Morawiecki zadarł z imperium. To jedyna państwowa firma, która potrafi prowadzić wojenki z rządem

Mariusz Janik
Dzisiejsza poranna prasówka niejednego czytelnika mogła wprawić w osłupienie. „PiS idzie drogą PO” – uderzyła na alarm „Gazeta Polska Codziennie”, informując, że plan premiera Mateusza Morawieckiego, by pompować Fundusz Dróg Samorządowych pieniędzmi Lasów Państwowych pieniędzmi Lasów Państwowych, „wywołał oburzenie leśników”.
Protest leśników przed Sejmem w obronie ministra Jana Szyszko, listopad 2017 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Fundusz Dróg Samorządowych znalazł się w „piątce Morawieckiego”, czyli wśród kluczowych obietnic, które rząd chciałby realizować w kolejnych latach. Działalność funduszu oliwić mają środki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, ministerstwa obrony narodowej i państwowych koncernów. A wreszcie: 800 mln zł w latach 2019-2020 z Lasów Państwowych.

„Właśnie ten ostatni punkt budzi wątpliwości, bo pomysł jest żywcem ściągnięty z... Platformy Obywatelskiej” – wytyka „GPC”. Cóż, nie jest to jedyny projekt pożyczony od poprzednich ekip, mimo to twardo wspierająca na co dzień rząd PiS gazeta postanowiła tym razem oddać salwę w stronę gabinetu Morawieckiego.


I nic dziwnego, bo według naszych rozmówców, relacje między „GPC” a uchodzącym za strażnika interesów leśników Janem Szyszko oraz samym Państwowym Gospodarstwem Leśnym „Lasy Państwowe” są cieplejsze i bliższe niż zresztą rządu.

Firma bez osobowości prawnej
I trudno się dziwić, że ten związek przeważył. Lasy Państwowe nie są – i nie chcą być – jednym z pierwszoplanowych państwowych koncernów. Niezaprzeczalnie jednak nim są: firma wypracowuje co roku niemal 8 miliardów złotych, z czego 90 proc. przynosi sprzedaż drewna. Zatrudnia 25-30 tys. pracowników, a poprzez niemalże monopol na sprzedaż drewna kontroluje kilka branż, zatrudniających do 300 tys. ludzi i wypracowujących eksport warty 45 mld zł rocznie.

PGL LP to firma jedynie teoretycznie. Prawnicy uznają ją za osobliwość – bez osobowości prawnej, formalnie podległą ministerstwu środowiska. – Nie bardzo jednak wiadomo – pisała kilka lat temu, po publikacji głośnego raportu NIK na temat LP, „Polityka” – jakie ma do tego narzędzia.
Gabinet Mateusza Morawieckiego postanowił poszukać pieniędzy na lokalne drogi na kontach Lasów Państwowych, podobnie jak kilka lat wcześniej rząd Donalda Tuska.Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Tę autonomię ilustrują też zarobki: gdy rząd PO-PSL zamroził na kilka lat (2010-2014) płace w budżetówce, w tym samym czasie tu zarobki wzrosły o 30 proc. – To przedsiębiorstwo z jedną z najwyższych średnich pensji w kraju – mówi INNPoland.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki. – Za moich czasów średnia pensja w LP dobijała 7,7 tys. zł. Dyrektorzy funkcyjni zarabiali 20 tysięcy, albo i więcej – dodaje.

Z tych kilku miliardów, które co roku wpadały na konta firmy, budżet państwa miał tyle co nic. – Mimo że utrzymanie i powiększanie zasobów leśnych to zaledwie 13 proc. ich kosztów – wytykała „Polityka”. Tymczasem nawet połowa przychodów firmy może co roku zostawać na kontach. – Przynajmniej w moich czasach te pieniądze leżały na lokatach. Dziś lokaty nie są już tak opłacalne, więc pewnie zostały zlikwidowane – wspomina Piechociński.

Dla rządzących to łatwe pieniądze. Firma nimi nie obraca, nie potrzebuje ich, by funkcjonować, nie ma na karku inwestycji, nie gonią jej prywatni rywale. Środki są na rachunkach, mogą zostać co najwyżej przejedzone. Tak dla Tuska, jak i Morawieckiego, sięgnięcie po nie jest naturalne.

Nic dziwnego zatem, że gabinet PO-PSL uznał, że będzie z tych zaskórniaków budować drogi. Nic dziwnego, że gabinet PiS chce ten pomysł powtórzyć. Nie jest wreszcie żadnym zaskoczeniem, że leśnicy nie mają zamiaru ich oddać. Można co najwyżej zapytać, jak to możliwe, że gospodarstwo uzyskało pozycję pozwalającą torpedować rządowe projekty i wybraniać się przed wolą jakiegokolwiek szefa rządu.

Fundamenty wyjątkowego statusu Lasów Państwowych
– Polska ma długą tradycję nie tylko myślistwa, ale też leśnictwa, na co nakłada się coraz większa gospodarcza rola przemysłu produkującego na bzie darów lasu: meblowego czy wyposażenia domów – tłumaczy wyjątkową pozycję Lasów Państwowych Janusz Piechociński. Do tego dochodzi wyjątkowy w skali Europy fenomen: Polacy uważają spacer w lesie czy zbieranie grzybów za coś naturalnego.
Sojusz ministra Jana Szyszko z PGL LP dla nikogo nie ulegał wątpliwości.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przeciętny obywatel nie wyobraża sobie zatem sytuacji takiej jak prywatyzacja, czy odpaństwowienie lasów. – Państwowość zapewnia lasom właściwą przyszłość – dorzuca były wicepremier. – Ochrona dziedzictwa, kwestie ekologiczne, to widać we wszystkich badaniach – mówi.

Do tego należy dorzucić silne interesy grupowe i silne związki. Państwowość lasów gwarantuje niemalże monopolistyczną pozycję na rynku. Jednocześnie, w 2014 r. leśnicy twardo stawili opór zarówno PO, jak i PiS, gdy partie te chciały wpisać do konstytucji zakaz przekształceń własnościowych lasów – i projekty obu partii upadły, zabrakło pięciu głosów.

W tej chwili firma jest rządzona przez Solidarność leśników – mówi Piechociński. – To kierownictwo LP walczyło w obronie ministra Szyszki. Nic dziwnego, część związkowców, można powiedzieć, uwłaszczyła się nieformalnie na majątku państwowym, jako zarządzający tym majątkiem – kwituje.

Sojusz z ministrem Janem Szyszko przybierał czasem formy surrealistyczne. – Ministrze Szyszko, pan wystąpił przeciwko złu, pan wystąpił przeciwko ideologii szatana. Pan trzyma moralność, pan broni wartości człowieka, dlatego pana tak atakują. Zwyciężymy – zagrzewał do walki z protestującymi w sprawie Białowieży ówczesny dyrektor LP, Konrad Tomaszewski.

Dziś ani Szyszko, ani Tomaszewski nie piastują już swoich funkcji. Być może z perspektywy premiera Morawieckiego „wejście Lasom na konta” wydawało się łatwiejsze niż kiedykolwiek. Te rachuby najwyraźniej jednak zawiodły.