Są firmy, które z detektywami mają umowy podpisane na stałe. Wiele z nich działa za granicą, ale że do pracy zatrudniają Polaków, chcą ich kontrolować na miejscu.
Są firmy, które z detektywami mają umowy podpisane na stałe. Wiele z nich działa za granicą, ale że do pracy zatrudniają Polaków, chcą ich kontrolować na miejscu. Ilustracja: Marta Zinkiewicz, Cody Doherty/Unsplash
Reklama.

Czasem robi się prowokacje – mówi mi właściciel agencji detektywistycznej Hussars 77.

– Masażystka wzięła L4, jej pracodawca podejrzewał, że niesłusznie. Moja koleżanka zadzwoniła, bez problemu umówiła się na masaż u niej w domu. Wszystko nagrała. Pracownica zaczęła się jej chwalić, jak fajnie, że może dorabiać, że swojego szefa ma w d*pie.

Układanie kostki u sąsiada, kastrowanie kota albo nierobienie niczego – każdy, kogo pytam o podobne historie "lewych zwolnień".  Każdy zna "kogoś, kto kiedyś coś". Ale nie przyznaje się prawie nikt.

– Mój stary znajomy wziął L4 na pół roku i wyjechał do pracy do Belgii – opowiada mi znajomy Paweł. 

Dziś dostanie L4 nie jest problemem. Telefon do lekarza, historia o złym samopoczuciu, zawrotach głowy, bólu pleców. Chore dziecko, depresja, temperatura. 

Czytaj także:

Nie trzeba się nawet wysilać. Wystarczy znaleźć lekarza, który nie pyta.

– Znajomi płacili 50 zł za lewe zwolnienie na cały tydzień. 60 zł z weekendem – dodaje Paweł. 

Eksperci firmy konsultingowej Conperio, która specjalizujące się w zarządzaniu absencjami chorobowymi, szacują, że w 2024 roku nawet 36 proc. zwolnień lekarskich było wykorzystanych niezgodnie z przeznaczeniem.

Dorabianie u konkurencji

– Firmy cały czas zgłaszają pracowników. A my ich sprawdzamy, robimy zdjęcia, piszemy raport. Kto, gdzie, co i o której – opowiada prywatny detektyw z biura detektywistycznego Tajfun Group – Taki raport zdajemy pracodawcy i nasza rola się kończy. Właściciel firmy sam może zgłosić takiego pracownika do ZUS-u, założyć sprawę za wyłudzanie pieniędzy.

– Dziś już pan był na obserwacji? – pytam.

– Właśnie obserwujemy dwóch pracowników, którzy są na L4. Jeden pan w tym momencie spawa ogrodzenie u sąsiadki, na to mamy już dowody. Drugi pracuje w firmie kurierskiej, wziął zwolnienie, żeby pomóc koledze interesie.

Czytaj także:

– Jakim?

– Też rozwozi – odpowiada detektyw z biura Tajfun Group.

Czy zdarza się, że detektyw pojedzie na obserwację i zobaczy, że pracownik rzeczywiście leży w łóżku? Prawie nigdy. 

– Nikt nas przecież nie wynajmuje, żeby skontrolować pracownika, który pierwszy raz poszedł na L4. Zawsze najpierw są podejrzenia. Ktoś piąty raz w ciągu roku bierze zwolnienie lekarskie, współpracownik coś zauważy, np. biegającego po parku chorego. Dopiero wtedy jest telefon do nas – mówi detektyw Tomasz Nowicki, właściciel Agencji Detektywistycznej Spectrum.

Takie oszustwo łatwo udowodnić. Dużo prościej niż zdradę. Do zdrady raczej nie dochodzi do niej na parkingu, w parku. A pracownik na L4 – jeśli oszukuje – idzie do kina, na basen, na dyskotekę. Ale zdarzają się też egzotyczne wakacje.

– Nie ma znaczenia czy młodzi, czy starsi. Wszyscy kombinują. Teraz jest zima, to chcą jechać do narty, latem nad jezioro czy też wykonywać odpłatnie inną pracę ukrywając to przed pracodawcą – mówi detektyw z agencji Tajfun Group. – Ale najgorsi to bywają ci przed emeryturą. Do nich jeździmy cały czas. Dostajemy nagrania od pracodawców, że siedzi taki pracownik cały dzień w telefonie, a jak pracodawca nadjeżdża, wstaje i bierze się za robotę. Pracownik wyjeżdża – ten znowu w telefonie. A później bierze zwolnienia, rehabilitacje kilka razy w roku, bo wie, że jest pracownikiem chronionym wieku przedemerytalnego i trudno jest go zwolnić.

Czytaj także:

– A która branża najczęściej idzie na lewe zwolnienie? – pytam.

