Druga ACTA tuż-tuż. Internet już nie będzie taki sam

Krzysztof Majdan
Pierwszej dyrektywie ACTA umknęliśmy. Trzeba było zrobić dużo szumu, nakrzyczeć się i naprotestować, ale się udało. Drugi raz możemy nie powtórzyć tej sztuki. W Parlamencie Europejskim przegłosowano ważną dyrektywę o ochronie praw autorskich. Co to znaczy? Że internet już nie będzie taki sam.
Komisja Prawna Parlamentu Europejskiego przegłosowała dyrektywę zwaną drugą ACTA, zawierającą m.in. tzw. podatek od linków Fot. ACTAMuc / Flickr.com / CC BY 2.0
Trudno mi pisać te słowa, bo siedzę okrakiem na płocie. Z jednej strony, jako zwykłego użytkownika internetu, aż mrozi absurd niektórych z projektowanych przepisów. Z drugiej, jako wydawcy medium internetowego, chce mi się skakać z radości, bo internet i idące za nim narzędzia mocno zdemolował ten rynek. Do tego stopnia, że my - wydawcy w kraju i na świecie - robimy rzeczy, których wolelibyśmy nie robić. W tej mojej wewnętrznej batalii wygrywa jednak zwykły człowiek. I jako zwykły człowiek mówię wam, to może być koniec internetu jaki znamy. Ale po kolei.


Najpierw - o co chodzi z drugą ACTA?
O przygotowaną przed dwoma laty unijną dyrektywę reformującą kwestie praw autorskich - bo zgodzimy się, że w dobie internetu prawo dotyczące własności intelektualnej zostało daleko w tyle. Intencje są więc szczytne.

Gdzie tkwi haczyk? Szczególne kontrowersje budzą dwa punkty dyrektywy - 13. i 11.

Do tej pory było tak, że właściciel jakiejś platformy z treściami, na której coś od siebie mógł dodać użytkownik, nie ponosił odpowiedzialności za to, czy wrzucane przez niego treści są legalne. Jeśli użytkownik wrzucił coś do serwisu, łamiąc przy tym prawo, właściciel takiego serwisu - powiadomiony o sprawie - musiał treść usunąć, ale odpowiedzialność obciążała użytkownika.

Innymi słowy, po łapach dostał klient, który próbował zwędzić ze sklepu ananasa, nie kierownik zmiany działu z cytrusami. Dyrektywa przenosi tę odpowiedzialność na właścicieli platform - to może być medium, Netflix, YouTube, Chomikuj.

Co mnie to obchodzi 1.0? A powinno
Ale co to zwykłego użytkownika interesuje, kto za co ponosi odpowiedzialność? On chce mieć po prostu dostęp do treści, a najlepiej za darmo, bo przecież płaci dostawcy internetu rachunek. I to każdego miesiąca!

Otóż artykuł ten ma drugą część, która nakazuje właścicielom takich platform "stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści". To rodzaj aksamitnej inwigilacji. Właściciele platform będą wiedzieć o waszych upodobaniach znacznie więcej niż wiedzą. I znacznie więcej, niż chcielibyście, by wiedzieli. I wreszcie - gdy system wykaże naruszenie, nawet jeśli to mem, 2 sekundy wideo czy nagłówek prasowy - właściciel platformy musi go zdjąć. A to rodzi cały szereg zagrożeń - od zapędów cenzorskich na nowej erupcji zjawiska fake news kończąc.

Kolejną proponowaną zmianę przezwano "podatkiem od linków". Dotyczy przede wszystkim treści prasowych. Np. w przypadku serwisów społecznościowych albo aplikacji agregujących newsy. W myśl nowych przepisów, właściciele serwisu (aplikacji) muszą mieć licencję na republikację medialnych treści.

To ukłon w stronę wydawców. Ostatnia dekada z kawałkiem naprawdę zdemolowała rynek mediów. To wina zbiorcza, suma czynników, tylko nie "złych wydawców", "złych czytelników" czy "złego internetu". Ten podatek brzmi jak zbawienie. Inna sprawa, że pozostaję sceptyczny. Podobne rozwiązanie wprowadzono w Hiszpanii, osiągnięto tym tyle, że Google News wyniósł się z kraju. Demolując ruch wszystkim krajowym wydawcom po kolei.

Teraz retoryczne ćwiczenie umysłowe - nawet jeśli giganci w stylu Google czy Facebooka dadzą się nagiąć, i będą ów podatek uiszczać, sądzę, że spowoduje to reakcję odwetową. I nawet nie trzeba się obrażać na dany kraj i zamykać usługi.

Ciekaw jestem, jak zaśpiewają wydawcy, gdy Facebook (po raz kolejny) przykręci kurek z zasięgami, a Google przytnie darmowy ruch z Google News. I komu wyjdzie dodatni bilans zysków i strat.

Co was to obchodzi 2.0?


Co teraz, jak żyć?
Po głosowaniu w komitecie ds. prawnych PE, cała dyrektywa, z kwestionowanymi artykułami włącznie, przeszła.

Nie znaczy to, że projekt stał się prawem, ale przyjmuje się, że to stanowisko całego PE, co nie jest bez znaczenia. Dalej sprawą zajmą się rządy, które - w większości - opowiadają się za nowymi przepisami. Polski twierdzi, że jest przeciwny.

Istnieje jednak szansa, że sprawa wróci do PE na zebraniu plenarnym, gdzie głosować będzie już 751 europosłów, nie 25.