Premier Włoch, liderka partii Bracia Włosi, która (partia, nie pani premier) ma udokumentowane powiązania z neo-faszystami, przyjechała do Waszyngtonu z jasnym projektem.
Premier Włoch, liderka partii Bracia Włosi, która (partia, nie pani premier) ma udokumentowane powiązania z neo-faszystami, przyjechała do Waszyngtonu z jasnym projektem. Alex Brandon/Associated Press/East News
REKLAMA

"Moim celem jest uczynienie zachodu znów wielkim" – powiedziała Giorgia Meloni w czwartek 17 kwietnia w trakcie wizyty w Białym Domu. 

To oczywiście ukłon w kierunku ideologii MAGA (Make America Great Again, Uczyńmy Amerykę Znów Wielką), jak i wiadomość dla samego Donalda Trumpa.

Premier Włoch, liderka partii Bracia Włosi, która (partia, nie pani premier) ma udokumentowane powiązania z neo-faszystami, przyjechała do Waszyngtonu z jasnym projektem. Jakim? 

"Europa znowu wielka"

Choć sama stwierdziła, że nie jest pewna, "czy to właściwe słowo", nazwała go "zachodnim nacjonalizmem". 

"Kiedy mówię o zachodzie, nie mówię o przestrzeni geograficznej. Mówię o cywilizacji i chcę tę cywilizację wzmocnić" – powiedziała Meloni. 

To zaskakująca perspektywa, zważywszy na stanowisko Donalda Trumpa. Ten, choć w trakcie wizyty nazywał premier Włoch swoją "przyjaciółką", którą "każdy kocha i szanuje", jeszcze niedawno wypowiedział wojnę handlową całemu światu, na której z pewnością ucierpią Włochy. Są one w końcu trzecim co do wielkości eksporterem do Stanów w całej UE. 

Wezwania do zjednoczenia państw zachodnich pod jakąkolwiek egidą są obecnie w mniejszości. Zaznaczył to również Donald Tusk w swoim kontrowersyjnym przemówieniu w trakcie Europejskiego Forum Nowych Idei. Na nim premier krytykował "naiwną globalizację" i wzywał do "repolonizacji", choćby i poprzez "dyktaturę gospodarczą". 

Czytaj także:

Tak rysują się odpowiedzi na wojnę handlową Trumpa – albo się dogadamy i dalej będziemy budować wspólne relacje w bloku zachodnim, albo nie i zaczniemy rozwijać się niezależnie. 

Wielkim nieobecnym są tutaj oczywiście Chiny, które najbardziej ucierpią na cłach Trumpa i którym może zależeć na lepszych relacjach handlowych z Europą. Ich firmy już teraz coraz śmielej wkraczają na Stary kontynent, ze szczególnym przykładem koncernu samochodowego BYT. 

W którym kierunku zwróci się więc Europa w obliczu tej zimnej wojny handlowej? A może stworzymy swój własny plan, żeby uczynić Europę znów wielką? 

W stronę zachodniego nacjonalizmu

Jeżeli ktoś miał wątpliwości, że druga kadencja Donalda Trumpa przyniesie globalne konsekwencje, prezydent USA rozwiał je już w pierwszych miesiącach w Białym Domu. Zapewne najbardziej odczuwalne okazały się wprowadzone przez niego cła na niemal wszystkich partnerów handlowych. Mogą jednak zostać odczytane jako symptom większej zmiany. 

Sposób, w jaki zostały one wprowadzone, wpisuje się w model rządów nowej administracji USA. Decyzje Trumpa, jego poglądy i wyobrażenie na temat globalnej i krajowej polityki stanowią prawdę objawioną dla nowego zespołu w Białym Domu. Otoczony przez lojalistów prezydent niemal samodzielnie podejmuje decyzje. 

Czytaj także:

To ważne w rozmowie na temat kierunku, w którym obecnie powinna zmierzać Europa. 

