Chcą kontroli w urzędach Ministerstwa Rolnictwa. "Oni myślą, że polski rolnik jest idiotą"
Michał Kołodziejczak, prezes Stowarzyszenia Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw, zapowiada, że na PiS już nie zagłosuje. Na ostatnim spotkaniu z ministrem rolnictwa też się nie pojawił, bo nie czuje się poważnie traktowany przez państwo. – Myślą tam, że polski rolnik jest idiotą, który nie widzi, że ktoś chce go oszukać – kwituje swoją decyzję.
– Mamy trzeci bardzo ciężki rok z rzędu. Składa się na to jednak nie tylko susza, ale też spekulacja oraz brak dostępu do rynku czy do pośredników, którzy handlują z marketami. W obliczu tych czynników rolnik, który nie był w stanie zaoszczędzić w poprzednich latach, czuje, że tegoroczna susza może go dobić – tłumaczy.
– Bez pomocy państwa taki rolnik sobie niestety nie poradzi. I nie chodzi tu o to, by państwo go dotowało. Chodzi o to, że skoro reguluje rynek produktów rolnych, to niech stworzy takie warunki, które umożliwią drobnym gospodarstwom przetrwanie – wyjaśnia Kołodziejczak.
Ceny skupu są dużo niższe
Rolnicy nie są w stanie sprzedać towaru, a jak już uda im się to zrobić, to za niskie kwoty. Gdy ceny za kilogram ziemniaków w sklepie sięgały 2,50 zł, oni na skupie dostawali zaledwie 20 groszy.
Dodatkowo rynek polski zalewają zagraniczne produkty. Zdaniem Kołodziejczaka jedną z przyczyn jest to, że polskie MSZ dofinansowuje Ukraińców w produkcji malin i ma w planach zrobić to samo z ich serami. Tymczasem Kołodziejczak twierdzi, że taka dotacja przydałaby się również polskim rolnikom. Bez finansowego wsparcia zagraniczni konkurenci wypierają ich z rodzimego rynku.
Kołodziejczak skarży się również na rządową politykę eksportu, w efekcie której doszło m. in. do nałożenia rosyjskiego embargo. Apeluje do władz, że partnerstwo biznesowe z Rosją, to nie to samo, co rusyfikacja.
– Są stałe interesy. Nie chcemy śpiewać rosyjskich pieśni patriotycznych, my patrzymy na tych ludzi jako dawnych partnerów biznesowych. A teraz państwo nawet z nimi nie rozmawia – żali się.
Rząd wyplenia chorobę nie tam gdzie trzeba
Ogromnym problemem jest także afrykański pomór świń (ASF), który doprowadza do prewencyjnego wybijania całych zdrowych hodowli. Prezes stowarzyszenia tłumaczy, że to nie świnie roznoszą chorobę, a dziki. To te ostatnie należałoby zatem wybijać.
– Co z tego, że (rolnik - przyp.red.) dostanie odszkodowanie, jeśli przez jakiś czas potem nie może hodować świń i traci płynność finansową? A minister mówi, żeby sobie gęsi hodował. Rolnika zwykle nie stać na to, by wyspecjalizowane gospodarstwo ot tak przebranżowić. Ludzie są zastraszeni – twierdzi.
Czego zatem według Kołodziejczaka żądają polscy rolnicy? Po pierwsze, audytu finansowego w urzędach podległych Ministerstwu Rolnictwa. Po drugie, kontroli i badań produktów spożywczych, które sprowadzane są zza granicy. Po trzecie, znakowania polskich produktów w sklepach. Po czwarte, prywatyzacji nierentownych państwowych zakładów spożywczych i oddanie ich w ręce rolników. I po piąte, walki z ASF, czyli wybicia chorych dzików, zachowania zdrowych hodowli i wymianę weterynarza krajowego.