Nie ma matury, a dobrą pracę znalazła bez trudu. 19-letnia Polka o szkole: "W tej formie to relikt"

Adam Sieńko
Weronika Zimna zrezygnowała z chodzenia do liceum i postanowiła, że do dorosłego życia przygotuje się sama. Zamknęła się w czterech ścianach, wzięła książki, a do szkoły wpadała tylko okazjonalnie. Dzisiaj młoda Polka pracuje w poznańskim design studio, a w wolnym czasie pisze artykuły dla prestiżowych magazynów i prowadzi fundację.
Weronika Zimna zrezygnowała z chodzenia do liceum i postanowiła, że do dorosłego życia przygotuje się sama mat. pras.
Weronika Zimna to nietuzinkowa postać. W wieku 19 lat wydaje się być bardziej dojrzałą osobą niż niejeden 30-parolatek. Nastolatka już w połowie gimnazjum zaczęła zastanawiać się nad sensem edukacji w tradycyjnej szkole.

– Szkolnictwo w obecnej formie jest reliktem z czasów industrializacji. Szkoły “produkowały” ludzi, którzy umieli czytać, pisać, liczyć i spełniać polecenia mądrzejszych od nich, byli więc oni idealnymi pracownikami. Tak naprawdę niewiele się od wtedy zmieniło. To nie jest zachęcająca wizja – opowiada w rozmowie z INNPoland.pl.

Nauka w demokratycznej szkole
Zamiast do tradycyjnego liceum, Polka zdecydowała się więc pójść do „szkoły demokratycznej”. Takiej, w której nie ma testów, zadań domowych, podziału na grupy wiekowe, zamiast nauczycieli mentorzy, a zamiast niekończącego się teoretyzowania - nauka poprzez praktykę.
Zimno Tutaj
Ta szkoła, choć nietypowa, również nie do końca jej jednak pasowała. Na dwa lata przed maturą dziewczyna stwierdziła, że bezsensowne jest samo przychodzenie do liceum. Obłożyła się więc książkami i zaczęła edukację na własną rękę.


– W pewnym momencie uznałam, że wykorzystałam już szkołę do cna. Wtedy zdecydowałam się na kontakt z systemem szkolnictwa raz w roku - podczas egzaminów klasyfikacyjnych. Świadectwo przychodziło do mnie pocztą – opowiada.

Na rynek pracy bez matury
Efekt? Świadectwo z czerwonym paskiem na koniec klasy maturalnej. Tyle Weronice wystarczyło, bo uznała, że do matury podchodzić nie zamierza.

– Wychodzę z założenia, że jeżeli pracodawca patrzyłby na mnie przez pryzmat tytułu, a nie osobowości i umiejętności, to nie chciałabym dla niego pracować. Nie chcę być dla kogoś tylko tytułem – tłumaczy.

Praca nad własnym rozwojem szybko zaczęła przynosić profity. Poza wiedzą i umiejętnościami zdobytymi na wolontariatach, pracą dla fundacji "Mamy Głos" i lekturą książek, Zimna prowadziła również własnego bloga ("Zimno tutaj") i kanał na YouTubie. Dzięki temu zdobyła doświadczenie i wypromowała swoje nazwisko, co zaowocowało zleceniami na teksty ze strony takich tytułów jak Vogue, Przekrój, Digital Youth i Gazeta Wyborcza.

– W tej chwili pracuję jako project i office managerka w Toniku, design studiu z Poznania. Jednocześnie piszę teksty, tłumaczę z angielskiego, tworzę strony internetowe, bloguję, działam wolontariacko i staram się zmienić świat jako członkini zarządu Fundacji MamyGłos. – dorzuca i dodaje, że jej CV bywa "trochę fenomenem".

– Na rozmowie kwalifikacyjnej jestem jednak w stanie pokazać, że pomimo braku tytułu rzeczywiście nabyłam umiejętności, o których opowiadałam – dodaje.

"Studia? Oderwane od rzeczywistości"
Do szkoły wracać na razie nie zamierza. Twierdzi również, że póki co nie planuje iść na studia. – Są często oderwane od rzeczywistości, ograniczające i bazują na informacjach sprzed kilku lat. Żyjemy w czasach, w których większość z nas ma dostęp do internetu, a on daje naprawdę niesamowite możliwości rozwoju. Od kursów przez materiały po społeczności i, przede wszystkim, ludzi - ludzi, od których można się uczyć – mówi Weronika.

– Przykład? W każdej chwili mogę napisać do osoby, która jest światowym autorytetem w swojej dziedzinie. Od jej wiedzy dzieli mnie jeden e-mail, jedna relacja do nawiązania, a nie cztery lata zaliczeń. Tego szkoła już nie uczy. I to musi się zmienić – przekonuje.

Z podobnego argumentu swego czasu wyszedł zresztą także Mariusz Łukomski, właściciel "Palta". Młody biznesmen zamiast zajęć na uczelni wybrał rozwijanie własnej firmy i już w wieku 26 lat wykreował markę odzieżową, z której logiem na bluzach chodzą ludzie w wielu krajach Europy.
mat. pras.
"To nie droga dla wszystkich"
Nastolatka rozprawia się również z popularnym argumentem, mówiącym, że szkoła to miejsce służące m.in. socjalizacji.

– Szkoła to dość sztuczne środowisko. Tak naprawdę j nie istnieje żadne inne miejsce, w którym grupa ludzi w dokładnie tym samym wieku uczy się dokładnie tego samego w dokładnie tym samym momencie, a relacje są mocno ograniczone próbą nadążenia za materiałem i nadrobieniem zadań domowych. Oczywiście między uczniami nawiązują się też czasem głębsze więzi, ale te można przecież nawiązywać wszędzie – dowodzi.

Weronika opowiada, że często spotyka się z brakiem zrozumienia i krytyką ścieżki życiowej, którą obrała. Zastrzega, że nie krytykuje osób, które siedzą w szkole, bo „system można hakować i dużo z niego wyciągnąć".

Tyle, że wymaga to też m.in. zdawania bezsensownych, oderwanych od rzeczywistości testów, wkuwania zamiast nabywania nowych umiejętności i funkcjonowania w miejscu, w którym najczęściej nie ma się realnego prawa głosu. Szkolnictwo, jej zdaniem, potrzebuje zmian u samych jego podstaw.

– To raczej nie jest droga dla wszystkich, na pewno wymaga ona sporo samozaparcia. Podążanie za schematem gimnazjum-liceum-studia-praca jest dużo prostsze. Ta kalka w pewnym sensie zwalnia nas z odpowiedzialności i myślenia, bo jest wszechobecna, powszechnie akceptowana i szanowana – podsumowuje.