Pracują w Londynie, a i tak muszą żebrać o jedzenie. „Z kakofonii języków wyłania się polski”

Adam Sieńko
W ciągu dnia pracują, po południu ustawiają się w kolejce po darmowe jedzenie serwowane przez organizację charytatywną. W Londynie przybywa osób, które z wypłaty nie są w stanie pokryć nie tylko zakwaterowania, ale nawet zapłacić za jedzenie. Wśród nich znajduje się również wielu polskich emigrantów.
W Londynie przybywa osób, które z wypłaty nie są w stanie pokryć nie tylko zakwaterowania, ale nawet zapłacić za jedzenie Dominik Sadowski/Agencja Gazeta
– Nie mam za dużo jedzenia, więc muszę skądś je zdobywać – opowiada Bloombergowi 41-letni Sean Gibson. Mężczyzna pracuje na co dzień, o ironio, w firmie dostarczającej jedzenie. Opowiada, że maksymalnie wyciąga 960 funtów co sześć tygodni. Tymczasem połowa czynszów w mieście oscyluje w granicach 600 funtów miesięcznie.

Gibson i wielu innych londyńczyków ustawia się codziennie w kolejce po jedzenie od organizacji Friends of Essex & London Homeless.

Kobiety i mężczyźni w różnym wieku i różnego pochodzenia, z kakofonii różnych języków wyłania się angielski i polski. Niektórzy ubrani elegancko, mają na sobie koszule i spodnie, inni są w dżinsach i czapkach z daszkiem – opisuje ich Bloomberg.


Podczas gdy brytyjscy politycy są zajęci brexitem, problem bezdomności w Londynie narasta. Liczba osób śpiących w nocnych autobusach wzrosła od zimy 2012/2013 do zimy 2015/2016 ponad dwukrotnie. Jednocześnie badania organizacji o nazwie Shelter pokazują, że ponad połowa bezdomnych rodzin ma pracę. Ich liczba wzrosła od 2013 roku o 73 proc.

Problem „ubogich pracujących” nie ogranicza się oczywiście tylko do stolicy Wielkiej Brytanii. Zjawisko to jest bardzo widoczne np. w San Francisco, gdzie wynajem kawalerki to koszt 3100 dolarów (ok. 12 tys. zł) – o 350 proc. więcej niż wynosi średnia dla USA. O ekonomicznych niewolnikach pisaliśmy również w kontekście Polski.