Związkowcy z Biedronki wykopują topór wojenny, straszą nawet strajkiem
Skrócenie godzin pracy w soboty, brak odpowiedniej ochrony, przeciążenie pracowników obowiązkami, brak nowego regulaminu pracy i niesprawiedliwy system premiowy – to zarzuty, jakie NSZZ Solidarność z należącej do Jeronimo Martins Polska sieci stawiają swoim pracodawcom. W środę związkowcy poinformowali o rozpoczęciu sporu zbiorowego.
Godziny pracy to najczytelniejszy dla osób spoza sieci postulat związkowców. Praca w sklepach kończy się dobrą godzinę, jeśli nie więcej, po zamknięciu sklepu dla klientów. W mniejszych miejscowościach pracownicy mają problemy z dojazdem do pobliskich rodzinnych miejscowości. Bywa niebezpiecznie.
Strajk generalny w Biedronce
Ale to nie jedyne zarzuty związkowców wobec sieci. – Poziom zatrudnienia na poszczególnych sklepach jest taki sam lub mniejszy niż np. 10 lat temu. Tymczasem w tym okresie znacząco wzrósł asortyment. (...) Klienci też widzą, jak pracownicy biegają po sklepie, wykładają towar, wypiekają pieczywo, a w międzyczasie obsługują klientów na kasie, gdy zrobi się kolejka – przekonuje Adamczak.
Do tego należy dorzucić postulaty związane z regulaminem wynagradzania, nowym regulaminem pracy i zmianą – niesprawiedliwego zdaniem związków – systemu premiowego. – Koniec końców to, czy pracownik dostanie premię, zależy od arbitralnej decyzji przełożonych. W praktyce wygląda to tak, że z jednej strony Biedronka chwali się w mediach podwyżkami wynagrodzeń, a z drugiej pozbawia pracowników premii – kwituje związkowiec.
Przypomina też, że jeżeli firma nie dojdzie ze związkowcami do porozumienia, do gry będzie musiał wejść mediator wyznaczony przez ministerstwo pracy. – Jeśli i mediacje zakończą się fiaskiem, w firmie może dojść nawet do strajku generalnego – zapowiada Adamczak. I nie jest to scenariusz nierealny: część postulatów została sformułowana już na początku roku – i od tamtej pory najwyraźniej niewiele się zmieniło.
Stanowisko firmy Jeronimo Martins Polska
Formalnie informacja o rozpoczęciu sporu zbiorowego została wysłana do firmy we wtorek, ale jeszcze wczoraj JMP informował, że „nie wpłynęło żadne oficjalne pismo w tej sprawie”. – Wydłużenie godzin otwarcia sklepów nie skutkowało wydłużeniem indywidualnego czasu pracy pracowników – kontrował jednak kierownik ds. komunikacji korporacyjnej Arkadiusz Mierzwa.
– Wszystkie nasze sklepy są objęte systemem ochrony stałej lub mobilnej – podkreślał też przedstawiciel JMP. Przypomniał, że w połowie bieżącego roku w firmie miało pracować w firmie 66 tys. osób, o 5 tysięcy więcej niż rok wcześniej (inna sprawa, dodajmy, że Biedronek też przybywa – zgodnie z planami firmy tylko w 2017 r. miało powstać 100 nowych sklepów).