Modelka i nerd przełamuje stereotypy. "Swojej wartości należy szukać w mózgu"

Patrycja Wszeborowska
Pracowała m.in. dla Calvina Kleina i H&M, pojawiła się w Harper's Bazar. Teraz do modelingu już jej nie ciągnie, bo to nauka jest jej prawdziwą pasją. Dzieli się nią na swoim kanale na YouTube, na którym "komunikuje naukowe ciekawostki" i obala mity - wszystko za pomocą merytorycznych, naukowych badań. O tym, gdzie należy szukać swojej wartości, w wywiadzie dla INNPoland.pl opowiada Kasia Gandor.
Kasia Gandor na swoim kanale obala naukowe mity, mówi o książkach i ekologii. Wcześniej pracowała jako modelka. fot. Radek Świątkowski /zbiory prywatne / YouTube.com / Kasia Gandor
Rubryka „o mnie” na twoim blogu, którego działalność już jakiś czas temu zawiesiłaś, zaczyna się słowami: „Jestem byłą modelką, a obecną studentką biotechnologii, pasjonatką nauki, merytorycznych dyskusji i puchatych kotków”. Jak bardzo ten opis jest aktualny?

Wszystko jest aktualne, a zwłaszcza puchate kotki.

Czytając o tobie w mediach, często widzę zestawienie: „modeling” i „nauka”. Czy to specjalny zabieg, żeby zaciekawić tych czytelników, którzy nie wyobrażają sobie połączenia tych dwóch obszarów?

Specjalny i niespecjalny. W moim prywatnym życiu to wydarzenia, które się ze sobą chronologicznie nie zbiegły. Zwłaszcza modeling jest zamierzchłym epizodem. Jednak kulisy tego biznesu interesują ludzi, więc nie walczę z tym, że ktoś mnie o modeling pyta. To więc trochę samo wychodzi, że modeling i nauka pojawiają się obok siebie.


Czy spotykasz się z nastawieniem, że modelki nie powinny parać się nauką?

Z generalnymi stereotypami w stylu: „modelka to powinna się nie odzywać, tylko wyglądać” - nie. Ale już w polemikach ze mną często padają zarzuty: „była modelka, a wypowiada się na temat szczepień, żenujące”.

Czemu rzuciłaś modeling?

To frustrująca praca w świecie, w którym się nie do końca odnajdywałam. Możesz lubić puchate kotki, ale niekoniecznie być weterynarzem. Z modelingiem było tak samo - lubiłam się fajnie ubrać, ale nie do końca byłam szczęśliwa, będąc modelką

Co cię unieszczęśliwiało?

To praca, która ma dużo frustrujących aspektów. Nie za bardzo ma się kontrolę nad swoim czasem, nie za bardzo można zaplanować przyszłość. To również showbiznes, a w nim wszystko jest pisane palcem po wodzie - jednego dnia jest super, a drugiego dnia nikt o tobie nie pamięta, nie pracujesz, nie idzie ci na castingach. Wiele zależy od szczęścia, od tego słynnego bycia w dobrym czasie w dobrym miejscu, a nie od tego, jak ciężko pracujesz.
Kasia była niegdyś modelką. Dziś komunikuje ciekawostki ze świata naukifot. Radek Świątkowski / prywatne zbiory K.Gandor

W modelingu nie ma cię już od około czterech lat. Czy gdybyś chciała wrócić, miałabyś jeszcze szansę, że ktoś cię pamięta?

Mówiąc „nikt o tobie nie pamięta”, mam na myśli, że zapomina już po tygodniu, a nie po czterech latach (śmiech). Gdybym nawet chciała wracać (a nie chcę) to byłoby mi trudno - ze względu na wiek, moje obecne wymiary i nastawienie do tego biznesu.

Skąd się wzięła w tobie pasja i zainteresowanie nauką?

Byłam tym dzieckiem, które kopało w ziemi, oglądało kamyki i obserwowało dzięcioły w lesie. Biotechnologia jako kierunek studiów była więc naturalnym, oczywistym wyborem.

To skąd w takim razie modeling?

