Wyobraźcie sobie, że zamawiacie jedzenie z dostawą, a gdy posiłek przychodzi, dostawca jest obklejony z góry do dołu reklamami. Szczęśliwie nie czeka to ciężko pracujących w takiej branży usług ludzi, a roboty, które staną się marketingowymi nośnikami. Takie działają już nawet w Polsce.
Pomysł zmienienia robotów dostawczych w mobilne billboardy chce wprowadzić amerykańska firma Serve Robotics, produkująca maszyny dostarczające jedzenie. Planują, że w ten sposób zwiększą swoje zyski o 50 proc.
Podobne roboty dostawcze jeżdżą już po polskich ulicach, produkowane przez firmę z Lublina. Jak to działa? Po odebraniu zamówienia z restauracji robot wysyła klientowi wiadomość SMS z informacją, że wyruszył w drogę. W większości pokonuje ją autonomicznie - sam podejmuje decyzję, w jaki sposób zrealizować trasę. Jest przystosowany do radzenia sobie z różnego rodzaju infrastrukturą miejską, bez problemu pokonuje krawężniki czy nierówne chodniki. A gdy pojawiają się wyzwania, jak przejścia dla pieszych, wspiera go zdalny operator.
Gdy robot dotrze na miejsce odbioru zamówienia, dzwoni do klienta, aby poinformować, że czeka przed budynkiem. Wysyła mu też link potrzebny do otwarcia pojemnika na jedzenie. Po zakończeniu dostawy wraca do restauracji po kolejne zamówienie.
– Reklamy na "mobilnych" nośnikach? Z jednej strony "wszystko już było". Nawet to. Przecież w wielu miastach czy na autostradach lub innych drogach widzimy pojazdy z reklamami. To taksówki, ciężarówki, środki komunikacji publicznej. To rozwiązanie znane od dziesięcioleci i doskonale się sprawdza – mówi Katarzyna Kociubińska, New Business Manager w ZnajdźReklamę.pl.
Jak zapewnia Serve Robotics reklamy na pojazdach to też szansa dla samych klientów. Według firmy koszty dostawy mogą być niższe, więc i ostateczna kwota zamówienia będzie mniejsza.
Pomysł ma sens z tego tytułu, że jak widzimy robota na ulicy, to nadal odwracamy się z zaciekawieniem. Oblepić takiego reklamą i nie dość, że zobaczy ją klient, to jeszcze każdy po drodze. Wystarczy wspomnieć, jaki szał był na Kerfusia, mechaniczną maskotkę sieci Carrefour. Możemy spodziewać się też, że z roku na rok robotów w naszym otoczeniu zacznie przybywać.
– W przypadku jeżdżących robotów reklamodawca na pewno może liczyć na bonus związany z nietuzinkowym rozwiązaniem i efektem nowości. Przestrzeni reklamowej nie ma tam wiele, więc oprócz logotypu czy hasła, warto jeszcze dodać naklejkę z kodem QR, która ciekawemu klientowi może ułatwić zdobycie dodatkowych informacji – tłumaczy Katarzyna Kociubińska.
Jeśli odetchnęliście z ulgą i pomyśleliście, że to nie będzie takie straszne, to śpieszę z kolejnymi złymi nowinami: oczywiście, że amerykańska firma chce zwiększyć powierzchnię reklamową na swoich robotach. Ba, nawet dodadzą im ekrany ledowe, do wyświetlenia materiałów w czasie rzeczywistym. Jeśli to rozwiązanie przyniesie firmie przysłowiowe kokosy, niewykluczone, że szybko znajdzie naśladowców na całym świecie.
Co więcej, w ten sposób unika się kosztów postawienia stacjonarnego nośnika. W podobny sposób w USA już działają ciężarówki jeżdżące po Las Vegas z dużymi ekranami ledowymi, a w Warszawie mieliśmy niesławne "glapobusy".
Czytaj także: https://innpoland.pl/204458,przyczepy-z-reklamami-nbp-znow-na-ulicach-kolejna-kampania-glapinskiegoRoboty jednak nie będą tylko generować sztucznego ruchu, a wykonywać inne zadania. Ze względu na mniejsze rozmiary, będą przyciągać zainteresowanie jako nowinka. I zapewne będą w tym skuteczne, póki nam nie spowszednieją, co może potrwać.
– Reklama na takim robocie jest też mała, więc znacznie mniej narzuca się tym, którzy są przeciwni wypełnianiu przestrzeni miejskiej reklamami. Z drugiej jednak strony ciekawość często bierze górę i szczególnie pieszy może dłużej przyjrzeć się mobilnemu nośnikowi i reklamę zauważy. Ważne są też dość niskie koszty takiej akcji promocyjnej – komentuje ekspertka ZnajdźReklamę.pl.
Jak to bywa z nowymi technologiami i rozwiązaniami z nich korzystającymi, potrzebne będą także zaktualizowane przepisy. W USA zjawisko mobilnych reklam staje się coraz popularniejsze, więc w niektórych miastach rozpoczęły się rozmowy o uregulowaniu tej formy marketingu. Poza ogólnymi zakazami dotyczącymi np. promocji alkoholu, pornografii czy tytoniu, możliwe są więc i inne rozwiązania.
Dyskusje prowadzone są m.in. o tym, że można robotom czy ciężarówkom zabronić jeżdżenia wyłącznie w celu wyświetlania reklam lub jeśli nie robią czegoś związanego z obsługą przepływu osób bądź ładunku.
W przypadku ciężarówek, ale też i robotów łatwo jednak znaleźć sposób na obejście ewentualnego zakazu. W każdym z nich może przecież jeździć mały ładunek, a kontrola czy rzeczywiście trafi on do klienta, będzie bardzo trudna.
Przykład Serve Robotics pokazuje, że ludziom kreatywności nie brakuje. Eksperci amerykańskiej firmy oprócz robotów reklamowych proponują także coś dla pasażerów taksówek - zniżki dla tych, którzy podróżują autami wyświetlającymi reklamy i kolejne, jeśli… wybierają trasę szczególnie pożądaną przez marki.
I znając życie, jeśli promocje będą wyjątkowo atrakcyjne, ludzie tylko temu przyklasną.