W Europie tego nie kupisz. Spróbowaliśmy tajemniczego "wegemięsa", które smakuje jak wołowina

Krzysztof Majdan
Sam nie wierzę w to, co piszę, ale było pyszne. Mięso powstałe z roślin, które smakuje jak prawdziwa wołowina, nie "prawie jak". A wszystko dzięki specjalnemu sosowi, nazwijmy go "roślinną krwią". Wiem, że mi nie wierzycie, do niedawna sam bym nie uwierzył, aż spróbowałem. Jeśli nie dajecie wiary moim słowom, uwierzcie pieniądzom - Google chciał kupić producenta tego "niemięsa" za 200-300 mln dol., a nie zwykł wyrzucać kasę w błoto.
Wegemięso Impossible Foods Fot. Impossible Foods / materiały prasowe
Impossible Foods - ta firma dobrała sobie adekwatną nazwę, bo produkuje mięso z roślin o smaku prawdziwego mięsa. Wiadomo, jak to jest z zamiennikami mięsa. Określenie „smakuje prawie jak mięso” to w ich przypadku zwykła bzdura. Jestem dumnym reprezentantem obozu mięsożerców. Kiedyś propozycje bezmięsnych posiłków kwitowałem stwierdzeniem, że nie jestem królikiem, żeby sałatę jeść na obiad.

Z wiekiem mięso przestało być codzienną pozycją obowiązkową w jadłospisie, nie ma jednak siły, która skłoni mnie do jego całkowitego porzucenia. Nie dopuszczam do jedzenia żadnych ideologii. Rozwijające się trendy weganizmu i wegetarianizmu przynoszą całkiem nowe potrawy i sposoby ich podania, by zminimalizować różnice, ale wyjaśnijmy sobie jedno: jest mięso i całe to "roślinne coś", udające mięso.


Niemięso Impossible Foods
Na tej skali pojawiło się coś nowego, nazwijmy to "niemięsem". Świadom wagi tych słów stwierdzam, że produkt Impossible Foods smakuje jak mięso, bez żadnych "prawie". Bez najmniejszej tęsknoty mógłbym odstawić zwykłe mięso dla niemięsa.
Makaron z "niemięsem" firmy Impossible Foods. Smakuje jak prawdziwe, ma ten sam posmak, konsystencję, zapach.Fot. Innpoland.pl

Od dawna miałem ochotę go spróbować, nigdy nie było jednak sposobności. Ta pojawiła w San Francisco, przy okazji na branżowej konferencji Samsunga. To zupełny przypadek, że zauważyłem w którejś z knajp nazwę i skojarzyłem, o co chodzi.

Trudno oddać smak słowami. Mięso Impossible ma konsystencję wołowiny, ma ten metaliczny posmak, którego próżno szukać w tofu czy kotletach sojowych, ma kolor i zapach kojarzący się z mięsem. Różnice są minimalne, a gdy dodamy do tego sumę smaków innych składników potrawy – praktycznie niezauważalne. To moja opinia. Kolega po fachu różnice poczuł, jednak na tyle mało istotne, że również byłby w stanie odstawić zwykłe mięso.

Jak to powstaje? To już zaawansowana biochemia. Pisząc w uproszczeniu, cały sekret tkwi w hemie. Hem jest obecny w każdym organizmie na Ziemi, roślinach, zwierzętach, u ludzi. To składnik hemoglobiny, odpowiedzialny m.in. za czerwony kolor krwi, szczególnie u ssaków występuje w dużych ilościach. Zdaniem Pata Browna, naukowca i założyciela Impossible Foods, to on odpowiada za posmak mięsa, a także nasze łaknienie, by je spożywać.

Tajemnica tkwi w "krwawym sosie"
Po latach badań zespół Browna wyodrębnił rodzaj hemu w leghemoglobinie zawartej w korzeniach soi, "fermentując" go niejako w zmodyfikowanych drożdżach. W ten sposób powstaje "sos", czy bardziej obrazowo "krew roślinna". To w niej tkwi sekret.
Firma jest w stanie produkować hem na masową skalę. Samo niemięso powstaje z klasycznych składników – soi, pszenicy, tłuszczu kokosowego itp. W połączeniu z hemem powstaje finalny produkt.

Wiem, że mi nie wierzycie. Jeszcze do niedawna sam bym nie uwierzył. Uwierzcie jednak pieniądzom. Firma istnieje od 2011 r., jednak finalny produkt sprzedaje dopiero od 2015 r. Poprzednie lata poświęciła na badania. Gdy wprowadziła wegeburgera do kilku zaledwie droższych knajp w USA, zgłosił się do niej Google, oferując - według nieoficjalnych informacji - 200-300 mln dol. za przejęcie. 200-300 mln dol., a mówimy tu zasadniczo o start-upie, który po pięciu latach działalności dopiero co wszedł na rynek.

Korporacja dostaje kosza
Propozycja została odrzucona, rzekomo dlatego, że Impossible chciał więcej pieniędzy, choć to komentarz nieoficjalny za „The Information”. Prezes z kolei w mediach zarzekał się, że nie sprzedał i nie sprzeda, argumentując typowo po amerykańsku o tym, że nie porzuci „misji firmy”.

Prozaiczna prawda jest taka, że siedzi na potencjalnej żyle złota i sprzedaż byłaby przedwczesnym ruchem. Zwłaszcza, że firma ma za co żyć. Google Ventures, inwestycyjne ramię korporacji, było wśród pierwszych inwestorów, gdy Impossible Foods dopiero raczkował. Podobnie jak Bill Gates, który słynie z inwestowania w co najmniej niekonwencjonalne projekty.
Przy produkcji niemięsa nie cierpią żadne zwierzęta.Fot. David DeHetre Flickr.com / CC BY 2.0
Na tej ścieżce były potknięcia. Firmie zaczął przyglądać się rynkowy regulator – Federalna Agencja Żywności i Leków. Miała szereg obaw związanych z bezpieczeństwem, bo hem ekstraktowany z soi nigdy nie był spożywany przez ludzi. Po paru miesiącach badań i testów regulator orzekł, że nie ma powodu do niepokoju, dając firmie zielone światło. Od tego momentu jej rozwój nabrał tempa.

Firma zaczynała sprzedaż w New Jersey i Kalifornii. Dziś to mięso można dostać w ok. 3 tys. punktów w USA, od niedawna pojawiło się w Hong Kongu. Nie mówimy tu tylko o droższych restauracjach, dużym motorem wzrostu było wprowadzenie burgera Impossible do sieci fast-foodów White Castle w formie slidera za 2 dol.

Czy w Europie pojawi się niemięso Impossible? Jeśli już, to raczej w krajach zachodnich, a i to nieprędko. W naszej szerokości geograficznej trudno będzie to dostać, gdybyście jednak kiedyś zaważyli tę nazwę w knajpie za granicą - nie zastanawiajcie się dwa razy. Spróbujcie, choćby z czystej ciekawości. Nie pożałujecie.