Upomnienie dla urzędu. Skandal, bo napisali list bardziej "po ludzku” i ktoś go zrozumiał

Mariusz Janik
Zrozumiały język, zaufanie między instytucją a podatnikiem, zasada przekonywania – teoretycznie decyzje organów państwa powinny być formułowane w sposób jednoznaczny i zrozumiały nawet dla dziecka. W praktyce pisma, jakie trafiają do petentów czy podatników są zbudowane na prawniczym żargonie, którego czytelnicy niemal nie rozumieją.
Urzędnicy skarbowi bywają napominani, jeśli próbują pisać do adresatów prostszym językiem. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Zaczęło się od kontroli w pewnym urzędzie skarbowym. Prowadząca postępowanie kontrolne Izba Administracji Skarbowej była najwyraźniej tak zdegustowana odkrytymi nieprawidłowościami, że pokontrolne napomnienia rozesłała do wszystkich urzędów skarbowych w województwie.

Błędy wykryte w urzędowych pismach „Gazeta Prawna” sprowadziła do dwóch najważniejszych punktów: pierwszy to użycie pierwszej osoby liczby mnogiej w odniesieniu do organu o nazwie „naczelnik urzędu skarbowego” (bo jak naczelnik może pisać „stwierdziliśmy”?). Drugi błąd jest jeszcze bardziej zaskakujący.


Przepisy sztywno określają, jakie informacje mają się pojawić w decyzji podatkowej, m.in. oznaczenie organu podatkowego, data wydania, oznaczenie strony itd. W pismach skontrolowanego urzędu pojawiały się wszystkie wymienione dane – tyle że w nieco innej kolejności niż zostały wymienione w przepisie.

Skomplikowany urzędniczy żargon
– Należy odróżnić dwie kategorie czytelników: są bowiem prawnicy i profesjonaliści, którzy nie mają problemów z czytaniem korespondencji urzędowej oraz osoby, które nie znają technicznego języka, bo i nie muszą go znać. Takim osobom trudno przebrnąć przez pismo napisane urzędniczym językiem – mówi nam radca prawny Przemysław Antas.
Część podatników musi zanieść korespondencję ze skarbówką do eksperta, żeby zorientować się, czy dostali wezwanie czy już decyzję.Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Urzędnicy muszą jednak pamiętać, że w postępowaniach administracyjnych istnieje zasada przekonywania. Zobowiązuje ona urzędników do wyjaśniania stronom postępowania zasadności przesłanek, którymi się kierują. – Z pewnością ta zasada jest lepiej realizowana jeżeli pisma łatwo się czyta i są one zrozumiałe dla „zwykłych śmiertelników” – podkreśla nasz rozmówca.

Językoznawcy i specjaliści od dawna narzekają na „sformalizowany język urzędniczy z mocnymi naleciałościami języka prawniczego” i ewentualnymi dodatkowymi elementami „brukselskiej nowomowy” – jak określał to jeden z nich, dr Michał Rudy z Uniwersytetu SWPS.

Z kolei badacze z Uniwersytetu Wrocławskiego, dr Grzegorz Zarzeczny i dr Tomasz Piekot, przeanalizowali zawartość stron internetowych urzędów – i doszli do identycznych wniosków. Treści na witrynach zostały napisane językiem zrozumiałym (teoretycznie) dla absolwentów studiów magisterskich. Zdania są długie (rekordowe to 100 słów!), wielokrotnie złożone. I nie są dostosowane do urządzeń mobilnych.

Tłumaczenie z urzędowego na polski
– Nierzadko zdarza się, że strony nie rozumieją do końca jakie jest stanowisko urzędu – mówi nam Antas. – Nie spotkałem się z sytuacją żeby dana osoba nie wykonała prawidłowo jakiegoś obowiązku z powodu braku zrozumienia urzędniczego języka, ale też nic dziwnego, skoro adresaci korespondencji przychodzą do prawnika, by dowiedzieć się m. in. o co chodzi urzędowi – dodaje.

– Dużo częściej spotykam się za to z sytuacjami, w których adresaci urzędniczej korespondencji czują się traktowani przedmiotowo właśnie z uwagi na język, jakim jest napisane pismo – kwituje ekspert. Według niego sprzyja to więc antagonizowaniu obywateli względem administracji publicznej.

Przykładowo, badania Banku Światowego pokazują, że wezwania do zapłaty są znacznie skuteczniejsze, jeśli napisane są prostym, zrozumiałym językiem, zamiast tradycyjnej urzędniczej nowomowy. W raporcie BŚ i polskiego resortu finansów z 2017 r. oszacowano, że bezpośredni i zrozumiały list w sprawie zaległych podatków podniósłby ściągalność zaległych danin o 20 proc.

Potwierdza to zresztą eksperyment Izb Skarbowych z Zielonej Góry i Poznania, gdzie podatnikom zalegającym z podatkami PIT za 2014 r. przypomniano o zobowiązaniach za pomocą dwóch pism (trzecia grupa nie dostała żadnego pisma): standardowego upomnienia oraz „prośby o zapłacenie podatku”.
Gdyby pisma urzędowe były pisane prostszym językiem ściągalność podatków mogłaby wzrosnąć nawet o 20 proc.Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
W tym drugim wariancie uproszczono tekst, nieco wysubtelniono nakazowy język dokumentu, usunięto część tabelek i informacji o podstawach prawnych. Ściągalność podatku w grupie, która dostała drugi dokument, wzrosła o 169 zł na osobę w porównaniu do trzeciej grupy i o 225 zł (!) w porównaniu z grupą, która otrzymała wezwanie zwyczajowe.

Lekcje z czytania pism urzędowych
Profesor Jerzy Bralczyk, jeden z autorytetów w dziedzinie językoznawstwa, jest zdania, że ruch nie jest wyłącznie po stronie urzędów. – Powinniśmy już w szkole zaczynać się uczyć, jak budowane są teksty urzędowe i prawnicze – przekonuje w rozmowie z INN:Poland. – Działania powinny być zatem obustronne i nie ograniczać się do zmian w pismach urzędowych – dodaje.

Łatwo bowiem powiedzieć, że pisma z urzędów powinny być bardziej przyswajalną lekturą. – Czasami materia sprawy jest tak skomplikowana, że każde uproszczenie byłoby nadmierne – podkreśla prof. Bralczyk. I proponuje kompromis. – Tekst mógłby być w dwóch warstwach: tej ogólnej, która wprost wykłada istotę rzeczy czy decyzję, oraz tej adresowanej do osób, które chcą wniknąć w przepisy – ucina.

– Z moich obserwacji wynika, że w krajach anglosaskich czy tzw. Beneluksu, administracja bardziej przejmuje się tym, aby język był zrozumiały – podkreśla Antas. – W Europie Środkowej raczej mamy do czynienia z bardziej skomplikowaną formą komunikacji. W Niemczech, Czechach czy na Słowacji decyzje formą są zbliżone do naszych – dodaje.

Według niego, to do jakiegoś stopnia pokłosie pewnej kultury i tradycji stosowania prawa przez administrację w tej części Europy. Takiej, którą znamy choćby z literatury i przekazów historycznych drugiej połowy XIX i pierwszej połowy XX wieku – kwituje prawnik. Jeżeli tak, to zmiana stylu i przyzwyczajeń urzędników mogłaby być prawdziwą cywilizacyjną rewolucją.