Ruszyły letnie wyprzedaże. Kumulacja w przyszłym tygodniu
Sezon letnich wyprzedaży ruszył na dobre, a eksperci spodziewają się, że w przyszłym tygodniu wejdzie w apogeum. We współczesnym handlu nie jest to jednak zwykłe „wietrzenie magazynów”, czy ostatnia próba wciskania klientom przecenionych produktów – firmy handlowe działają dziś w oparciu o wyrafinowane systemy przewidywania potencjalnej sprzedaży i kompleksowe gospodarowanie powierzchnią w magazynach. W tym układzie liczą się przede wszystkim koszty.
Odzwierciedlają to statystyki, jakie zostają po handlowych świętach. Weźmy Black Friday. – W Hiszpanii sprzedaż w 47. tygodniu 2016 roku stanowiła 5,2 proc. całkowitej sprzedaży rocznej. Biorąc pod uwagę wybrane grupy produktowe, w wymienionych krajach największe udziały w wartości sprzedaży odnotowały mobilne komputery, telefony komórkowe i smartfony – piszą w swojej analizie eksperci Instytutu GfK. Rok później zbadano w tym kraju obroty w internecie. – Tylko podczas Cyber Monday wydano blisko 2 mln euro w sklepach internetowych – informował Michał Sołtys, regional director CEE z Grupy Kwanko. – Kwota ta stanowiła 6,4 proc. rocznego obrotu hiszpańskiego e-commerce.
Letnie wyprzedaże ruszyły w tym roku w połowie czerwca.•Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Popularne okresy wyprzedażowe
– Wartość obrotów, jakie przynoszą wyprzedaże, zależy od placówki i strategii firmy. To, że jakaś partia asortymentu jest sprzedawana w innej cenie niż wcześniej, jest zupełnie naturalne i jest uwzględniane w planach finansowych każdej sieci handlowej. Natomiast już to, kiedy wyprzedaże się zaczynają i jaka jest ich skala, zależy od wielu bardzo dynamicznie zmieniających się czynników – ocenia dr hab. Aleksandra Grzesiuk, ekonomistka z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.
– W grę wchodzą m.in. poczynania konkurencji, warunki pogodowe oraz to, czy dana kolekcja spotkała się z większą lub mniejszą przychylnością klientów. Przy czym są też najbardziej popularne okresy wyprzedażowe, jak ten, który właśnie się zaczyna, a kumulację będzie mieć w przyszłym tygodniu – dodaje.
Frapujący przykład, na jaki powołuje się ekspertka, to choćby historia z wiosny. – Mieliśmy wyjątkowo zimny i deszczowy początek wiosny – przypomina. – To odbiło się na wynikach największego polskiego detalisty, Grupy CCC. Wyniki firmy za pierwszy kwartał były słabsze niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Wprowadzona do sklepów kolekcja sprzedawała się słabo, bo było zimno i padał deszcz, więc klienci nie byli zainteresowani obuwiem, które kupowali zwykle o tej porze roku – dodaje. Po zimnej wiośnie, można powiedzieć: znienacka, zaczął się okres upałów i to zmusiło sklepy do momentalnej zmiany na kolekcję letnią. – Dla porównania: w zeszłym roku maj i czerwiec były bardzo zimne, więc kolekcje letnie szybciej i w większym stopniu trafiły na wyprzedaże – przypomina Grzesiuk.
Przechowywanie towaru, który się nie sprzedał, nie ma sensu. Lepiej ustąpić miejsca nowym produktom, które bardziej przypadną do gustu klientom.•Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
W tym roku największe brandy odzieżowe – jak Zara, H&M, Bershka, Reserved, Mango – wystartowały z letnimi promocjami w „zwyczajowym” terminie, począwszy od połowy czerwca. Ale letnią wyprzedaż praktykuje się też w sklepach np. sieci Biedronka, gdzie tradycyjnie obniżano się ceny artykułów przemysłowych, akcesoriów samochodowych, sprzętu elektronicznego. Łączoną promocję urządził właśnie Lidl, który po raz kolejny zaoferuje klientom produkty firmy Wittchen – na co dzień nie kojarzące się z supermarketami.
Internauci potrafią być dla organizujących wyprzedaże firm bezlitośni – i nazywać akcje promocyjne „wyciskaniem portfeli”. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. – Wyprzedaż to naturalne działanie: nikt nie ma możliwości zamówienia dokładnie takiej ilości koszul czy butów, jaka sprzeda się w danym sezonie – tłumaczy Aleksandra Grzesiuk. – Co nie znaczy, że sieci handlowe nie dysponują bardzo precyzyjnym systemem przewidywania popytu. Dziś o handlu decyduje polityka magazynowa, zapasowa, logistyka, wymiana kolekcji i pozbywanie się produktów, które słabo rotują – podsumowuje.
Według niej, przechowywanie towaru, który nie został sprzedany, nie ma najmniejszego sensu. – Zwłaszcza czekanie z nim na następny sezon. Jeśli towar w oczach klienta nie ma takiej wartości, jakiej firma by oczekiwała, to rozsądne jest szukanie klienta przy niższym poziomie ceny. Na tym korzysta klient, który dostaje towar po niższej cenie. I firma, która zwalnia przestrzeń magazynową na inne towary, o potencjalnie większej atrakcyjności dla klienta, co może przynieść wyższe marże – kwituje.