyła przy tym, że nie ma znaczenia obniżenie skali podatku, bo w ostatecznym rachunku obciążenia obywateli wzrosły z 18,25 proc. do 21 proc.
A więc gdyby rząd, ustalając 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku oraz 12 proc. w I progu podatkowym, jednocześnie nie wprowadził nieodliczalnej od podatku składki zdrowotnej, zysk byłby naprawdę spory.
Tak niestety jednak nie jest, a to uderza po kieszeniach nie tylko emerytów, ale też pracujących, a przede wszystkim przedsiębiorców, w tym samozatrudnionych, a ta ostatnia grupa jest największym płatnikiem podatków i to od niej zależy rozwój gospodarczy naszego kraju. Pomniejszanie im dochodu to zmniejszanie szans na szybszy rozwój Polski na arenie międzynarodowej.