– Coraz więcej telefonów mamy z gastronomii. Kucharze biorą L4 z powodu chorych dzieci, a w tym czasie gotują u konkurencji, na weselach. Pracownik nie dość, że oszukuje, to jeszcze dorabia u największego rywala. Dlatego pomagamy pracodawcom w ujawnieniu takich incydentów. Myślę, że ten proceder będzie się pogłębiał jeśli pracodawcy odpuszczą i nie będą wyrywkowo sprawdzali swoich pracowników na L4. Ci świadomie będą to wykorzystywać, wiedząc, że nikt ich nie sprawdza w czasie zwolnienia i będą dostawać dwie wypłaty w miesiącu.

"Trzeba dobrze zagadać"

Najtrudniejsze sprawy to te ze zwolnieniem od psychiatry. Bieganie w parku? Ruch fizyczny, bo takie było zalecenie. Wieczór z barze z przyjaciółmi? Wyjście do ludzi – zalecenie.

Miałem dość, chciałem odpocząć. A L4 od psychiatry działa tak, że nie trzeba siedzieć w domu – opowiada mi swoją historię Krzysztof – Dostać nie jest trudno. Trzeba było dobrze zagadać.

Detektyw Tomasz Nowicki twierdzi, że ci, którzy notorycznie chodzą na lewe zwolnienia lekarskie, mają świadomość, że te najskuteczniejsze bierze się od psychiatry.

W sprawach dotyczących zdrowia fizycznego można wyjść jedynie do apteki albo do sklepu po "niezbędne produkty do życia codziennego".

Czytaj także:

– Kolega nakrył ostatnio chorego, jak kupował wódkę, papierosy i przepitkę. Skończyło się to orzeczeniem, że zwolnienie było wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. To jest notoryczne – mówi Nowicki. 

– Mieliśmy też sytuację z pracownikiem, który zerwał ścięgno Achillesa. Twierdził, że chodzi o kulach, a że jest kierowcą, to nie może wcisnąć pedału. Robimy obserwację i faktycznie mężczyzna idzie do lekarza. Tyle że z kulami pod pachą. A pod wejściem do przychodni zaczyna się nimi podpierać – dodaje detektyw.

Wakacje w Dubaju

Są firmy, które z detektywami mają umowy podpisane na stałe. Wiele z nich działa za granicą, ale że do pracy zatrudniają Polaków, chcą ich kontrolować na miejscu. 

Do tego dochodzi sam ZUS, który oprócz własnych kontroli, czasem prosi o kontrole prywatnych detektywów. A statystyki pokazują, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych coraz uważniej przypatruje się Polakom na chorobowym. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, w 2023 roku ZUS skontrolował ponad 450 tys. zwolnień lekarskich. Zakwestionowano ok. 29 tys., co pozwoliło zaoszczędzić 29 mln złotych. 

W ubiegłym roku było to już 484,4 tys. zwolnień. Zakwestionowano 36,6 tys. o łącznej wartości blisko 53 mln zł.

– Sam miałem dwa takie zlecenia z ZUS-u – mówi właściciel agencji detektywistycznej Hussars 77. – To są często bardzo szybkie tematy. Jeśli mamy wszystkie dane, adres, pod którym robimy obserwację, to 4 dni wystarczą

Czytaj także:

– A jak danych nie ma?

– To i 14, bo wtedy więcej rzeczy trzeba ustalić, mamy swoje sposoby.

– Jak się sprawdza lokalizację chorującego?

Czasem wystarczy zadzwonić "na kuriera". "Dzień dobry, mam dla Pana paczkę, gdzie Pan jest?". A taki Zbyszek odpowiada, że akurat jest na Mazurach no i się szuka dalej.

– Jak?

– Przeszukuje się media społecznościowe, czasem to nie takie łatwe. Ale często nawet jak pracownik na L4 się pilnuje i nie wstawia żadnych zdjęć z urlopu, to zrobi to przyjaciółka, mąż, córka. Ktoś wstawi lokalizację, że są w Dubaju. Wtedy się sprawdza loty i czeka się na lotnisku.

To tzw. biały wywiad – rozpoznanie z ogólnodostępnych źródeł. Niektórzy nie próbują się nawet ukrywać. Wystarczy kilka screenshotów z Facebooka.

Start w maratonie, imprezy ze znajomymi. Często takie osoby same się wsypują – mówi detektyw Tomasz Nowicki.

Według raportu Enel-Med "Łączy nas zdrowie" 19 proc. Polaków bierze lewe zwolnienia lekarskie, żeby móc załatwić prywatne sprawy. A aż 62 proc. osób, kiedy już naprawdę zachoruje… przychodzi do pracy.