Popierała zakaz handlu, teraz żałuje. Straci milion złotych
Jeszcze rok temu Elżbieta Czacharowska, właścicielka trzech sklepów spożywczych w Ostródzie, była zwolenniczką zakazu handlu w niedziele. Proponowane wówczas przepisy wydawały się skutecznym narzędziem do ograniczenia rynkowej dominacji potężnych zagranicznych sieci handlowych. W praktyce zakaz okazał się bronią obosieczną: trzy sklepy spod szyldu „U Czacharowskiej” dotknął równie boleśnie, a uwzględniając skalę – może nawet boleśniej, jak gigantów. Businesswoman z Ostródy postanowiła zatem napisać list z protestem do najważniejszych osób w państwie.
Sklepy otwarte w niedzielę
Chcąc nie chcąc, autorka listu znalazła się w pułapce: ma trzy sklepy, sama nie stanie za ladą we wszystkich. – Denerwujący jest fakt otwarcia wszystkich Żabek od początku obowiązywania ustawy. Im wolno, a my co, z innej gliny ulepieni? – dopytuje retorycznie. Odkąd zaczął obowiązywać zakaz, dostała już dwa mandaty po 1000 złotych, docelowo szacuje, że obrót w jej sklepach spadnie w skali całego roku o 1 milion złotych.
– Proponuję zwolnić polskie sklepy wykonujące 10 mln zł rocznie obrotuz obowiązujących zakazów, ponieważ lecimy w dół – postuluje. – Szanowna władzo, bez polskiego kupca i chłopa nie da się budować Wolnej Polski – naciska. Sieci takie Żabka, której Czacharowska najwyraźniej chciałaby utrzeć nosa, tylko zyskują na bieżącej formule ustawy. – Jakie to placówki pocztowe? – podkreśla. – Ja mam tutaj prawdziwą placówkę pocztową! Od kilkunastu lat listonosz zostawia u mnie paczki, a mieszkający w pobliżu klienci odbierają je w sklepie, kiedy znajdą na to czas. I robię to za darmo! – oburza się.
– Mam nadzieję, że (Morawiecki i Kuchciński – przyp. red.) wysłuchają moich argumentów i że ustawa zostanie zmieniona – powiedziała Wiadomościom Handlowym Czacharowska. – Byłam zwolenniczką zakazu handlu w niedziele, ale forma, w jakiej został wprowadzony, jest nie do zaakceptowania dla polskich handlowców – ucina.