Historie ze spółdzielni mieszkaniowych mrożą krew w żyłach. Ochroniarze, tajniacy, prezesi w wieżach z kości słoniowej

Mariusz Janik
Samowola prezesów, nieodpowiadanie na wnioski, obciążanie lokatorów opłatami, z którymi nie zgadza się większość spółdzielców, wykorzystywanie środków finansowych do własnych celów – to skrótowa liczba zarzutów wobec zarządów spółdzielni mieszkaniowych, które latami rozpalały wspólnoty mieszkaniowe w Polsce. Z publikacji „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że nie zmieniło się nic – jest nawet gorzej.
Nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nie zabezpieczyła interesów spółdzielców. W wielu wspólnotach wciąż panują stosunki z serialu "Alternatywy 4" rodem. Fot. YouTube / PrntScr
Rok temu znowelizowano ustawę o spółdzielniach mieszkaniowych, co miało położyć kres patologiom. Okazało się, że jest wprost przeciwnie. – Na walnym zgromadzeniu spółdzielni „Stokłosy” mogą się pojawić ochroniarze z ostrą bronią i „tajniacy”. Mają czuwać nad bezpieczeństwem zgromadzenia i „tonować przejawy słownej agresji” – pisał, cytowany przez DGP, portal Harol Ursynów. – Tak wynika z oferty ochroniarskiej, która wyciekła ze spółdzielni. Lokatorzy są oburzeni – dorzucało lokalne medium.

Na warszawskim Bródnie walne zgromadzenie członków zorganizowano w budynku odległym o prawie 10 km od osiedli, w których mieszkają ludzie – co część potencjalnych uczestników zniechęciło. Bywa że od osób niezainteresowanych uczestniczeniem zbiera się oświadczenia o możliwości udziału „pełnomocnika” – więc na zebraniach pojawiają się pracownicy administracji spółdzielni lub Ukraińcy głosujący pod dyktando władz spółdzielni.


To przykłady skrajne, ale nieprawidłowości są powszechne. Uchwały niezgodne z ustawą, brak ograniczeń dotyczących pobieranych od członków opłat, opłaty zniesione ustawą zastąpiły z dnia na dzień składki na „klub seniora”, „kółka plastyczne”, „działalność kulturalną”, „koło sympatyków polowań”. Na to nakładają się błędy legislacyjne w nowelizacji. Spory trafiają do sądu – a to jest tylko na rękę władzom spółdzielni, gdyż postępowania wleką się latami, tymczasem realnie nic nie można zmienić.

– Gdy widzimy łatwość, z jaką obchodzone są niektóre przepisy nowelizacji, można już mówić o pewnej naiwności ustawodawcy – podsumowuje ekspert, mecenas Łukasz Ozga.