Ekspert niszczy reformę Morawieckiego. I 40 lat pracy nie wystarczy na więcej niż głodowa emerytura

Mariusz Janik
Już w listopadzie Sejm miałby przegłosować ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych, co oznacza, że program ten mógłby zostać uruchomiony w połowie przyszłego roku. I choć finansiści uważają sam model za „bezpieczniejszy” od OFE, to ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju, Aleksander Łaszek, nie ma wątpliwości, że wiele na PPK nie zyskamy.
Premier Mateusz Morawiecki przekonuje, że Pracownicze Plany Kapitałowe to fundament reformy systemu emerytalnego. Ekspert raczej bagatelizuje znaczenie PPK. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
- Stworzenie PPK nie rozwiąże problemów spowodowanych obniżeniem wieku emerytalnego kobiet oraz polityką powodującą ograniczenie ich aktywności zawodowej – podsumowuje Łaszek w opublikowanej właśnie analizie.

– Nawet odprowadzając składkę do PPK, gorzej wykwalifikowane i słabiej zarabiające kobiety nie będą w stanie przez około 40 lat aktywności zawodowej uzbierać dość składek na więcej niż głodową emeryturę przez ponad 20 lat jej dalszego pobierania – uzupełnia. – Co więcej, ponieważ odprowadzone do ZUS składki nie wystarczą do uzyskania emerytury minimalnej, świadczenie będzie dofinansowywane z podatków płaconych przez pracujących – kwituje.


Środki z PPK będą oliwić polityczne projekty
Innymi słowy, ekspert jasno podkreśla, że PPK to żadna reforma – raczej dodatkowy system oszczędzania. Może i korzystny dla gospodarki ze względu na skłonienie Polaków do oszczędzania, ale nie rozwiązujący problemów przyszłych emerytów.

Automatycznie zostaniemy wpisani do mechanizmu oszczędzania, który może pozytywnie wpłynąć na rynek kapitałowy i finansowanie przedsiębiorstw. Jednocześnie jednak pojawia się też ryzyko, że środki z PPK będą oliwić – niekoniecznie intratne i dobrze pomyślane – polityczne projekty gospodarcze. – Skala problemu będzie zależała od puli środków, które trafią do państwowego TFI, będącego częścią PFR – pisze ekspert.

Promowanie przez państwo wybranych form oszczędzania wiąże się z ryzykiem, że oferowane zachęty zamiast przyczynić się do wzrostu oszczędności zmienią tylko ich strukturę – ludzie zamiast zwiększyć swoje oszczędności po prostu w większym stopniu będą lokować je we wspierane instrumenty, kosztem innych form oszczędzania – podkreśla Łaszek.