"Dość!" – mówi budżetówka. Szykuje się gigantyczny strajk i paraliż kraju
Bywa, że strażak po pracy musi iść do zasiłek do opieki społecznej – mówi przedstawiciel tej służby. Wraz ze strażą graniczną, nauczycielami i policjantami, a nawet sanepidem przygotowują się do strajku, który może sparaliżować cały kraj. Budżetówka dała rządowi ultimatum. Premier ma czas do jutra.
Rząd zapowiedział zamrożenie płac budżetówki w 2019 roku. Przedstawiciele tej strefy domagają się ich odmrożenia i podwyżek o 12 proc. Okazuje się, że płace wielu pracowników nie są waloryzowane nawet od 13 lat. Przez ten czas zżera je inflacja. W sektorze budżetowym pracuje co piąty pracownik w Polsce.
Przygotowania do strajku trwają w liczącym 800 tysięcy ludzi Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych. Przedstawiciele związków podkreślają, że ich postulat podniesienia pensji o 12 proc. to de facto nie podwyżka, lecz waloryzacja – po prostu o tyle skurczyły się ich pensje wskutek inflacji.
Chcą też powiązania płac ze wzrostem PKB i podniesienia minimalnego wynagrodzenia do wysokości 50 proc. średniej płacy (obecnie to 47 proc.).
– Zdarza się, że strażak po pracy idzie do pomocy społecznej – mówi Gazecie Wyborczej Krzysztof Jędrachowicz ze Związku Zawodowego Strażaków "Florian". W tej i innych służbach [b]dominuje selekcja negatywna – najlepsi odchodzą z zawodu a na ich miejsce przychodzą ci, którzy nie poradzili sobie gdzie indziej i szukają jakiejkolwiek pracy.
Do strajku szykują się też strażnicy graniczni, nauczyciele i inne sektory budżetówki. W rząd już uderzyli policjanci – zapowiedzieli, że zamiast wystawiać mandaty, będą udzielać pouczeń.