Nie chcą, byś kupował drogie leki. Powiedzą ci, jak je zrobić w kuchni

Konrad Bagiński
Koncerny farmaceutyczne ich nienawidzą. Hakerzy leków pokazują ludziom, jak samemu, niskim kosztem, można wyprodukować leki, za które w aptece trzeba zapłacić fortunę. Dlaczego nie siedzą w więzieniu? Bo nie łamią prawa, a za swoje leki nie chcą ani grosza.
Michael Laufer ze swoim wynalazkiem. Ta strzykawka z epinefryną kosztuje 30 dolarów. Oryginalna jest 10 razy droższa Twitter.com/4thievesvinegar
Stara przypowieść głosi, że w dawnych czasach, gdy zarazki dżumy dokonywały hekatomby wśród mieszkańców Europy, straż w Marsylii złapała 4 złodziei. Okradali zwłoki i domy chorych. Ale nie chorowali. Obiecano im, że w zamian za wyjawienie tajemnicy zdrowia, zostaną oszczędzeni.

Okazało się, że używali octu z mieszaniną kilku ziół. Od tej pory używano „octu czterech złodziei” jak remedium na wszystkie choroby i zakażenia. Z jakim skutkiem? Pewnie różnym.

Dziś ocet czterech złodziei trafił do kuchni jako fajna przyprawa. Nazwała się tak też grupa amerykańskich farmaceutycznych anarchistów, którzy sami produkują i rozdają chorym leki. I przyznają się do tego, że okradają koncerny farmaceutyczne, bo te z kolei - ich zdaniem - okradają ludzi.


O tym, że leki potrafią być piekielnie drogie, wiemy wszyscy. Nawet w teoretycznie bogatych Stanach jest to poważny problem. Koronnym argumentem podawanym przez hakerów leków jest to, że wielu pacjentów po prostu na nie nie stać.

Na przykład na Daraprim. Lek stosowany m.in. w leczeniu toksoplazmozy u osób z osłabionym systemem odpornościowym – chorych na AIDS czy osób po chemioterapii. Daraprim jest znany od kilkudziesięciu lat. Niedawno prawa do jego produkcji kupił spekulant Martin Shkreli i podniósł cenę z 13,5 dolara do 750 dolarów za jedną pigułkę. Wcześniej zrobił to samo z innymi lekami.

Dziś Skreli siedzi w więzieniu za przekręty finansowe, ale Daraprim ciągle kosztuje majątek.
Chociaż nie powinien, bo niedługo po podwyżce australijscy studenci odtworzyli lek za cenę 2 dolarów za pigułkę. Four Thieves robią dokładnie to samo. Michael Laufer z tego hakerskiego kolektywu jeździ po konferencjach i rozdaje pacjentom tysiące darmowych próbek leków. Wręcz rzuca je widowni. Pigułka ich produkcji kosztuje jedynie 25 centów.
Twitter.com

Tak samo Four Thieves robią z epinefryną. To substancja, która ratuje życie ludziom, podczas wstrząsu anafilaktycznego. Chorzy powinni mieć przy sobie specjalną jednorazową strzykawkę z lekiem. Kosztuje kilkaset dolarów, ale farmakologicznym hakerom udało się wyprodukować podobne urządzenie za 30 dolarów, zaś wkłady z epinefryną kosztują po 3 dolary za sztukę.

Four Thieves nie trzymają wiedzy na temat hakowania produkcji leków dla siebie, publikują w internecie instrukcje, jak je zrobić. Udało im się opracować urządzenia, kosztujące kilkadziesiąt dolarów, które jakoś zastępują laboratoria koncernów farmaceutycznych. Obecnie mają sposoby na wyprodukowanie 5 ważnych i drogich leków.

Laufer nie ma formalnego wykształcenia medycznego i wcale tego nie ukrywa. Jego wykształcenie sprawia za to, że facet umie zaprojektować bombę atomową. Ale nie przeszkadza mu to w robieniu leków.

Kiedy kolektyw brał się za produkcję leku dla ludzi uzależnionych od narkotyków, natrafił na poważny problem. Jego składniki są też tzw. prekursorami do produkcji narkotyków i dostęp do nich jest silnie reglamentowany. Hakerzy wyizolowali je więc… z narkotyków, do których dostęp był paradoksalnie łatwiejszy.

Przemysł farmaceutyczny w USA wart jest prawie 450 miliardów dolarów. Laufer i jego koledzy są niewygodni dla wielu osób – producentów, naukowców. Działają zgodnie z prawem, ale niedługo zirytują do reszty władze przynajmniej jednego stanu. W Kentucky prawdopodobnie wejdzie w życie całkowity zakaz aborcji, więc Four Thieves Vinegar próbują odtworzyć tzw. pigułkę „dzień po”, by rozdawać ją w tym stanie.

Kradzież własności intelektualnej
Laufer i jego koledzy doskonale wiedzą, że działają na granicy prawa i często ją przekraczają.

– Ludzie broniący prawa własności intelektualnej twierdzą, że to jest kradzież. Ale jeśli zaakceptujesz ten tok myślenia, to odmówienie komuś leku ratującego życie jest morderstwem. Z moralnego punktu widzenia wybieramy więc kradzież, by zapobiec morderstwu – twierdzi Laufer, cytowany przez Vice.com.

– Tak, zachęcamy ludzi do łamania prawa. Jeśli jesteś śmiertelnie chory i zostajesz pozbawiony lekarstwa, które może cię uratować, czy wolisz złamać prawo i żyć, czy też być dobrym obywatelem i trupem? – pyta retorycznie.

Świat farmacji nienawidzi Four Thieves Vinegar. Wiele osób twierdzi, że łatwo mogą się pomylić, że ich leki nie spełniają standardów i że mogą być groźne. I jest to argument szalenie uzasadniony. Jednak na razie nic takiego się nie stało, hakerzy działają od dekady, a ich patenty okazały się skuteczne. Dochodziło nawet do sytuacji, gdy Federalna Agencja Leków przestrzegała przed lekami produkowanymi domowymi sposobami, ale tydzień później wycofywała z rynku identyczne środki wypuszczane przez koncerny farmaceutyczne.

Złoty środek
Wydaje się, że rozwiązaniem problemu „domowej” produkcji leków może być wytwarzanie ich w szpitalach, w kontrolowanych warunkach. Taki sposób proponują np. naukowcy z MIT, łącząc niską cenę ze standardami bezpieczeństwa. Inni przypominają, że produkcją leków mogliby się też zająć farmaceuci, zbyt często redukowani do roli sprzedawcy gotowych leków.

W obliczu rosnących cen leków i niedoborów, wiele szpitali zaczęło produkować własne leki na miejscu, aby obniżyć koszty. Różnica polega jednak na tym, że szpitale te często mają dostęp do wyrafinowanych laboratoriów i wyszkolonego personelu medycznego, co znacznie obniża ryzyko, że coś pójdzie nie tak.