W 2024 roku, zgodnie z obowiązującymi przepisami, zaplanowano jedynie siedem niedziel handlowych. Pracownicy Biedronki alarmują, że mimo to brakuje chętnych do pracy w tym czasie. W rozmowie z mediami wyrażają też swoje obawy związane z cięciami etatów.
Reklama.
Reklama.
Zamiast radości z ewentualnych zakupów, pracownicy dyskontów i galerii handlowych już dzielą się obawami dotyczącymi nie tylko oblężenia sklepów, ale przede wszystkim braku wystarczającej liczby pracowników na zmianie. W większości z nich obserwuje się niedobór rąk do pracy, co niepokoi wielu pracodawców.
Praca w niedziele handlowe. Poważny problem kadrowy w Biedronce
Przyczyną niedoboru pracowników w handlu są różnorodne czynniki, ale w szczególności wpływają na to zwolnienia związane z brakiem podwyżek oraz cięcia etatów. Spowodowało to nie tylko zmniejszenie motywacji pracowników do pozostania w branży, ale również ograniczenie dostępności rąk do pracy w sklepach detalicznych.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Jak informuje serwis WP.pl, powołując się na rozmowę z Gabrielą Kaim, przewodniczącą NSZZ "Solidarność" w Jeronimo Martins, największy problem z niedoborem zatrudnionych gotowych do stawienia się w miejscu pracy w najbliższą niedzielę ma sieć sklepów Biedronka.
– Dostajemy informacje od kierowników sklepów, że prawdopodobnie czekają nas cięcia etatowe. Pracownicy, którzy mieli mieć przedłużone umowy, nie dostają ich do podpisu. Firma nie przedłużyła umów zleceń, które wygasały z końcem lutego. Wstrzymane miało zostać także podpisywanie umów z kandydatami, którzy są już po badaniach medycyny pracy. Za chwilę nie będzie komu pracować, sklepy zwalniają kasjerów przed świętami – twierdzi przewodnicząca związku.
Kasjerki boją się zwolnień
Zgodnie z relacjami zatrudnionych kasjerek w sieci Biedronka, wśród pracowników panuje duża niepewność co do zatrudnienia.
– Od kilku tygodni w grafiku jesteśmy tylko we dwie. Pracujemy na zmianę, po 12 godzin. Szef obiecał nam, że szybko zatrudni dwie osoby na te miejsca, ale rekrutacja cały czas trwa. Jemu to pewnie pasuje, bo my dwie pracujemy za kilka osób, a pensje mamy takie same – mówi jedna z kobiet.
Rozmówcy portalu przyznają, że nieustannie trwa redukcja etatów. Kasjerki twierdzą, że na przedłużenie umowy liczyć mogą jedynie najwytrwalsi, którzy są gotowi "nawet pracować za dwóch".
Z drugiej strony – jak mówi jedna z pracownic Biedronki – w najbliższą niedzielę handlową (24 marca) "nikt nie będzie miał wolnego". – Grafik już jest, mamy stawić się wszyscy. Kierownik powiedział, że nie chce słyszeć, że ktoś pyta o wolne, jest chory czy ma chore dziecko. Nie ma takiej możliwości – powiedziała dziennikarzom. I dodała, że "to będzie piekło".
W artykule czytamy, że niedawno redakcja WP Finanse otrzymała odpowiedź ze stanowiskiem Tomasza Dejtrowskiego, dyrektora ds. wynagrodzeń i świadczeń w Jeronimo Martins. Poinformował on, że "braki kadrowe są rozwiązywane na bieżąco".
"Ewentualne potrzeby wzmocnienia obsady sklepów mogą wynikać z sytuacji incydentalnych, spowodowanych np. absencjami chorobowymi i są na bieżąco zarządzane" – przekazał przedstawiciel sieci.
Zakaz handlu w niedzielę
Zakaz handlu w niedziele wszedł w życie przed niemal sześcioma laty, stopniowo przyjmując coraz ostrzejszą formę. W 2018 r. zakupy można było robić w pierwszą i ostatnią niedzielę każdego miesiąca.
W 2019 r. – tylko w ostatnią niedzielę miesiąca, zaś od 2020 r. w całym roku jest tylko siedem niedziel handlowych (choć akurat 2020 r. był wyjątkiem: z uwagi na pandemię wyznaczono wówczas dodatkową grudniową niedzielę handlową, aby rozładować tłumy w sklepach).
Wprowadzenie przez rząd PiS zakazu handlu w niedziele tłumaczono przede wszystkim troską o pracowników handlu. Według inicjatorów tych przepisów zakaz miał również pomóc małym sklepom, które zostały spod niego wyjęte.