Doświadczamy bowiem nowego rozdania w globalnej polityce, który podważa dotychczasowy podział na liberalną demokrację Zachodu i autorytaryzm Wschodu. To drugie wciąż pozostaje w mocy, jednak w obliczu rozwoju klasy oligarchów, przypadków nielegalnej deportacji bez sądu oraz skupienia władzy w rękach silnego autorytetu, powstaje pytanie, czy liberalna demokracja Zachodu pod wodzą USA wciąż istnieje? 

Jeżeli nie, jaka powinna być reakcja Europy? Patrząc na prawicowy zwrot Wspólnoty w ostatnich latach, propozycja "zachodniego nacjonalizmu" Meloni może wydawać się szczególnie prawdopodobna. 

Prawicowa hydra w osobach Giorgii Melonii, Alice Weidel z Niemiec i Miarine Le Pen z Francji może w końcu liczyć na poparcie administracji Trumpa. Partia Weidel zyskała w ostatnich wyborach bardzo głośne wsparcie Elona Muska – jednego z najbliższych współpracowników Trumpa a Le Pen po ostatnim wyroku francuskiego sądu najwyższego, który uniemożliwia jej startowanie w następnych wyborach, usłyszała słowa pokrzepienia od samego prezydenta. 

I z pewnością nie tylko Meloni marzy o nowym, prawicowym bloku zachodnim. JD Vance jeszcze w lutym mówił na konferencji w Monachium o "zagrożeniach wewnątrz" Uni Europejskiej, sugerując, że jeżeli europejscy liderzy nie zmienią swojego podejścia do partii prawicowych, Ameryka się od nich odwróci. 

"Jeśli uciekasz ze strachu przed własnymi wyborcami, Ameryka nie może ci pomóc, ani też ty nie możesz nic zrobić dla narodu amerykańskiego" – mówił wiceprezydent. 

W jego przemówieniu szansa na wspólną przyszłość Ameryki i Europy zasadza się na uznaniu głosów prawicowych. A kto będzie liderem tego bloku? 

"Jest nowy szeryf w mieście" – powiedział JD Vance o prezydenturze Trumpa.

Partner nie do pomyślenia

Równocześnie Europa mogłaby szukać nowych partnerów handlowych. Rozmawiałem o tym z kanadyjską ekonomistką Jen Hassum w kontekście ceł nałożonych na północnego sąsiada USA. 

"Będziemy badać relacje wykraczające poza naszego najbliższego sojusznika. To stwarza szansę na wzmocnienie relacji handlowych z Europą, która dodatkowo może być coraz mniej chętna na współpracę z USA, która jest niestabilnym partnerem" – powiedziała mi wówczas Hassum. 

Nałożone przez Trumpa cła sięgające 145 proc. na chińskie towary, stwarzają nieoczekiwaną możliwość, by Chiny stały się dla Europy alternatywnym partnerem handlowym w miejsce Stanów Zjednoczonych.

Chiński ambasador w Hiszpanii, Yao Jing, wezwał do pogłębienia współpracy z UE, przedstawiając to jako przeciwwagę dla "jednostronnych nadużyć" ze strony Stanów Zjednoczonych. Yao skrytykował również klasyfikację Chin jako "systemowego rywala" przez UE, sugerując, że obie strony powinny skupić się na partnerstwie i kultywowaniu wolnego handlu. 

"Chiny nigdy nie będą zagrożeniem, ani żadnego rodzaju wrogiem dla Unii Europejskiej" – mówił Yao. 

Jednocześnie, europejscy liderzy, tacy jak hiszpański premier Pedro Sánchez, apelują o dialog i negocjacje w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) w celu rozwiązania sporów handlowych z Chinami. Sánchez na początku miesiąca odwiedził Chiny i Wietnam. Wizyta była interpretowana jako próba zacieśnienia więzi Uni Europejskiej ze Wschodem w obliczu ceł nałożonych przez Trumpa.

Czytaj także:

Hiszpania zmieniła swoje zdanie we wrześniu zeszłego roku i przestała popierać pomysł Unii Europejskiej, by nałożyć dodatkowe opłaty na chińskie samochody elektryczne. Niedługo potem Chiny zaczęły inwestować w Hiszpanii, między innymi w budowę zakładów produkcyjnych baterii firmy CATL i urządzeń do wytwarzania zielonego wodoru spółki Envision. Mówi się, że kolejne chińskie firmy z branży pojazdów elektrycznych czy baterii litowych również planują inwestycje w Hiszpanii.