Modeling był prozaiczną decyzją, która pozwalała mi zarobić trochę grosza w liceum. Nigdy nie marzyłam o wielkiej karierze, wybiegach. To była rzecz, dzięki której możesz zarobić i trochę pojeździć po świecie. Pieniądze, które zarabiałam, to nie były żadne kokosy, ale na tamten czas mi wystarczały. Jednak nauka zawsze była w tle i zawsze wiedziałam, że pójdę na studia. 

Modeling nie przeszkadzał ci w nauce w szkole?

Nigdy nie wyjeżdżałam w trakcie liceum. Byłam z tych odpowiedzialnych nastolatek-kujonek i dawałam priorytet szkole. Zaczęłam wyjeżdżać dopiero, kiedy zdałam maturę, choć w tym biznesie jest zazwyczaj inaczej - dziewczyny wyjeżdżają bardzo wcześnie, już w gimnazjum.

Czy były fajne momenty w pracy jako modelka?

Jasne! To jest praca, w której poznaje się masę wspaniałych ludzi - kreatywnych, ekscentrycznych, ciekawych. Poza tym zwiedziłam kawał świata. Momenty złe i dobre się równoważyły.

Co dobrego wyniosłaś z modelingu?

Na pewno generalną „ogarniętość”. Funkcjonuje stereotyp modelki, która mało się orientuje, niewiele wie, a w rzeczywistości jest to zaprzeczenie wszystkich cech, które modelka musi mieć, by przeżyć. Masz paręnaście lat i wyjeżdżasz na drugi koniec świata, gdzie musisz się odnaleźć. To była dla mnie szkoła dorosłości.

Jak to jest z pewnością siebie? W końcu są zwrócone na ciebie setki oczu, reflektorów. Czy modeling uzbraja cię w jakieś narzędzie, dzięki któremu łatwiej ci robić karierę na YouTubie?

Ta praca na pewno pomaga w obyciu z kamerą. Z pewnością siebie bywa różnie. Moment, kiedy jesteś w błysku fleszy i ludzie cię podziwiają, to tak naprawdę ułamek całej roboty, którą wykonujesz. Większość twojej pracy, szczególnie na początkowym etapie, gdy nie jesteś rozpoznawana, to castingi, na których najczęściej słyszysz, że się nie nadajesz. Takie doświadczenia często wręcz podburzają pewność siebie u dziewczyn.

U ciebie też podburzyły?

Mnie paradoksalnie nauczyły, że pewność siebie nie powinna wynikać z powierzchowności, czy centymetra więcej czy mniej w biodrach. Dla nastolatki to cenne doświadczenie. Nie tam powinno się szukać swojej wartości.

A gdzie?

W mózgu!

W takim razie wracając do mózgu i nauki - żeby zostać biotechnologiem trzeba umieć biologię, matmę, chemię. Czy nauka przychodziła ci z łatwością, czy poświęcałaś jej dużo pracy?

W szkole nie miałam w ogóle problemów z nauką, dodatkowo to są dziedziny, które mi łatwo wchodzą. Chociaż byłam i wciąż jestem z tych skrupulatnych i pracowitych, więc trudno mi ocenić, ile w tym wszystkim łatwości, a ile pracy.

Skąd bierzesz pomysły do swoich filmów?

Z życia, z mediów. Obserwuje pojawianie się różnych mód, diet, typów kosmetyków, zdrowotnych zabiegów, czy dyskusji dotyczących środowiska. Dzięki moim studiom jestem wyposażona w merytoryczne zaplecze, które pozwala mi się nad nimi pochylić i je przeanalizować.

W ostatnim filmie, gdzie recenzowałaś film „What the health”, za pomocą bullshitometru obalałaś półprawdy dotyczące jedzenia mięsa, które się w nim pojawiły. Sama nie jesz mięsa. Czy nie sądzisz, że oddałaś niedźwiedzią przysługę wegetarianom, dając oręż do walki z nimi mięsożercom?

Oddzielam to, jakie mam przekonania, od tego, jakie są fakty. Ten odcinek to nie był pean na cześć jedzenia mięsa (choć tak część osób go odebrała), tylko sprzeciw wobec zakłamywania rzeczywistości. „What the health” często ją naginał.

