Ruszyły letnie wyprzedaże. Kumulacja w przyszłym tygodniu

Mariusz Janik
Sezon letnich wyprzedaży ruszył na dobre, a eksperci spodziewają się, że w przyszłym tygodniu wejdzie w apogeum. We współczesnym handlu nie jest to jednak zwykłe „wietrzenie magazynów”, czy ostatnia próba wciskania klientom przecenionych produktów – firmy handlowe działają dziś w oparciu o wyrafinowane systemy przewidywania potencjalnej sprzedaży i kompleksowe gospodarowanie powierzchnią w magazynach. W tym układzie liczą się przede wszystkim koszty.
Wyprzedaże w sklepach. Letnie i zimowe promocje są stałym elementem strategii finansowej firm. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Do przymierzalni czekało 30 osób, w kolejce do kasy 100 osób – tak wyglądała grudniowa, przeświąteczna wyprzedaż w sklepie Zara w Silesia City Center w Katowicach. Ale i latem bywa równie tłoczno. Sezonowe wyprzedaże przyciągają tysiące klientów, którzy przed wakacjami chcą skorzystać z szansy na zakup przecenionych ubrań.

Odzwierciedlają to statystyki, jakie zostają po handlowych świętach. Weźmy Black Friday. – W Hiszpanii sprzedaż w 47. tygodniu 2016 roku stanowiła 5,2 proc. całkowitej sprzedaży rocznej. Biorąc pod uwagę wybrane grupy produktowe, w wymienionych krajach największe udziały w wartości sprzedaży odnotowały mobilne komputery, telefony komórkowe i smartfony – piszą w swojej analizie eksperci Instytutu GfK. Rok później zbadano w tym kraju obroty w internecie. – Tylko podczas Cyber Monday wydano blisko 2 mln euro w sklepach internetowych – informował Michał Sołtys, regional director CEE z Grupy Kwanko. – Kwota ta stanowiła 6,4 proc. rocznego obrotu hiszpańskiego e-commerce.
Letnie wyprzedaże ruszyły w tym roku w połowie czerwca.Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Nikt jeszcze nie oszacował, jak dokładnie wygląda to w Polsce, ale można zakładać, że pod względem obrotów okresy wyprzedażowe wypadają znacznie lepiej od prozy dnia codziennego. Można by też pomyśleć, że letnie wyprzedaże, „czarne piątki” czy inne branżowe święta handlowe to doskonała okazja, by ściągnąć do sklepów klientów, którzy wcześniej zwlekali z zakupami czy nie potrafili się zdecydować. Rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana.


Popularne okresy wyprzedażowe
– Wartość obrotów, jakie przynoszą wyprzedaże, zależy od placówki i strategii firmy. To, że jakaś partia asortymentu jest sprzedawana w innej cenie niż wcześniej, jest zupełnie naturalne i jest uwzględniane w planach finansowych każdej sieci handlowej. Natomiast już to, kiedy wyprzedaże się zaczynają i jaka jest ich skala, zależy od wielu bardzo dynamicznie zmieniających się czynników – ocenia dr hab. Aleksandra Grzesiuk, ekonomistka z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.

– W grę wchodzą m.in. poczynania konkurencji, warunki pogodowe oraz to, czy dana kolekcja spotkała się z większą lub mniejszą przychylnością klientów. Przy czym są też najbardziej popularne okresy wyprzedażowe, jak ten, który właśnie się zaczyna, a kumulację będzie mieć w przyszłym tygodniu – dodaje.

Frapujący przykład, na jaki powołuje się ekspertka, to choćby historia z wiosny. – Mieliśmy wyjątkowo zimny i deszczowy początek wiosny – przypomina. – To odbiło się na wynikach największego polskiego detalisty, Grupy CCC. Wyniki firmy za pierwszy kwartał były słabsze niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Wprowadzona do sklepów kolekcja sprzedawała się słabo, bo było zimno i padał deszcz, więc klienci nie byli zainteresowani obuwiem, które kupowali zwykle o tej porze roku – dodaje. Po zimnej wiośnie, można powiedzieć: znienacka, zaczął się okres upałów i to zmusiło sklepy do momentalnej zmiany na kolekcję letnią. – Dla porównania: w zeszłym roku maj i czerwiec były bardzo zimne, więc kolekcje letnie szybciej i w większym stopniu trafiły na wyprzedaże – przypomina Grzesiuk.
Przechowywanie towaru, który się nie sprzedał, nie ma sensu. Lepiej ustąpić miejsca nowym produktom, które bardziej przypadną do gustu klientom.Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Precyzyjny system przewidywania popytu
W tym roku największe brandy odzieżowe – jak Zara, H&M, Bershka, Reserved, Mango – wystartowały z letnimi promocjami w „zwyczajowym” terminie, począwszy od połowy czerwca. Ale letnią wyprzedaż praktykuje się też w sklepach np. sieci Biedronka, gdzie tradycyjnie obniżano się ceny artykułów przemysłowych, akcesoriów samochodowych, sprzętu elektronicznego. Łączoną promocję urządził właśnie Lidl, który po raz kolejny zaoferuje klientom produkty firmy Wittchen – na co dzień nie kojarzące się z supermarketami.

Internauci potrafią być dla organizujących wyprzedaże firm bezlitośni – i nazywać akcje promocyjne „wyciskaniem portfeli”. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. – Wyprzedaż to naturalne działanie: nikt nie ma możliwości zamówienia dokładnie takiej ilości koszul czy butów, jaka sprzeda się w danym sezonie – tłumaczy Aleksandra Grzesiuk. – Co nie znaczy, że sieci handlowe nie dysponują bardzo precyzyjnym systemem przewidywania popytu. Dziś o handlu decyduje polityka magazynowa, zapasowa, logistyka, wymiana kolekcji i pozbywanie się produktów, które słabo rotują – podsumowuje.

Według niej, przechowywanie towaru, który nie został sprzedany, nie ma najmniejszego sensu. – Zwłaszcza czekanie z nim na następny sezon. Jeśli towar w oczach klienta nie ma takiej wartości, jakiej firma by oczekiwała, to rozsądne jest szukanie klienta przy niższym poziomie ceny. Na tym korzysta klient, który dostaje towar po niższej cenie. I firma, która zwalnia przestrzeń magazynową na inne towary, o potencjalnie większej atrakcyjności dla klienta, co może przynieść wyższe marże – kwituje.