Zaledwie w tym tygodniu chiński gigant branży samochodów elektrycznych wkroczył na kolejne rynki europejskie – czeski i słowacki, w których planuje postawić w sumie 50 salonów jeszcze w tym roku. 

Detoks amerykański

Zamiast obierać strony w konflikcie między USA a Chinami, Europa mogłaby skupić się na sobie. W końcu, gdzie dwóch się bije, tam trzeci bije rekordy wartości waluty. Euro w obliczu ceł Trumpa odnotowało najlepszy wynik względem dolara w trakcie ostatnich trzech lat. Amerykańska polityka celna skłoniła inwestorów do wycofywania kapitału z amerykańskich aktywów i przenoszenia go do Europy. 

Sytuacja wywołana cłami Trumpa coraz bardziej skłania liderów i przedsiębiorców europejskich do skupienia się na własnym podwórku. Widzieliśmy to jednak już wcześniej w kontekście branży tech. 

Brak zaufania do nowej administracji USA skłonił Europę do zastanowienia się nad jej relacją z amerykańskimi Big Techami. Mało powiedzieć, że jest ona "problematyczna", to raczej głębokie uzależnienie. 

W końcu dane Europejczyków są w dużej mierze przechowywane na amerykańskich serwerach, a najwięksi przedstawiciele amerykańskiej branży technologicznej zdominowali ⅔ rynku Starego Kontynentu. Nie wspomnę nawet o wyścigu AI, który rozgrywa się niemal wyłącznie między firmami z USA, z pojedynczymi wyjątkami z Chin. 

"Moim nadrzędnym celem jest szybkie wzmocnienie Europy, tak abyśmy stopniowo stali się niezależni od Stanów Zjednoczonych" – mówił jeszcze przed rozpętaniem wojny handlowej przez Trumpa obecny kanclerz Niemiec Fredrich Merz. 

W swojej wypowiedzi Merz zwrócił również uwagę na kolejny aspekt budowania europejskiej niezależności. 

"Jestem bardzo ciekawy szczytu NATO pod koniec czerwca" –  powiedział. "Czy będziemy jeszcze rozmawiać o NATO w jego obecnej formie, czy też będziemy musieli znacznie szybciej ustanowić niezależną europejską zdolność do obrony". 

Czytaj także:

Zapewne najważniejszym elementem wzmocnienia europejskiej niezależności byłoby usprawnienie współpracy między krajami Wspólnoty. Przepływ idei, kapitału, specjalistów, mógłby być zdecydowanie bardziej płynny. Europa, jako wspólny blok, powinna być w stanie nie tylko samodzielnie się bronić i stanowić równoprawnego partnera handlowego, ale również być w stanie wystawić swój projekt w trwającym wyścigu AI. 

Jak powiedział Donald Tusk w trakcie wspomnianego już przemówienia na EFNI (cytując słowa polskich przedsiębiorców): "Firmy spoza Unii Europejskiej bardzo często wygrywają z nami. Dlaczego tak jest, że polskiej firmie tak trudno zdobyć zlecenie w Danii?". 

Dobry kryzys

Wywołana przez Trumpa wojna handlowa może stać się okazją dla Europy, by rozpocząć projekt dywersyfikacji partnerów handlowych, zacieśnić wewnętrzne więzy i skupić się na rozwijaniu lokalnych zawodników w wyścigach technologicznych – od AI po przemysł kosmiczny. 

Przeszkodzić mu mogą próby atomizacji i wezwania do "polonizacji" czy "dyktatury gospodarczej". Możemy mieć jedynie nadzieje, że będą to tylko kolejne niespełnione kampanijne obietnice. 

Czytaj także:

Mimo drastycznych wahań na globalnych rynkach i poczucia niepewności, cła Trumpa mogą być zimnym kubłem wody dla Europy, która z tej sytuacji może wyjść zdecydowanie silniejsza i bardziej niezależna. 

W końcu, jak ujęła to przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen: "Nie wolno zmarnować dobrego kryzysu".