Zdarza się, że naukowcy stosują półprawdy, by przepchnąć jakąś hipotezę?

To jest bardzo szerokie pytanie. Powiem tak: metoda naukowa, prawidłowo stosowana, przestrzegająca wszystkich reguł, którymi się rządzi statystyka, nie jest idealną metodą poznania świata, ale nie dysponujemy lepszą.

Metoda naukowa jest skomplikowana i nieintuicyjna, a to sprawia, że pojawia się pole do manipulacji czy nadużyć, które bez zaplecza merytorycznego trudno jest namierzyć. Gdybyśmy bardzo chcieli, pewnie moglibyśmy statystycznie udowodnić związek między popularnością Justina Biebera a zachorowaniami na cukrzycę w północnej Szwajcarii. 
 
Ty zaś stoisz na straży obiektywnej nauki.

Stanie na straży brzmi strasznie zobowiązująco. Na pewno jestem zwolenniczką racjonalności i weryfikowania faktów. Kierowania się bardziej w stronę rozsądku, niż emocji.

Czy ludzie chcą się dowiadywać więcej o nauce?


Z mojego doświadczenia wynika, że chcą.
Kasia wierzy, że wartości nie należy szukać w powierzchowności, a w rozumieYouTube.com / Kasia Gandor

A kiedy obalasz jakiś powszechny, popularny mit - spotykasz się z negatywnymi reakcjami w stylu: „To nieprawda, kłamiesz?”

To zależy od tematu. Są tematy, do których ludzie podchodzą pełni emocji, bo się z różnymi ruchami i ideami identyfikują. Takie tematy to na przykład szczepionki czy jedzenie mięsa. Jeśli dla przykładu ktoś jest przeciwny szczepieniom, to pod taką deklaracją kryje się bardzo często drugie dno. Osoba przeciwna szczepieniom uważa się nieraz za taką, która nie kupuje masowego przekazu, jest podejrzliwa, nie wierzy w system, korzysta z alternatywnych źródeł wiedzy, stoi w opozycji do tego, co ślepo przyjmują masy.

Kiedy więc trafia na mój film, łatwo jest jej reagować złością. Jestem dla niej przedstawicielką właśnie tego ogłupiającego systemu, z którym walczy. To właśnie wtedy najczęściej słyszę „ty głupia modelko, co tym tam wiesz”. 

Jakie stoją jeszcze wyzwania przed youtuberką mówiącą o nauce i kontrowersyjnych tematach?

Nie spodziewałam się, że wyzwaniem będzie moja płeć. Jeśli z YotuTube wyciągniesz działkę urody i mody, to okaże się, że twórcy na tej platformie to niemal sami mężczyźni. Jeśli zaś prezenterem jest mężczyzna, to najprawdopodobniej widownia też będzie w większości męska.

Kiedy moje filmy są polecane przez yotutubowy algorytm publiczności, która nie miała ze mną kontaktu wcześniej, to bardzo często w komentarzach pojawiają się ludzie bardzo zdziwieni tym, że nie dość, że widzą kobietę, to jeszcze ta kobieta mówi o nauce, dziedzinie stereotypowo męskiej. Sporadycznie zdarzają się wtedy chamskie, seksistowskie komentarze. 

Trudne jest też szukanie kompromisu między tym, na ile przekaz powinien być uproszczony, a na ile szczegółowy. To zawsze problem, by ocenić, na ile odbiorca zna pewne pojęcia, a na ile trzeba mu wytłumaczyć podstawy w stylu „tak wygląda koło”.

A te wszystkie trudne wyrazy, których używasz czasem w filmach, np. oksybenzon. Czy posługujesz się nimi równie swobodnie w codziennej rozmowie?

Mam pewne skrzywienie. Obracając się w jednostkach naukowych, wsiąkając w bańkę znajomych, którzy znają tę terminologię - oswajasz się. Przestajesz zauważać, że niektóre wyrażenia są zwyczajnie niezrozumiałe dla innych.

Pisząc scenariusz, zawsze staram się wyłapywać te trudne wyrazy i zastępować je prostszymi. Ludzie przychodzą na YouTube przede wszystkim po rozrywkę, a nie po to, żebym zamęczała ich akademicką terminologią.