Portugalska firma Jeronimo Martins, właściciel sieci dyskontów Biedronka, otrzymała petycję z trzema żądaniami od pracowników. Podpisy złożyły tysiące zatrudnionych w sklepach. Jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, sprawa może obrócić się nawet w strajk.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dokument podpisało 4 tys. pracowników, z 80 tys. zatrudnionych w Biedronce. W rozmowie z portalem Wiadomości Handlowe, Gabriela Kaim, przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w Jeronimo Martins Polska zapewniła, że to jest dobry wynik. Zbieranie podpisów trwało kilka tygodni. Czego żądają pracownicy?
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Żądania do Jeronimo Martins
Po pierwsze – zwiększenia obsady sklepów. Pracownicy Biedronki skarżą się, że w ciągu dnia nie mogą realizować zlecanych zadań, bo zwyczajnie brakuje rąk do pracy. Jest to zjawisko widoczne gołym okiem dla konsumentów, robiących zakupy w tym dyskoncie.
Po drugie – premia dla pracowników lady mięsnej. Istnieje w ponad 1000 z 3600 placówek sieci.
Po trzecie – wprowadzenie zbiorowej podwyżki wynagrodzeń. Jak informuję związki zawodowe, pracownicy zarabiają niewiele powyżej płacy minimalnej.
Przyczyną niedoboru pracowników w handlu są różnorodne czynniki, ale w szczególności wpływają na to zwolnienia związane z brakiem podwyżek oraz cięcia etatów. Spowodowało to nie tylko zmniejszenie motywacji pracowników do pozostania w branży, ale również ograniczenie dostępności rąk do pracy w sklepach detalicznych.
– Każdy, kto robi zakupy w Biedronce, widzi, że na zmianach jest za mało pracowników. Nie są w stanie równocześnie obsługiwać kas, układać towaru na półkach i przygotowywać wypieków. Wiele osób nie wytrzymuje presji i odchodzi– mówi w rozmowie z Wiadomościami Handlowymi przewodnicząca związkowców.
Gabriela Kaim zaznacza także, że zarząd pozostaje głuchy na apele załogi, a działania na celu dialogu społecznego są "pozorowane". Zwązkowcy podkreślają, że walka Biedronki o pozycje rynkowego lidera (m.in. wojując z Lidlem w agresywnej kampanii marketingowej) jest możliwa "tylko dzięki wytężonej pracy i zaangażowaniu pracowników, którzy powinni być za to należycie wynagradzani".
Związkowcy dają Jeronimo Martins dwa tygodnie na odniesienie się do ich postulatów, inaczej sięgną po wszystkie możliwości, jakie zapewnia im prawnie rozstrzyganie sporów zbiorowych.
"Nieosiągnięcie porozumienia rozwiązującego spór zbiorowy w postępowaniu mediacyjnym uprawnia do podjęcia akcji strajkowej" - czytamy w Dzienniku Ustaw.
Spowiedź pracowników
Zgodnie z relacjami zatrudnionych kasjerek w sieci Biedronka, wśród pracowników panuje duża niepewność co do zatrudnienia.
– Od kilku tygodni w grafiku jesteśmy tylko we dwie. Pracujemy na zmianę, po 12 godzin. Szef obiecał nam, że szybko zatrudni dwie osoby na te miejsca, ale rekrutacja cały czas trwa. Jemu to pewnie pasuje, bo my dwie pracujemy za kilka osób, a pensje mamy takie same – mówi jedna z kobiet.
Kasjerzy mają być zwalniani tuż przed świętami, co budzi lęk wśród załogi. W niedzielę handlową 24 marca spodziewają się wręcz piekła, z powodu braku kadr. Więcej o problemie pisaliśmy na INNPoland.