Polska policja nie jest w stanie zapewnić obywatelom należytego bezpieczeństwa – tak twierdzą związkowcy, który zdecydowali się na opublikowanie klepsydry swojej formacji. "Policja poległa w boju z rynkiem, jej agonie zostanie dopełniona z końcem lutego 2023 roku" – czytamy obwieszczeniu opublikowanym przez policyjnych działaczy. Funkcjonariusze w rozmowie z nami twierdzą, że nikt nie chce składać CV, aby wstąpić do formacji.
Reklama.
Reklama.
Funkcjonariusze twierdzą, że na ulicach nie tylko brakuje patroli, ale jest ich zdecydowanie za mało. Udałem się na jeden z warszawskich komisariatów, aby przekonać się, jak bardzo prawdziwe są relacje, które zbierałem w miniony weekend.
3 godziny czekania na pomoc. "Mam 4 policjantów na całą dzielnicę"
Marcin, policjant w czynnej służbie z Warszawy mówi mi, że "to, co się dzieje obecnie w formacji, to porażka, która niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw". Twierdzi, że braki kadrowe są tak duże, że w dużych miastach na przyjęcie zawiadomienia o przestępstwie czeka się nawet 5 godzin.
– Były przypadki, że ludzie przychodzili na komisariat z naprawdę poważnymi przestępstwami, a finalnie wychodzili z komendy po 2 godzinach czekania, bo mieli swoje sprawy. Nie da się z tym nic zrobić, bo na zmianie często jest dwóch policjantów, a przyjęcie zgłoszenia to minimum godzina pisania – mówi nam stołeczny funkcjonariusz.
Winą za obecny stan rzeczy obarcza swoich przełożonych, którzy jego zdaniem swoimi poczynaniami mieli sprawić, że nikt już nie garnie się do zawodu policjanta. Statystyka potwierdza, że braki kadrowe w formacji są ogromne. Piotr Dźwigała, wiceprzewodniczący policyjnej "Solidarności" potwierdza, że w samym województwie śląskim na 1000 wakatów brakowało 159 policjantów. Twierdzi też, że regularnie dochodzi do sytuacji, gdy na 300 tysięczne miasto są zaledwie dwa patrole zmotoryzowane, o czym mówi na łamach "GW".
Postanowiłem osobiście sprawdzić, jak ta sytuacja wygląda w Warszawie. Była godzina 15:30, gdy dotarłem na komisariat przy ul. Wilczej w Warszawie. Przede mną w kolejce były 4 osoby, w tym trzech obcokrajowców (już z wynajętym przez siebie tłumaczem, choć przepisy formalnie zapewniają im go za darmo na koszt państwa), którzy chcieli zgłosić kradzież smartfona. Przypadkiem usłyszałem, że drugi z nich zostanie najwcześniej przyjęty po godzinie 18:00. Gdy przyszła moja kolej spytałem o to, ile musiałbym czekać, gdybym teraz zgodnie z kolejką chciał zgłosić przestępstwo.
Samo oczekiwanie w kolejce na tę odpowiedź zajęło mi 37 minut z zegarkiem w ręku. Dwie z czterech osób przede mną po usłyszeniu ile będą musiały czekać, zrezygnowały i opuściły komisariat przy Wilczej.
"Nikt tu już nie wysyła CV". Braki kadrowe w policji
Tomasz, to również stołeczny mundurowy w czynnej służbie. Wystąpił nawet w jednej z licznych kampanii promocyjnych polskiej policji, która nakierowana była na pozyskanie jak największej liczby kandydatów do wstąpienia do służby. Mówi, że siłą rzeczy interesował się skutecznością tej kampanii.
Tomasz również zwraca uwagę na poważne braki kadrowe. Twierdzi, że obecnie mało kto wysyła CV do polskiej policji pomimo prowadzenia intensywnej kampanii proującej podjęcie pracy w formacji. Jego zdaniem najbardziej odstrasza pensja, która jest znacznie poniżej średniej od tej w sektorze prywatnym.
– Ryzykujemy życiem, robi się z nas błaznów na zlecenie polityczne, a prawda jest taka, że obecnie średnia dniówka policjant, to około 220 złotych. Jak podzielimy to na 8 godzin pracy, to wychodzi około 27 złotych na godzinę. Po co mam tu dawać robić z siebie idiotę i ryzykować odpowiedzialnością, skoro na ochronie w supermarkecie dostanę 32 złote na start i ubezpieczenie – pyta retorycznie stołeczny funkcjonariusz.
Jest coraz bardziej niebezpiecznie
Związkowcy, którzy są autorami klepsydry informującej o pogrzebie polskiej policji, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" twierdzą, że o fatalnym stanie formacji wielokrotnie alarmowali komendanta Szymczyka.
– Wiele razy alarmowaliśmy go, że w policji źle się dzieje. Tyle że generał od jakichś dwóch lat średnio interesuje się sytuacją formacji, a po zdarzeniu z granatnikiem koncentrował się już tylko na utrzymaniu stanowiska – mówi gazecie Mirosław Soboń.
Czytaj także:
Jego zdaniem policjanci są "przeciążeni robotą, zniechęceni fatalnym zarządzaniem, a także brakiem środków, które rekompensowałyby trudy służby". Podaje też wiele przykładów policjantów, którzy zrezygnowali ze służby. Jeden z nich zarabiając około 5 tysięcy złotych, porzucił mundur na rzecz pracy na śmieciarce, gdzie zarabia o 1,5 tysiąca złotych więcej, bo aż 6,5 tys. zł na rękę.
Związkowcy wyrażają swoją nadzieję, że powyborcza rzeczywistość przyniesie w ich formacji liczne zmiany i reformy. Twierdzą, że wówczas będą w stanie każdą kolejną interwencją i postawą swoich przełożonych odzyskać utracone społeczne zaufanie oraz stać się atrakcyjnym pracodawcą dla kandydatów chcących służyć społeczeństwu. Wierzą, iż uda się w ten sposób przyciągnąć młodych kandydatów do pracy w policji.
Proszę Pana, minimum to 3,5 godziny. Ja tu mam czterech policjantów na całą dzielnicę i jest kolejka. Nie ma ich więcej. Może warto przyjść innego dnia.
Oficer dyżurny
funkcjonariusz stołecznej policji
Jest nam wstyd. Mówię tak, bo większość z moich znajomych z pracy nie chwali się, że tu pracuje. Z czego mamy być dumni: z tego, że kobieta, od której kupujemy kebaba, zarabia miesięcznie więcej niż my, a może z tego, że nasz szef ma pseudonim "komendant bazuka" i śmieją się z niego nawet nasze dzieci, które chcą mieć koszulkę z jego podobizną, bo handluje nimi były policjant "Sierżant Bagieta"?